Projekt przewiduje powstanie rejestru domen internetowych zamieszczonych na liście ostrzeżeń publicznych Komisji Nadzoru Finansowego. Wpis domeny do rejestru będzie powodował powstanie po stronie operatora obowiązku zablokowania dostępu do danej strony w ciągu 48 godzin. Ministerstwo przekonuje, że takie rozwiązanie przyczyni się do zapobiegania nadużyciom na rynku finansowym dokonywanym w internecie. - Czy jednak środki proponowane przez Ministerstwo są aby na pewno odpowiednie? – zastanawiają się eksperci Fundacji Panoptykon.

- Coraz powszechniejsza chęć ustawodawcy (i to nie tylko polskiego, bo również w Unii Europejskiej coraz śmielej wysuwane są pomysły blokowania i filtrowania treści, np. tych naruszających prawa autorskie) do ingerowania w wolność komunikacji w Internecie jest co najmniej niepokojąca. Blokowanie stron internetowych to bardzo inwazyjne narzędzie, które nie tylko – wbrew oczekiwaniom – nie jest skuteczne w walce z nadużyciami, ale w dodatku godzi w gwarantowane konstytucją wolność słowa i prawo dostępu do informacji w Internecie. Jakiekolwiek ograniczenie tej wolności powinno być niezbędne i proporcjonalne – stwierdza Karolina Iwańska z Fundacji.

Wprowadzenie rejestru domen internetowych krytykuje także Rzecznik Praw Obywatelskich, który zwraca uwagę na to, że mechanizm blokowania stron internetowych stwarza poważne niebezpieczeństwo dla wolności słowa obejmującej nie tylko możliwość swobodnego otrzymywania i przekazywania informacji, ale także jej aktywne poszukiwanie i zdobywanie. Rzecznik podkreśla też, że w związku z konstytucyjnym zakazem cenzury prewencyjnej ingerencja w wolność słowa może być dopuszczona tylko wyjątkowo – a proponowane rozwiązanie nie spełnia tego warunku.

A Fundacja Panoptykon przypomina, że projekt ustawy wprowadza, analogicznie do uchwalonej w grudniu ubiegłego roku ustawy hazardowej, furtkę do blokowania internetu. - Od ustawy antyterrorystycznej, hazardowej i o nadzorze nad rynkami finansowymi coraz prościej będzie pod przykrywką „zwalczania nadużyć” wprowadzać ustawy blokujące inne treści, np. te niewygodne dla danego obozu rządzącego. Brzmi nieprawdopodobnie? Być może, ale jeśli nie zareagujemy już teraz na tak nieproporcjonalny i zagrażający wolności w internecie środek jak blokowanie stron, stopniowo wprowadzany w kolejnych dziedzinach życia, to w pewnym momencie możemy obudzić się z ręką w nocniku – komentuje Karolina Iwańska.