Projekt zakłada rozszerzenie i ułatwienie dostępu GUS do danych osobowych – i to nie tylko tych podstawowych, jak imię i nazwisko czy data urodzenia, ale również bardziej szczegółowych, jak źródła utrzymania czy stopień niepełnosprawności. Za uzasadnienie wystarczyć ma zaś ogólna kategoria „dobra publicznego” – rozumiana tutaj jako „konieczność dostarczania informacji o zachodzących zjawiskach demograficznych, społecznych i gospodarczych oraz stanie rozwoju społeczeństwa i państwa”.
- Już teraz instytucja ta wie o nas bardzo wiele. A GUS chciałby mieć dostęp do wszystkiego, co wiedzą na nasz temat organy państwa: sądy, ministerstwa (prowadzące m.in. system informacji oświatowej i system informacji medycznej) urzędy skarbowe czy ZUS. Konsekwencją przyjęcia projektu będzie więc ułatwienie dostępu do kolejnych informacji i powstanie prawdziwwej mega-bazy danych. I to ciągle rosnącej, projekt nie przewiduje bowiem niszczenia zebranych informacji.
Jak głosi uzasadnienie projektu, jego celem jest „rozszerzenie gwarancji nieodpłatnego i terminowego dostępu służb statystyki publicznej do administracyjnych źródeł danych”, a tym samym „zmniejszenie obciążenia respondentów” (czyli każdego z nas) bezpośrednim przekazywaniem danych do GUS. Wystarczy, że dane interesujące GUS posiada np. ministerstwo pracy w ramach systemu monitoringu pomocy społecznej i… nie będziemy już fatygowani, dane przepłyną z jednego miejsca w drugie. W takim rozwiązaniu GUS dostrzega kompromis pomiędzy konstytucyjną ochroną prywatności, a „obowiązkami systemu statystyki publicznej”. Nie zgadzamy się z taką logiką - czytamy w opinii Fundacji Panoptykon.