Pomorska gazeta przygotowywała materiał o jednym ze wspólników adwokata Marcina Dubienieckiego. Jeden z dziennikarzy chciał zapytać o to, w jakich okolicznościach nawiązali współpracę. Wyjaśnienia nie udało się uzyskać. - Jakby pan do mnie przyszedł do kancelarii i poprosił o komentarz, to dostałby pan w dziób za takie pytanie i za czelność, że pan do mnie dzwoni - odpowiedział zdenerwowany Dubieniecki. Na pytanie dziennikarza "dlaczego" mecenas odparował: "Niech pan się ode mnie odpier... i niech pan do mnie nie dzwoni, tak? Do widzenia".
Dziekan Okręgowej Rady Adwokackiej wyjaśnił dzisiaj, że Rada najpierw musi uzyskać potwierdzenie, że takie słowa zostały użyte przez Marcina Dubienieckiego. Formalnie jest na to miesiąc, ale - jak zauważył Jerzy Glanc - z uwagi na duże zainteresowanie sprawą, zapewne potrwa to krócej.
Jerzy Glanc wyjaśnił, że najłagodniejszą karą dla mecenasa jest upomnienie, następnie nagana, kara pieniężna, zawieszenie w wykonywaniu zawodu do 5 lat lub nawet wydalenie z palestry.

Źródło: Onet.pl

Czytaj także: Samorząd adwokacki oceni wypowiedzi mec. Dubienieckiego