W prokuraturze zaczyna się rewolta. Na początek dymisje złożyło dziewięciu prokuratorów z warszawskiej prokuratury okręgowej, a zapowiedzieli taki krok wszyscy prokuratorzy rejonowi w stolicy. Zanim jednak zdążyli zrobić to co zapowiedzieli, o zwolnienie ze stanowiska poprosiła ich szefowa, do czego zresztą prokurator generalny natychmiast się przychylił. W Warszawie być może kryzys na tym się zakończy, ale w skali kraju to chyba dopiero początek drogi. Warszawscy prokuratorzy swoje wnioski o dymisje tłumaczą naciskami politycznymi, jakie musieli znosić w swojej pracy.

Nikogo to nie powinno dziwić, ponieważ media o takich przypadkach donosiły nie raz. O nagłych przyspieszeniach dawno zapomnianych postępowań, dotyczących akurat - taki przypadek - ludzi związanych z opozycją, o podciąganiu dowodów za uszy, by wykazać politycznie potrzebną tezę itp. I przeciwnie, sprawy dotyczące ludzi związanych z partią rządzącą odkładane były - dla dobra śledztawa, oczywiście - na półkę. To przecież czysty przypadek, że konferencję w sprawie posłanki Sawickiej zorganizowano parę dni przed wyborami, a zatrzymanie byłego ministra Lipca tuż po wyborach. Jednak informacje o stojących za tymnaciskach rządzących polityków zwykle nie były precyzyjne, pochodziły z anonimowych źródeł, nikt nie chciał ich oficjalnie potwierdzać, a prokuratorzy prowadzący "podejrzane" prawy odmawiali komentarzy, zasłaniając się "dobrem śledztwa". Było wprawdzie kilka dziwnych, ale pojedynczych dymisji prokuratorów, m.in, w Katowicach, ale dopiero słynne oświadczenie sprzed kilku tygodni Stowarzyszenia Prokuratorów RP było zapowiedzią otwartej rozmowy o tym problemie. Wprawdzie kierownictwo Prokuratury Generalnej próbowało jeszcze akcję spacyfikować, ale udało się tylko doprowadzić do tego, że szef stowarzyszenia Krzysztof Parulski zrzucił prokuratorską togę i oficerski mundur (był prokuratorem wojskowym).

Stowarzyszenie Prokuratorów nie dawało jednak za wygraną, czego jednym z przejawów była zorganizowana niedawno na Uniwersytecie Warszawskim konferencja, podczas której prokuratorzy już nie tylko skarżyli się na naciski i ręczne sterowanie, ale domagali się też zmian w prawie regulującym status prokuratorów. Wszytko to wskazywało niezbicie, że cierpliwość prokuratorów wyczerpuje się. Teraz zapewne dowiemy się o wielu innych buntach w różnych prokuraturach i dymisjach tych spośród ich szefów, którzy pełnili w nich role politycznych komisarzy kierującej wymiarem sprawiedliwości ekipy. Zasadne jest oczywiście pytanie, dlaczego prokuratorzy odwagi do mówienia wprost o nieprawidłowościach nabrali dopiero po wyborach, gdy stało się oczywiste, że rządzić będzie kto inny. Chociaż trzeba pamiętać, że Stowarzyszenie Prokuratorów protestowało wtedy, gdy wcale nie było pewne, że PiS przegra. Teraz zapewne większa grupa prokuratorów nabierze odwagi, by powiedzieć: dość! I będzie na pewno spore czyszczenie struktur tej instytucji.

Będzie też zapewne trochę igrzysk, chociaż przydałaby się przy tej okazji poważna dyskusja o tym, jak zabezpieczyć prokuraturę przed zagrożeniami, jakie oglądaliśmy w ostatnich dwóch latach. Nie wystarczy bowiem "posprzątać po PiS-sie", jak mówił w jednym z wywiadów już na poczatku minionej kadencji prof. Andrzej Zoll. Nie wystarczy powiedzieć, że oni psuli instytucje państwa prawa, a my będziemy je umacniać. Być może ugrupowania, które teraz tworzą rząd, będą wolne od takich pokus, ale co szkodzi wprowadzić jakieś przed takimi pokusami zabezpieczenia? Zresztą jeśli naród demokratycznie mógł powierzyć władzę ugrupowaniom, które miały z jednej strony dość swobodny, a z drugiej instrumentalny stosunek do prawa i instytucji stojących na jego straży, to czy taki scenariusz nie może się kiedyś powtórzyć? Przydałyby sie jakieś trwałe rozwiązania, odporne na ewentualne zakusy różnej maści demagogów.