Sędziów ściąga się do ministerstwa sprawiedliwości, aby wykonywali nadzór nad sądami powszechnymi. Jeśli utrzymujemy taki model nadzoru, jak obecnie, czyli wykonywany przez  ministerstwo sprawiedliwości to trudno przyjąć, aby wykonywali go najlepsi nawet urzędnicy.
Trybunał Konstytucyjny w wyroku z 2009 r.(K 45/07) uznał, że łącznie przez sędziego funkcji orzeczniczych z wykonywaniem czynności administracyjnych, na podstawie delegowania do Ministerstwa Sprawiedliwości i jednostek organizacyjnych podległych Ministrowi Sprawiedliwości jest niezgodne z zasadą podziału i równowagi władzy. Narusza też niezależność sądów, gdyż powoduje zacieranie się różnicy między wykonywaniem wymiaru sprawiedliwości a pracą na rzecz władzy wykonawczej. 
- Mam poważne wątpliwości co do trafności tego orzeczenia – mówi sędzia Górski. – Widzę w nim poważne pękniecie. Z jednej strony TK powiedział, że nadzór sprawowany przez ministra to jest dopuszczalne krzyżowanie władz. Ale administrowanie i orzekanie – to jest naruszenie zasady państwa prawnego.
W bardzo konfliktowych sprawach trudniej jest orzekać sędziemu szeregowemu pod przewodnictwem prezesa sądu, niż pracować w ministerstwie sędziemu delegowanemu z Zamościa. W MS jest jednym z wielu, i nie ma zagrożenia tak wielkiego, jak w wyroku TK zostało przedstawione.
Mam wątpliwości, co do sędziego-wiceministra sprawiedliwości. Słuszne jest rozwiązanie gdy sędziemu powierza się nadzór administracyjny nad sądownictwem.