Chodzi o zwrot kosztów przejazdu do pracy tym sędziom, którzy uzyskali zgodę na zamieszkiwanie poza miejscowością będącą siedzibą sądu i dojeżdżanie tam własnym samochodem.  Jak podaje PAP, wytyczne ministra sprawiedliwości obniżające stawki sędziowskich "kilometrówek" są już gotowe i czekają na podpis ministra.

Decyzja ministra to efekt ustaleń przyjętych w połowie grudnia podczas rozmów ze związkowcami reprezentującymi pracowników sądów. Resort zapewnił wtedy,  że podejmie intensywne działania "na rzecz systemowego zwiększenia wynagrodzeń pracowników sądów".

Czytaj: Podwyżki dla pracowników sądów z dodatków sędziów>>

W zamieszczonej na stronie internetowej Solidarności Pracowników Sądownictwa "notatce roboczej" po tych rozmowach zaznaczono, że resort przekazał, iż rozważa "zamrożenie sędziom kilometrówek, które wynoszą 20 mln zł rocznie, jak również funduszu mieszkaniowego (pożyczki mieszkaniowe dla sędziów), którego kwota roczna to 35 mln zł, co dałoby oszczędności pozwalające na wzrost wynagrodzeń wszystkich pracowników o dodatkowe 100 zł". 

Popierali protest, to stracą dodatki

Kierownictwo resortu sprawiedliwości nie kryje, że te decyzje są formą odwetu na sędziach za to, że popierali protest płacowy pracowników sądów. - Wiemy, że stowarzyszenia sędziowskie gorąco zachęcały pracowników sądów, aby przed świętami Bożego Narodzenia tego rodzaju dezorganizację pracy sądów przeprowadzić po to, żeby wymusić przyznanie dodatkowych środków pieniężnych. Jest dla mnie oczywiste, że sędziowie ci doskonale wiedzieli, że w grudniu już jest gotowy projekt ustawy budżetowej i minister sprawiedliwości nie ma możliwości pozyskania tych środków spoza budżetu resortu. Przepisy prawa nie pozwalają ministrowi na skorzystanie ze środków finansowych, których nie jest dysponentem - mówił w czwartek wiceminister Łukasz Piebiak. - Skoro zostaliśmy postawieni tak de facto pod ścianą, musieliśmy znaleźć pieniądze, by sytuację uspokoić i znaleźliśmy je w kieszeniach sędziów - dodał.

Zdaniem Piebiaka  "tak naprawdę środowisko sędziowskie samo do tego doprowadziło". Jego zdaniem działacze stowarzyszeń sędziowskich "musieli zdawać sobie sprawę, że jeżeli będą zachęcali, a nawet inspirowali w grudniu nielegalny protest pracowników, to (...) jedyne miejsce, w którym minister może znaleźć pieniądze, to będzie kieszeń sędziów".