Swoją decyzję o przygotowaniu projektu przewidującego szereg nowych sankcji i zaostrzenie już istniejących za brawurową jazdę, szczególnie po alkoholu lub narkotykach, rząd uzasadnia tym, że "wypadki drogowe to nie tylko trauma poszkodowanych i ich bliskich, lecz także koszty dla gospodarki. Straty dla budżetu państwa z tytułu zdarzeń drogowych są szacowane na ponad 56 mld zł rocznie, w 2018 roku koszty te stanowiły 2,7 proc. polskiego PKB". A dla wzmocnienia tego uzasadnienia podano, powołując się na policyjne statystyki, że w 2020 roku zgłoszono 23 540 wypadków drogowych w których śmierć poniosło 2 491 osób.

Czytaj: Surowe kary i powiązanie kosztu ubezpieczenia z liczbą punktów karnych mają poprawić bezpieczeństwo na drogach>>

To oczywiście duża liczba i na pewno za duża. Tylko ani rząd w swoim uzadanieniu przyjętego we wtorek 13 lipca projektu, ani wspierająca go swoim komentarzem Komenada Główna Policji, nie porównują tych danych do wcześniejszych statystyk. A z nich wynika, że liczba wypadków i liczba ofiar śmiertelnych z roku na rok systematycznie spadają. Nie podano więc, że w 2019 roku miało miejsce 30 288 wypadków drogowych i był to spadek w porównaniu z 2018 o 1386 wypadków (-4,4 proc.), a w wyniku wypadków drogowych 2909 osób poniosło śmierć. W 2017 r. doszło do 32 tys. 650 wypadków (mniej o 1 tys. 142 niż w 2016 r.), w których życie straciło ok. 2800 osób ( mniej o około 220 osób w stosunku do roku poprzedniego).
Autorzy projektu i wspierające ich kierownictwo policji nie informują też, że jeszcze w 2009 liczba zabitych w wypadkach drogowych przekraczała 5 tys. osób rocznie. I nie robią tego nie dlatego, bo nie wiedzą, ponieważ te dane pochodzą z policyjnych statystyk, zresztą publicznie dostępnych.

Oczywiście, to nadal nie jest dobra sytuacja. W Polsce na 100 tys. mieszkańców przypada 7,2 ofiary wypadków drogowych rocznie, podczas gdy średnia w Unii Europejskiej wynosi około 5. Jest więc co w tej dziedzinie robić, ale czy zaostrzanie kar to jedyna i najlepsza metoda? Od lat kryminolodzy przekonują, że nie, a obserwowany od lat pozytywny trend jest skutkiem wielu działań i zjawisk, z najmniejszym udziałem kar. Drogi mamy coraz lepsze, samochody jeszcze bardziej, wzrasta też, choć niewątpliwie za wolno, świadomość społeczna. Warto też pamiętać o takim czynniku z kategorii samokontroli społecznej, jak dość powszechne już kamerki z samochodach, które skutecznie zapisują uczynki drogowych szaleńców. 

Czytaj: 
Policja: przestępczość w Polsce nadal spada>>
Prof. Hołyst wiele czynników wpływa na spadek przestępczości>>

Wszystko to, w tym także surowsze niż w Polsce kary, jest też w krajach, które mają znacznie mniej wypadków drogowych i jeszcze mniej ofiar. Ale tam, co każdy podróżujący po zachodniej części naszego kontynentu widział, jest też wiele elementów infrastruktury drogowej, które utrudniają lub uniemożliwiają łamanie przepisów. Tam też można dużo zapłacić i stracić prawo jazdy za szybką jazdę w terenie zabudowanym, ale w niewielu miejscach jest to możliwe. Nie da się wjechać do wioski z predkością 100 km na godzinę, bo z reguły jest przed nią rondo lub inny spowalniacz. Jeśli polski rząd chce działać na rzecz większego bezpieczeństwa na drogach, to niech zainicjuje akcję budowy spowalniaczy na drogach lokalnych. No i niech znajdzie na to pieniądze. 

Jakoś nie słychać o takim programie. Może dlatego, że to wymaga szerszego zaangażowania wielu organów administracji, zapewne szeregu zmian w prawie no i pieniędzy. A przede wszystkim to musiałby być wieloletni program, a swoją troskę o bezpieczeństwo w postaci kolejnego zaostrzania przepisów można pokazać już, w kilka dni po jakimś bulwersujacym wypadku. Bo przecież nie jakieś głębokie analizy i szerokie konusltacje z ekspertami stoją za przygotowanym przez rząd projektem, tylko niedawny tragiczny wypadek koło Stalowej Woli. Bo właśnie po takich nagłaśnianych przez media wypadkach dokonywane są kolejne zmiany w prawie drogowym i karnym, zwykle bez solidnej analizy skutków poprzednich takich zmian. Czy ktoś zbadał skutki zmian wprowadzonych po głośnym wypadku z 2014 roku w Kamieniu Pomorskim, gdzie pijany kierowca zabił sześć osób.

Więcej: Przepisy o surowszym karaniu pijanych kierowców mogą wejść w życie>>

Owszem, od tamtej pory zmalała liczba wypadków i ofiar, ale czy na skutek wprowadzonych wtedy naprędce zmian? Wtedy też argumentowano, że potrzebne jest zaostrzeniek kar, żeby pijacy nie zabijali ludzi, a tymczasem dalej zdarzają się takie przypadki. Czy po projektowanej teraz zmianie ten problem zniknie?

Jeśli Komenda Głowna Policji wspiera rządowy projekt argumentami, że surowe kary i ich nieuchononość wpłyną na zmniejszenie liczby wypadków (to ostatnie akurat tak), to niech wyjaśni, dlaczego w ostatnim okresie zmalała liczba kontroli trzeźwości na drogach. Nieuchronność ma polegać na niekontrolowaniu? 

Więcej: Przez pandemię mniej kontroli trzeźwości na drogach>>