- W związku z trudną sytuacją, w której znaleźliśmy się jako społeczeństwo i jako społeczność, zwracamy się z prośbą o pomoc i wsparcie - postarajmy się wykorzystać nasze profesjonalne umiejętności najlepiej jak tylko się da w tym szczególnym okresie – pisało 10 kwietnia w apelu do psychologów Polskie Towarzystwo Psychologiczne, prosząc o włączenie się do akcji PTP - Pomoc w stanie epidemii koronawirusa, i zaoferowanie bezpłatnej pomocy psychologicznej przez telefon lub Internet. 

Fakt, że epidemia koronawirusa faktycznie nie służy Polakom potwierdzają dane przekazane serwisowi Prawo.pl przez Zakład Ubezpieczeń Społecznych. Wynika z nich, że w  marcu 2020 r. liczba zarejestrowanych zaświadczeń lekarskich o czasowej niezdolności do pracy z tytułu choroby własnej, opieki nad dzieckiem oraz nad innym członkiem rodziny, wyniosła 3,3 mln. W porównaniu z lutym 2020 r., wzrost zwolnień lekarskich wyniósł więc aż 36 procent.

Nie od dziś wiadomo, że tę formę "ratunku" przed zwolnieniem z pracy wybierają niektórzy zatrudnieni, mając nadzieję, że w ten sposób unikną zwolnienia albo przynajmniej opóźnią moment jego wręczenia.

Do wzięcia zwolnienia na depresję i wypalenie zawodowe przyznała się jedna z kobiet z Warszawy. – Wiem, że będą chcieli mnie zwolnić, więc poszłam na 6-miesięczne zwolnienie lekarskie. Jeśli do tego dodać 3-miesięczne wypowiedzenie, to w sumie będę miała 9 miesięcy na leczenie i złapanie oddechu – mówi otwarcie, choć chce pozostać anonimowa.

 

Małgorzata Iżycka-Rączka, Krzysztof Wojciech Rączka

Sprawdź  

Kobiety chorowały najwięcej

W okresie styczeń-kwiecień 2020 r. 55,5 proc. zaświadczeń z tytułu choroby własnej wystawiono kobietom. Dla porównania, w analogicznym okresie 2019 r. odsetek ten był nieznacznie wyższy i wyniósł 56 procent.

W okresie styczeń-kwiecień 2020 r. wystawiono:

  1. na okres od 1 do 5 dni – 29,2 proc. zaświadczeń lekarskich z tytułu choroby własnej, w tym 2,8 proc. zaświadczeń jednodniowych,
  2. na okres od 6 do 10 dni – 27,4 proc. ogółu zaświadczeń,
  3. na okres od 11 do 30 dni – 38,9 proc. ogółu zaświadczeń lekarskich.

 

Analiza liczby dni absencji chorobowej w korelacji z wiekiem wykazała, że w okresie styczeń-kwiecień 2020 r. najwyższy odsetek – 27,7 proc. dni absencji chorobowej odnotowano w grupie wiekowej między 30 a 39 rokiem życia. W populacji kobiet wyniósł on 31,4 proc., wśród mężczyzn – 22,4 proc. W analogicznym okresie 2019 r. udziały te kształtowały się odpowiednio: 28,6 proc., 32,9 proc. i 22,4 proc. – wskazuje ZUS.

Co ciekawe, w okresie styczeń-kwiecień 2020 r. absencja najczęściej spowodowana była:

  1. chorobami układu oddechowego – 17,8 proc. ogółu liczby dni absencji (17,0 mln dni),
  2. ciążą, porodem i połogiem – 17,1 proc. (16,3 mln dni absencji chorobowej),
  3. chorobami układu kostno-stawowego, mięśniowego i tkanki łącznej – 16,2 proc. (15,4 mln dni),
  4. urazami, zatruciami i innymi określonymi skutkami działania czynników zewnętrznych – 10,6 proc. (10,1 mln dni).

 

Według danych ZUS, w kwietniu 2020 r. zarejestrowano 2,4 tys. zaświadczeń lekarskich z tytułu COVID-19 na łączną liczbę 37,8 tys. dni absencji chorobowej. Natomiast liczba zaświadczeń lekarskich wystawionych w związku z kwarantanną (bez danych o izolacji na podstawie decyzji sanepidu o kwarantannie) wyniosła 9 tys. na liczbę 112,1 tys. dni absencji chorobowej.

 

Sprawdź również książkę: Kodeks pracy ze schematami >>


Depresja w wyniku epidemii

W kwietniu 2020 r. Zakład Ubezpieczeń Społecznych odnotował też wzrost zachorowalności na choroby z grupy „Zaburzenia psychiczne i zaburzenia zachowania”. W porównaniu z marcem liczba dni absencji chorobowej wzrosła o 5,3 pkt proc., a liczba zaświadczeń lekarskich o 5,1 pkt proc.

- Szczerze mówiąc uważam, że kwietniowy wzrost zachorowalności na choroby z grupy „zaburzenia psychiczne i zaburzenia zachowania” nie wynika ze wzrostu liczby zachorowań na choroby psychiczne, ale jest spowodowany zaburzeniami adaptacyjnymi, reaktywnymi zaburzeniami depresyjnymi czy lękowymi. Ludzie rzeczywiście boją się koronawirusa, przeżywają lęki, nie śpią po nocach. Gdyby jeszcze mieli dobrą, stabilną sytuację zawodową, to taka osoba z nerwicą czy łagodnymi objawami lękowo-depresyjnymi  po prostu by się ubrała i poszła do pracy. A ponieważ dochodzi izolacja, zachowanie dystansu i częstokroć niepewność bytu i utrzymania zatrudnienia, to taka osoba nie jest w stanie zaadoptować się do nowych warunków – mówi prof. n.med. Dominika Dudek, lekarz psychiatra, kierownik Katedry Psychiatrii Collegium Medicum Uniwersytetu Jagiellońskiego. Jak podkreśla, zaburzenia adaptacyjne trudno traktować jako choroby psychiczne, ale wymagają one leczenia i wsparcia terapeutycznego.

Zdaniem prof. Dudek, dużo jest też osób, które mają problemy neurotyczne, i dla nich epidemia stanowi dodatkowy stres.

– W ostatnim czasie miałam też kilku pacjentów, którzy bali się powrotu do pracy po okresie pracy zdalnej i siedzeniu w domu. Wręcz trzęśli się ze strachu. Do tej pory siedzieli w domu i pracowali, aż tu nagle nakaz powrotu do pracy i panika. Dlatego tak ważny jest plan behawioralny, aktywizacja i kontakt z drugim człowiekiem, co umożliwia stopniowe aklimatyzowanie się do wyjścia z domu – mówi prof. n. med. Dominika Dudek. Podkreśla przy tym, że psychiatra jest w stanie rozpoznać osobę, która symuluje i odróżnić ją od tej, która rzeczywiście nie radzi sobie z sytuacją. – Rozmawiamy z pacjentem nie tylko o objawach, ale i o pracy, życiu, problemach, codziennym funkcjonowaniu, jego pasjach i o tym, co mu sprawiało do tej pory radość. Słuchamy nie tylko, co mówi, ale i jak mówi. Patrzymy na kontekst całej sytuacji. Udawanie zaburzeń psychicznych nie jest wcale łatwe – podkreśla prof. n. med. Dominika Dudek.

 

Psycholog Katarzyna Komorowska, szefowa Sekcji Interwencji Kryzysowej Polskiego Towarzystwa Psychologicznego nie ma wątpliwości, że masowa trauma jest trudna dla całej społeczności, ale najgorzej znoszą ją osoby, które już wcześniej miały jakieś deficyty, i dla których zamknięcie, i pozbawienie kontaktu z ludźmi, jest dużym obciążeniem. – Uogólniony niepokój wszyscy przeżywamy, a osoby lękowe czy osłabione uprzednimi stratami, czy trudnościami, z tym niepokojem sobie nie radzą  – podkreśla Katarzyna Komorowska. Według niej, dla wielu dużym problemem jest reorganizacja własnej osoby a prawdziwym piekłem jest pozostawanie w domu na małej powierzchni wspólnie w kilka osób, zwłaszcza w presji obowiązku. W dłuższej perspektywie sądzę jednak, że skutki epidemii koronawirusa najdotkliwiej mogą odczuwać osoby, które zorganizowały już sobie życie i z tego życia musiały zrezygnować, czyli np. młodzi ludzie, którzy wynajęli mieszkanie, rozpoczęli studia a na skutek epidemii musieli to wszystko zostawić i wrócić do domu rodzinnego, z którego wcześniej wyszli – dodaje.  

 

Małgorzata Iżycka-Rączka, Krzysztof Wojciech Rączka

Sprawdź  

Utrata pracy i lęk przed epidemią

- Pytanie, o ile zwiększyła się liczba chorujących płatników, czyli osób prowadzących działalność gospodarczą. W mojej ocenie w marcu na zwolnienie nie „uciekali” pracownicy, bo wtedy jeszcze nie było dużej presji, by zwalniać – w przeciwieństwie do kwietnia. Natomiast niewątpliwie skutki pandemii w marcu odczuli tzw. samozatrudnieni – mówi Paweł Korus, radca prawny, partner w kancelarii Sobczyk & Współpracownicy. I dodaje: - Dla mnie jako laika wzrost liczby osób z problemami psychicznymi ma oczywisty związek z pandemią. Nie tyle przy tym winiłbym rodzinę (przymusowy pobyt z bliskimi), co poziom lęku. Marzec i początek kwietnia to okres nieustannego „straszenia”.

- W mojej ocenie tak duża skala wystawionych zwolnień lekarskich może świadczyć o lęku - zarówno po stronie pacjentów, pracowników, jak i medyków. Pierwsi obawiali się ryzyka zarażenia, a drudzy - źle postawionej diagnozy i przeoczenia ewentualnych chorych. Celem obu stron była minimalizacja ryzyka zarażenia. Był to początek pandemii, więc lęk i związany z nim stres były spotęgowane – mówi Wioletta Żukowska-Czaplicka, ekspert ds. regulacji Pracodawców RP. Zwraca przy tym uwagę na to, że - jak wynika z danych ZUS - po marcowej "górce" w kwietniu widać już spadek wystawionych zwolnień lekarskich, których było już „tylko” 1,8 mln. Można zatem uznać, iż marcowy rekord absencji chorobowych był spowodowany „efektem pandemii” – dodaje Żukowska-Czaplicka.   

 

Sprawdź również książkę: Kodeks pracy ze schematami >>


Podkreśla, że z punktu widzenia pracodawców należy dodać, iż wszelkie absencje pracowników zawsze mają wpływ na organizację pracy.
 Pamiętajmy też, że na absencje chorobowe nałożyły się nieobecności związane z pobieraniem dodatkowego zasiłku opiekuńczego, który ma zostać przedłużony do 28 czerwca, a może nawet dłużej, co również istotnie zaburzyło normalne funkcjonowanie firm. Co ważne, zdecydowana większość absencji chorobowych była krótsza niż 33 dni, a to oznacza, że ich koszty ponieśli pracodawcy, a nie ZUS. Dlatego też Pracodawcy RP postulowali, aby w czasie pandemii to ZUS przejął wypłatę świadczeń chorobowych, przynajmniej po 14 dniu, tak jak to jest w przypadku pracowników 50 plus – mówi Wioletta Żukowska-Czaplicka. 

Nie wyklucza, że tak duża liczba zwolnień lekarskich może być związana z pogarszającą się sytuacją na rynku pracy. Ucieczka na zwolnienie lekarskie uniemożliwia bowiem zwolnienie. - Redukcje etatów wydają się być nieuniknione, pozostaje jedynie pytanie o ich skalę. Tymczasem niebawem skończą się dofinansowania z tarczy antykryzysowej i los 1 mln miejsc pracy, jak wynika z danych podawanych przez rząd, może okazać się niepewny – uważa ekspert Pracodawców RP. 

Czytaj również: Chorobowe to nie urlop wypoczynkowy - firmy sprawdzają pracowników

Czy będą kontrole?

Tak duża skala absencji chorobowych może spowodować, że ZUS zwiększy swoje działania kontrolne. I na to powinni przygotować się chorujący.

- ZUS ma prawo i obowiązek badać kwestię orzekania o czasowej niezdolności do pracy. Zasady kontroli zaświadczeń lekarskich nie zmieniły się w związku ze stanem epidemii, zmienił się jedynie sposób, w jaki lekarze orzecznicy realizują kontrolę zwolnień lekarskich – mówi serwisowi Prawo.pl Paweł Żebrowski, rzecznik prasowy Zakładu Ubezpieczeń Społecznych. I dodaje: - W okresie, w którym badania lekarskie w ZUS były odwołane, tj. do 8 maja 2020 r., lekarze orzecznicy ZUS prowadzili kontrolę w oparciu o dokumentację medyczną, która była podstawą do wystawienia kontrolowanego zwolnienia lekarskiego. Od 11 maja br. wznowiliśmy przeprowadzanie badań bezpośrednich przez lekarzy orzekających w ZUS, w tym w postępowaniach dotyczących kontroli zwolnień lekarskich.

 

Paweł Żebrowski przypomina, że lekarz orzecznik ZUS w ramach kontroli zwolnienia lekarskiego może przeprowadzić badanie osoby, dla której wystawiono zwolnienie lekarskie, a także zażądać od lekarza, który wystawił zwolnienie, udostępnienia dokumentacji medycznej, która była podstawą do wystawienia zwolnienia. W razie wątpliwości lekarze orzecznicy mają również prawo skierować osobę na badanie do lekarza konsultanta lub na badanie dodatkowe. - Decyzja o sposobie kontroli danego zwolnienia podejmowana jest indywidualnie w każdej sprawie, z uwzględnieniem m.in. danych zawartych w treści tego zwolnienia – zapewnia rzecznik prasowy ZUS.