Warto zwrócić uwagę, że z wczorajszej sesji zwycięsko wyszły tylko niektóre rynki wschodzące - Warszawa, Budapeszt, Sao Paulo, Buenos Aires. Trwają poszukiwania nowych safe haven i przy okazji nowych ofiar wojen walutowych. Kraje Europy Środkowej oferują zbyt małe rynki i zbyt niepewną przyszłość, ale korony norwerska i szwedzka mogą zostać uznane za wartościowy substytut franka.
Dziś jednak rynki bardzo chcą wzrostu. Widać to było już wczoraj po wzroście rentowności amerykańskich 10-latek powyżej 2 proc., widać dziś po spadku ceny złota o 1,5 proc., wreszcie widać także po rosnących indeksach azjatyckich - Nikkei zyskał 2 proc., a Kospi 3,8 proc. Przypomnę, że na dwóch wcześniejszych sesjach Kospi zgubił ponad 5,5 proc. - zmienność nastrojów jest więc wciąż olbrzymia i niebezpieczna dla niewprawionych inwestorów. Ale ostatecznie mamy przecież wojnę, SNB mógł wskazać drogę także Bankowi Korei, który również zmaga się z wysokim kursem wona (lecz także z wysoką inflacją).
W Europie zobaczymy zapewne wzrosty na otwarciu mimo słabości rynków akcji wczoraj po południu. Ale zwyżka w Azji, dobre zachowanie kontraktów na S&P, wczorajsze dobry odczyt ISM sektora usług w USA i ujawnienie planów Barracka Obamy, który chce pobudzić rynek pracy z pomocą 300 mld USD wstrzykniętych za sprawą cięć podatkowych i wydatków publicznych - oto atuty kupujących akcje. Dodatkowymi mogą być dane o produkcji przemysłowe w Wielkiej Brytanii i Niemczech. Rynek czeka także na decyzję w sprawie legalności niemieckiej pomocy na rzecz Grecji.
Nie ma powodów, dla których Warszawa miałaby zachowywać się całkowicie odmiennie od pozostałych rynków europejskich, RPP prawie na pewno stóp nie zmieni i retoryką zapewne także nie zaskoczy.
Emil Szweda, Noble Securities