Sejmowa Komisja finansów publicznych zajmowała się we wtorek sprawą interpretacji podatkowych przy egzekwowaniu podatku od osób prawnych (CIT) wobec przedsiębiorstw zaangażowanych w latach 2007-08 w zakup pochodnych instrumentów finansowych, przede wszystkim tzw. opcji walutowych.
Po dyskusji z udziałem m.in. przedstawiciela MF, wiceministra Jarosława Nenemana komisja jednogłośnie przyjęła dezyderat, w którym wzywa ministra finansów "do podjęcia działań mających na celu ujednolicenie stosowania przepisów prawa podatkowego" przez organy podatkowe i skarbowe w sprawie opcji.
Komisja w dezyderacie zwraca się przede wszystkim o uznanie "jako koszt uzyskania przychodów wydatków z tytułu zawarcia z bankami w latach 2007-08 kontraktów dotyczących instrumentów pochodnych jako racjonalnie uzasadnione w świetle ówczesnej sytuacji rynkowej, z wyjątkiem sytuacji, gdy organ wykaże, że kontrakty te miały ze strony przedsiębiorcy cel wyłącznie spekulacyjny".
Za koszt uzyskania przychodów, zdaniem komisji, powinny być także uznane wydatki, związane z realizacją i zamknięciem tych kontraktów, w tym spłaty przed przedsiębiorstwa kredytów oraz kosztów ugód z bankami.
Komisja uznała jednocześnie, że "nie do zaakceptowania jest sytuacja, w której organy podatkowe traktują potencjalne należności banków z tytułu zamkniętych kontraktów opcyjnych, których banki nie dochodzą w wyniku zawartych porozumień z przedsiębiorcami, jako przychody podatkowe".
Wcześniej komisja odrzuciła odpowiedź resortu finansów na poprzedni dezyderat w tej sprawie.
Podczas dyskusji inicjatorka przyjęcia kolejnego dezyderatu, posłanka Józefa Hrynkiewicz (PiS) podkreślała, że przedsiębiorcy traktowali tzw. opcje walutowe jako zabezpieczenie się przed ryzykiem kursowym, a nie jako źródło dochodu. "My nie bronimy spekulantów, chcemy tylko, by MF ustaliło jednolitą wykładnię" - powiedziała.
"Firmy, które straciły na opcjach traktowane są przez urzędy skarbowe jak oszuści i spekulanci. Właśnie dlatego, że nie ma jednolitej wykładni w tej sprawie" - powiedziała Hrynkiewicz. Zwróciła uwagę, że komisja debatuje na ten temat już po raz trzeci, poprzednio też przyjęła dezyderat, ale na razie nie ma efektu.
Także obecni podczas posiedzenia przedsiębiorcy argumentowali, że ewenementem jest to, że państwo od nich żąda podatków za coś, co było stratą. Przekonywali, że konieczność zapłacenia tych podatków może zagrozić kondycji finansowej ich firm.
"Nie wiem, dlaczego resort finansów nie chce uznać za koszt uzyskania przychodu straty, jaką ponieśliśmy na opcjach. Nabywaliśmy te opcje w dobrej wierze, od banków, które są instytucjami zaufania publicznego, a instrumenty te nie były wtedy kwestionowane przez Komisję Nadzoru Finansowego jako toksyczne. A my musieliśmy zabezpieczyć się przed stałym wtedy umacnianiem się złotówki do dolara czy euro" - powiedział Robert Duszkiewicz, wiceprezes ds. finansowych Zakładów Magnezytowych "Ropczyce", jednej z firm, której dotyczy problem. "Chcemy tylko, by minister stosował prawo zgodnie z jego literą" - dodał.
Stanowisko to wsparła przewodnicząca komisji Krystyna Skowrońska (PO), przekonując m.in., że taka interpretacja obowiązków podatkowych mieści się w logice obowiązującej zasady "in dubio pro tributario". Przyznawała też, że zawierając umowy na opcje firmy nie były w stanie zważyć związanego z tym ryzyka.
Wiceminister finansów Jarosław Neneman odpowiadał jednak, że stworzenie w tej sprawie jednolitej wykładni podatkowej może być trudne, bo przypadki poszczególnych firm różnią się od siebie i organy skarbowe muszą oceniać każdy z nich indywidualnie.
"Pytanie jest, czy firmy kupując opcje zabezpieczały się przed ryzykiem, czy narażały się na jeszcze większe ryzyko" - powiedział Neneman. "Kosztem uzyskania przychodu może być tylko to, co jest związane z zabezpieczeniem przychodu" - dodał.
Zaznaczył, że firmy mogły zabezpieczać się przed ryzykiem kursowym, ale jednocześnie "kilka lat temu część przedsiębiorców zaczęła wykorzystywać różnego rodzaju instrumenty finansowe jako dodatkowe źródło dochodu". "Firmy, które nie były narażone na ryzyko kursowe nabywały instrumenty, których do końca nie rozumiały" - mówił.
Rozstrzygnięcie w każdym z przypadków zależy więc, dodał Neneman, "nie od takiego czy innego nastawienia fiskusa", ale np. od tego, czy firma była rzeczywiście narażona na ryzyko kursowe. Tu z kolei znaczenie miało, czy zajmowała się głównie eksportem, czy importem, bo dla jednych umocnienie złotego było korzystne, a dla drugich nie - zwracał uwagę Neneman.
"Nie prowadzimy tu żadnej zorganizowanej akcji, żeby szukać pieniędzy gdzie się da, każdy przypadek jest analizowany osobno" - podkreślał w rozmowie z PAP wiceminister finansów.
Podczas kryzysu finansowego w 2008 roku wiele polskich przedsiębiorstw popadło w trudności finansowe w efekcie nieudanej inwestycji w opcje walutowe (umowy z bankami, opiewające na zakup lub sprzedaż waluty po ustalonym kursie). Silne osłabienie złotego spowodowało, że wielu inwestorów poniosło straty na opcjach, a dla niektórych skończyło się to upadłością.
Sprawa oparła się o rząd. Ówczesny wicepremier Waldemar Pawlak proponował, aby unieważnić niekorzystne dla firm umowy z bankami. Niektóre firmy zerwały umowy opcyjne, decydując się na zapłatę kar umownych, które wliczyły w koszty podatkowe, inne zawarły ugody z bankami.(PAP)
pś/ mhr/
Dowiedz się więcej z książki | |
CIT. Komentarz. Podatki i rachunkowość
|