Zadziwiające bywa, z jaką determinacją organy postępowania przygotowawczego (dotyczy to zwłaszcza policji), chcą zakończyć sprawę, zwłaszcza gdy zbliża się koniec roku i trzeba wyrobić statystykę. Odbywa się to często kosztem dużych uproszczeń proceduralnych.

Czytaj: Mikołaj Kozak: Przy procesie karnym problemem czas i organizacja >>

Jakie są grzechy główne?

Po pierwsze, zatrważająca jest liczba sytuacji, w których nie zawiadamia się pełnomocnika/obrońcy o prowadzonych – „na szybko” – czynnościach.

Po drugie, w ogóle nie rozpoznaje się złożonych wniosków dowodowych. Nie chodzi nawet o ich oddalenie z wymijającą, ucieczkową argumentacją. Nie, chodzi o sytuacje, w których organ – jak się zdaje – w ogóle nie zauważa, że wnioski zostały złożone.

Po trzecie, nie zawiadamia się o końcowym zaznajomieniu z aktami postępowania albo zawiadamia w taki sposób, że zawiadomienie jest co prawda wysłane, ale przed jego odbiorem akt oskarżenia jest wysyłany do sądu. Kiedy zatem uprawniony chce skorzystać z uprawnienia do złożenia w ustawowym terminie wniosków o uzupełnienie postępowania przygotowawczego, to sprawa jest już w sądzie.

Po czwarte, zasada prawdy materialnej i prawo do obrony schodzą na dalszy plan. Często bywa tak, że podejrzany na etapie przedstawienia zarzutów odmawia złożenia wyjaśnień, ale deklaruje, że będzie chciał je złożyć po zapoznaniu się z materiałem dowodowym. Takie stanowisko jest w aktach, obrońca składa osobny wniosek o przeprowadzenie dowodu z wyjaśnień podejrzanego. Co robią (za) często organy? Mówią, że okazja już była i wyjaśnienia będą mogły zostać złożone przed sądem.

 

Sprawa wraca do... punktu wyjścia

Postępowanie przygotowawcze z wadami takimi jak wyżej opisane kończy się i sprawa trafia do sądu. Obrońca składa wniosek o zwrot sprawy do dalszego prowadzenia przez policję/prokuraturę z uwagi na istotne braki postępowania. Taki wniosek często jest uwzględniany, bo sędziowie są przeciążeni i niekoniecznie marzy im się wyręczanie prowadzących dochodzenie.

Akta wracają do policjanta i sprawa trafia do punktu wyjścia. Co dał pierwotny pośpiech? Nic. Opóźnił tylko sprawę o kilka miesięcy. Ktoś bardzo chciał skończyć sprawę pod koniec grudnia, zamiast w połowie stycznia, a wylądował z nią w czerwcu. A przecież zgodnie z art. 2 par. 1 pkt 4 kodeksu postępowania karnego, rozstrzygnięcie sprawy powinno nastąpić w rozsądnym terminie.