Premier chwali się sytuacją gospodarczą Polski, opowiada o rosnących wpływach z podatków, a minister Rafalska rekordowo niskim bezrobociem i wzrostem płac. Jeśli jest tak dobrze, to czemu wciąż jest tak źle? - pytają pracujący. Bo mimo strzałek na rządowych prezentacjach, pokazujących wzrosty, wielu nie widzi w portfelu żadnej różnicy. I dziwią się, dlaczego. Dziwią, pytają, proszą, a kiedy to nie pomaga, sięgają po mocniejsze argumenty. Rok 2018 pokazał, że najlepszym jest choroba.

Szlak przetarły pielęgniarki. Pokazały, że gdy rząd ma nóż na gardle, bo szpitale ograniczają przyjęcia pacjentów, a planowane zabiegi są odwoływane, to nagle na dnie kieszeni znajdują się pieniądze. Dogadały się z ministerstwem. Dogadali się też w końcu policjanci, kiedy minister Brudziński zorientował się, że nie będzie komu zabezpieczyć marszów 11-listopadowych i w kraju może być naprawdę niebezpiecznie, a za granicą kiepsko wizerunkowo. W połowie listopada było już wiadomo, że to działa. I nikt nie zastanawiał się już chyba, czy kolejni pójdą tą drogą, bo to było już pewne. Pytanie brzmiało: kiedy?

Czytaj na Prawo.pl: Policjanci zakończyli protest. Wywalczyli szybsze emerytury i pełnopłatne nadgodziny >

I nie trzeba było długo czekać. Po sparaliżowanych szpitalach przyszedł czas na sądy. Masowe chorobowe znowu okazały się strzałem w dziesiątkę. Ministerstwo Sprawiedliwości zawarło we wtorek porozumienie ze związkami zawodowymi w sprawie podwyżek płac dla pracowników sądów: mają dostać o 200 zł więcej, a dodatkowo przed świętami po 1000 zł brutto nagrody. Nie wszyscy są z takich warunków zadowoleni. - Związek Zawodowy sprzedał pracowników - komentują niektórzy protestujący.

Jeszcze mniej zadowoleni są nauczyciele, którzy "rozchorowali" się w przedświątecznym tygodniu i usłyszeli we wtorek od minister Zalewskiej, że podwyżki są już ustalone i pieniędzy na dodatkowe nie ma. To dopiero początek protestu nauczycieli. Kolejnej fali powinniśmy się spodziewać w okresie egzaminów ósmoklasistów i matur.

Czytaj na Prawo.pl: ZNP rozpoczyna protest i chce rozmawiać z MEN o płacach >

Strajkować i protestować ma prawo każdy. To przecież nie nowość, ale nowością jest forma tego protestu. Bo przecież ktoś te zwolnienia wystawia, a osoby, które na nich przebywają jawnie przyznają, jaki jest ich powód. Lewe zwolnienia są jakby w prawie. Inna sprawa, że ZUS nawet nie próbuje kontrolować chorych, bo i tak jest zawalony pracą, a sam zmaga się z niedoborami kadrowymi. I o ile ZUS nie miał prawa kontrolować policjantów, bo nie podlegają oni pod powszechny system ubezpieczeń, o tyle pozostałe grupy śmiało mógłby sprawdzać. Z kolei MSWiA, które mogło kontrolować L4, nie podjęło żadnych działań. We wtorek minister Zalewska powiedziała, że głęboko wierzy nauczycielom, bo to zawód szczególnego zaufania i nie przewiduje w związku z tym szczególnych kontroli tego, czy nauczyciele są faktycznie chorzy.

Swoją drogą, ciekawe czy przyjdzie taki moment, gdy to pracownicy ZUS, którzy kontrolują zasadność wystawiania zwolnień i prawidłowość ich wykorzystania, pójdą na chorobowe - oni też narzekają przecież na zarobki.