Wystarczą radykalne zmiany w przepisach, a przestępcy z nawyknienia zamienią się w łagodne baranki. Ministrów było wielu, a niezależnie od opcji politycznej każdy ma podobny pomysł na politykę karną: zaostrzać przepisy, ograniczać sędziom możliwość orzekania łagodnych kar, dorzucać nowe przepisy karne.
Nowy minister sprawiedliwości (Marek Biernacki - na zdjęciu) jest niezwykle ambitnym politykiem. W dn. 20 IX b.r. na łamach "Rz" przeczytałem artykuł o pryncypiach polityki karnej nowego ministra: Biernacki: będzie rewolucja w kodeksie karnym. Minister chce "zmienić całą filozofię systemu karnego i wprowadzić rewolucyjne zmiany". 
Aż chce się zapytać, co takiego się stało? Czyżby się gwałtownie zmieniła opcja polityczna u władzy? A może minister chce się oprzeć na jakiejś nowej szkole prawa karnego, a za nim stoi zastęp utytułowanych doradców, którzy do tej pory nie mieli wpływu na kształt polskiego prawa karnego? Nic tych rzeczy. Po raz kolejny serwuje się opinii publicznej odgrzewane kotlety, licząc, że nakarmiony nimi naród poprze i dzielnego ministra sprawiedliwości i partię rządzącą.
Ta "rewolucja" ma polegać bowiem na ograniczeniu kar wolnościowych i podwyższaniu zagrożenia za poszczególne przestępstwa przeciwko życiu, zdrowiu i wolności osobistej. Zdaniem ministra sądy orzekają za łagodnie i zbyt często kary wolnościowe. Z drugiej strony minister zauważył, że obecnie w więzieniach przebywa 85.000 osób, a kolejne 71.000 oczekuje na miejsce w więzieniu. Ewidentnej sprzeczności w swoich wywodach minister nie dostrzega. Jeżeli sądy orzekać będą więcej kar pozbawienia wolności, to kolejka oczekujących na odbycie kary jeszcze bardzie się wydłuży. A nic nie kompromituje równie mocno wymiaru sprawiedliwości jak orzekanie kar pozbawienia wolności, których się nie da zrealizować. Nikt się nie boi bezzębnego tygrysa. Warto też po raz kolejny przypomnieć ministrowi, że nie ma prostej korelacji pomiędzy karami za przestępstwami przeciwko życiu, zdrowiu i wolności osobistej. Z reguły sprawcy tego rodzaju przestępstw nie kalkulują zawczasu, jaka kara im grozi. Podejrzewać wręcz można, że nawet wprowadzenie zasady "Oko za oko, ząb ząb" niewiele by tu zmieniło.
Ze swej strony radziłbym nowemu ministrowi zająć się rzeczywistymi problemami polskiego wymiaru sprawiedliwości. Inflacją pozakodeksowych przepisów karnych, których mamy tysiące, gdyż Sejm prawie każdą ustawę zaopatruje w przepisy karne. Absurdalnie długimi okresami przedawnienia, które każą sądowi przez 25 lat (tyle wynosi przedawnienie wyrokowania kradzieży z włamaniem!) analizować, kto włamał się do piwnicy i ukradł słoik z ogórkami. Albo też dziwną niemocą organów ścigania, gdy chodzi o przestępstwa skarbowe, gospodarcze, czy giełdowe. Tego rodzaju przestępczość uderza w byt całego państwa, podcinając jego ścięgna ekonomiczne i ma większe znaczenie dla ogółu, niż przestępstwa przeciwko życiu, zdrowiu i wolności osobistej. Jeżeli minister chce ograniczyć zjawisko recydywy, to zamiast podwyższania za nią kar lepszy efekt da stworzenie działającego systemu opieki postpenitencjarnej. Wtedy osoba opuszczająca zakład karny nie będzie zdana sama na siebie i otrzyma pomoc w adaptacji do warunków wolnościowych.
No, ale realizacja tego rodzaju reform w prawie karnym wymaga wysiłku, pomysłów, długotrwałej pracy i pieniędzy. Prościej jest ogłosić rewolucję i przy okazji skrytykować sędziów, że wydają zbyt łagodne wyroki.

Autor, Andrzej Nogal jest adwokatem w Warszawie