Od 1 stycznia 2022 r. obowiązują przepisy Polskiego Ładu, którymi rząd Zjednoczonej Prawicy chciał ograniczyć pracę na czarno oraz wypłacanie wynagrodzeń „pod stołem”. Konsekwencje podatkowo-składkowe z tych tytułów mają ponosić nieuczciwi pracodawcy, a nie ich pracownicy. Jeszcze w listopadzie 2021 r. na konferencji prasowej przedstawiciele Ministerstwa Finansów, Państwowej Inspekcji Pracy oraz Zakładu Ubezpieczeń Społecznych zapewniali, że przepisy przewidują również korzystne warunki legalizacji zatrudnienia. Tymczasem nie dość, że nie udało się ukrócić procederu, to jeszcze panuje przekonanie, że to rząd sam wpędza pracodawców i w konsekwencji także pracowników w szarą strefę. Paradoksalnie powodem tego stanu rzeczy ma być znaczący w ostatnich latach wzrost minimalnego wynagrodzenia za pracę (w tym roku pensja minimalna była podnoszona dwukrotnie). A lepiej nie będzie także w przyszłym roku, bo płaca minimalna również wzrośnie dwa razy: z obecnych 3600 zł do 4242 zł, a minimalna stawka godzinowa - z 23,50 zł do 27,70 zł. Natomiast od 1 lipca - odpowiednio do kwoty 4300 zł i 28,10 zł.

W ramach RDS apelowaliśmy o zamrożenie płacy minimalnej, bo taki wzrost w obecnych warunkach wysokiej inflacji i kosztów działalności gospodarczej jest irracjonalny. Poza tym skutki tego odczują sami pracownicy, a efekt może być odwrotny od zamierzonego – mówi Katarzyna Siemienkiewicz, ekspert ds. prawa pracy Pracodawców RP. Jak tłumaczy, w mniejszych ośrodkach pracownicy na pewno ucieszą się, że będą zarabiali więcej, ale dopiero po 2024 r. zobaczymy, jakie będą tego skutki i ile osób będzie pracowało na pół czy na część etatu. - Rzeczywistość może być taka, że będą dostawali część wynagrodzenia pod stołem albo będą pracowali na czarno – mówi Katarzyna Siemienkiewicz. I dodaje: - Rozumiem stanowisko związków zawodowych, że domagają się wyższej płacy, ale chciałabym wiedzieć, ile dostają skarg od pracowników, że komuś obcięto etat, że zarabia mniej albo dostaje część wynagrodzenia pod stołem. Inna sprawa, że przenoszenie instytucji prawa pracy, tj. minimalnej stawki godzinowej, na cywilne umowy jest nieporozumieniem i prowadzi tak naprawdę do rozszerzenia szarej strefy.

Czytaj również: Płaca minimalna szybko rośnie i zaburza proporcje na rynku pracy>>

Polski Ład uderza w firmy i rykoszetem w pracowników

Jak wspomnieliśmy, od 1 stycznia 2022 r. obowiązuje ustawa z 29 października 2021 r. o zmianie ustawy o podatku dochodowym od osób fizycznych, ustawy o podatku dochodowym od osób prawnych oraz niektórych innych ustaw (Dz.U. z 2021 r., poz. 2105), która wprowadziła istotne w tej kwestii przepisy.  Chodzi o art. 14 ust. 2 pkt 20, zgodnie z którym przychodem z działalności gospodarczej jest wartość pracy osoby zatrudnionej nielegalnie ustalona za każdy miesiąc, w którym zostało stwierdzone nielegalne zatrudnienie, w wysokości równowartości minimalnego wynagrodzenia za pracę obowiązującego w danym miesiącu, przy czym przychód powstaje na dzień stwierdzenia nielegalnego zatrudnienia. Przychód ten, jak mówi z kolei nowy art. 14 ust. 2j, ustala się także w przypadku, gdy wynagrodzenie z tytułu nielegalnego zatrudnienia zostało faktycznie wypłacone osobie nielegalnie zatrudnionej. 

Do tego dochodzi art. 21 ust. 1 pkt 151 ustawy o PIT, na podstawie którego wolne od podatku są przychody pracownika z tytułu nielegalnego zatrudnienia oraz przychody pracownika w części, w jakiej pracodawca nie ujawnił ich właściwym organom państwowym. A także art. 23 ust. 1 pkt 55c i pkt 55d, zgodnie z którym do kosztów uzyskania przychodów nie zalicza się wypłaconych, dokonanych lub postawionych do dyspozycji wypłat, świadczeń oraz innych należności z tytułu nielegalnego zatrudnienia oraz wypłaconego pracownikowi wynagrodzenia w części, w jakiej pracodawca nie ujawnił ich właściwym organom państwowym, oraz  opłaconych do Zakładu Ubezpieczeń Społecznych składek, o których mowa w art. 16 ust. 1e ustawy z dnia 13 października 1998 r. o systemie ubezpieczeń społecznych. Ten nowy przepis, wprowadzony tą samą ustawą, przewiduje, że w przypadku stwierdzenia nielegalnego zatrudnienia lub zaniżenia podstawy wymiaru składek pracowników, składki na ubezpieczenia emerytalne, rentowe i chorobowe od wynagrodzenia z tytułu nielegalnego zatrudnienia oraz od części nieujawnionego wynagrodzenia nie obciążają ubezpieczonego i opłacane są w całości z własnych środków przez płatnika składek.

Tyle przepisy. O tym, jak wygląda rzeczywistość wiele mówi list naszego Czytelnika. - Jestem kierowcą w branży transportowej i od co najmniej 1,5 roku – czyli w czasie, gdy minimalne wynagrodzenie za pracę znacząco wzrosło, a nawet dwukrotnie było podnoszone w ciągu roku – ja ciągle otrzymuję część mojej pensji pod stołem – napisał. Jak zapewnił, nie zarabia mało, bo dużo pracuje, ale jego „oficjalne” wynagrodzenie, od którego płacone są podatki i składki na ubezpieczenia społeczne to płaca minimalna. Reszta, czyli premie i dodatki, trafiają do niego „pod stołem”. – Pracodawca tłumaczy, że nie stać go na legalną wypłatę całości pensji. I że dawałby więcej, gdyby nikt go do tego nie zmuszał, bo wtedy mógłby więcej płacić tym,  którzy na to zasługują, a tak musi płacić więcej wszystkim, bo zmusza go do tego państwo – napisał. Jak twierdzi, jego firma nie jest wyjątkiem w takim podejściu. –  Tak jest w wielu firmach branży transportowej, ale nie tylko w transportowej – podkreślił.

O to, dlaczego tak jest zapytaliśmy Przemysława Hinca, doradcy podatkowego i członka zarządu w kancelarii PJH Doradztwo Gospodarcze. Według niego, przepisy te będą zachęcały do prób wypychania pracowników z etatu na działalność gospodarczą. Jak mówi, będzie się tak działo (a w zasadzie już się dzieje) w każdym przypadku, w którym będzie to możliwe, co z kolei zafałszuje statystyki dotyczące działalności gospodarczej, np. nowo otwieranych firm. Zwraca przy tym uwagę na mechanizm, który prócz wzrostu płacy minimalnej dodatkowo, zwłaszcza mniejszym firmom, nie pozwala zachowywać się prawidłowo na rynku z powodu obciążenia danina publiczną. – To jest ten tzw. pakiet mobilności, który dotyczy firm wykonujących usługi transportu międzynarodowego lub delegujących pracowników do pracy za granicą. Jeżeli chcą się zachowywać prawidłowo, to ponoszą naprawdę nieproporcjonalnie wysokie koszty, ponieważ tak naprawdę część tych diet za pracę poza terytorium kraju, które normalnie mogłyby korzystać ze zwolnienia podatkowego, w ich przypadku jest wliczana do podstawy opodatkowania i oskładkowania, w tym składką na ubezpieczenie zdrowotne – mówi Przemysław Hinc. Jak twierdzi, obciążenie to wzrosło razem z Polskim Ładem i ono jest naprawdę zbyt wysokie zwłaszcza dla najmniejszych firm, przez co na przykład firmy transportowe będą próbowały wszelkimi sposobami je obejść – dodaje.

W opinii Przemysława Hinca, to zagrożenie wypychania pracowników na działalność gospodarczą wszędzie tam, gdzie się to tylko da, będzie się nasilało. W ten sposób uzyskamy dokładnie odwrotny efekt niż chciał rząd i związki zawodowe. Nadmierne obciążenia daniną publiczną (podatkami i składkami) zwiększa skłonność do podejmowania zachowań ryzykownych, przez co część z nich przejdzie do szarej strefy, a część – nawet do czarnej. Natomiast ci, którzy  nie zdecydują się na takie ryzyko, przy tych kosztach, które sprokurował Polski Ład, będą wypychali swoich pracowników na samozatrudnienie, bo tam obciążenia podatkami oraz składkami są niższe, a poza tym nie obowiązują żadne regulacje pracownicze – tłumaczy Hinc. I zaznacza: - Utrzymanie obecnego stanu nie tylko nie zwiększy atrakcyjności pracy etatowej, jej stabilności, ale tak naprawdę doprowadzi do sytuacji odwrotnej, powstanie bardzo dużo jednoosobowych firm, gdzie samozatrudniony nie będzie posiadał nawet swojego środka transportu. 

 

Nowość / Bestseller
Nowość / Bestseller

Kazimierz Jaśkowski

Sprawdź  

Pracownik powinien zarabiać tyle, ile warta jest jego praca

W opinii Katarzyny Siemienkiewicz, nie chodzi tu tylko o grupę pracowników zarabiających minimalne wynagrodzenie, bo zmiana wysokości tego wynagrodzenia de facto dotyczy wszystkich pracowników. Jak podkreśla, dwukrotny wzrost minimalnej pensji powoduje presję płacową w przedsiębiorstwach i zjawisko zwane kompresją płac. Bo nowi pracownicy będą zarabiali więcej niż „starzy” z dłuższym stażem pracy w firmie. – W efekcie, żeby być w zgodzie z zasadami równości i polityką wynagradzania pracodawcy będą musieli podnieść pensje wszystkim pracownikom – podkreśla Siemienkiewicz. I przypomina, że zwiększanie płacy minimalnej ma skutki nie tylko dla państwa, bo to od tego wynagrodzenia liczone są m.in. grzywny karne-skarbowe, ale przede wszystkim odbywa się to na koszt pracodawców.

- Nie ma znaczenia, czy firma jest duża, czy mała. Rzemieślnicy mogą zatrudniać do 250 osób – mówi Zdzisław Siwiński, wiceprezes Związku Rzemiosła Polskiego, pytany o to, jak rzemieślnicy radzą sobie ze wzrostami płacy minimalnej. I dodaje: - My dziś mamy problem z rozróżnieniem działalności gospodarczej od kontraktów menedżerskich, do jakich na rynku pracy zmusza się ludzi. Tymczasem od 2013 r. do roku 2021 spadła liczba małych firm – z 59 tys. do 49 tys., a liczba osób deklarujących chęć założenia działalności gospodarczej spadła z 23 proc. w 2011 r. do 2,5 proc. obecnie. To najlepiej pokazuje, jaka jest opinia o warunkach prowadzenia działalności gospodarczej w Polsce.

Jak twierdzi Zdzisław Siwiński, wyższe wynagrodzenie minimalne za pracę powoduje wyższą presję płacową, bo pracownicy uważają, że kto jak nie pracodawca ma im pomóc. - Nie może być jednak tak, że ktoś mówi nam, ile ktoś ma zarabiać. Bo on powinien zarabiać tyle, ile warta jest jego praca – podkreśla wiceprezes ZRP. I zauważa, że ustawodawca, który wymusza wzrosty płac w prywatnych firmach, sam nie robi tego w stosunku do swoich pracowników, czyli państwowej sfery budżetowej.  

O komentarz w sprawie poprosiliśmy rzecznika małych i średnich przedsiębiorców, ale odpowiedzi nie doczekaliśmy się.

 

Na zapowiedziach się skończyło

Zapytaliśmy Ministerstwo Finansów, Zakład Ubezpieczeń Społecznych oraz Państwową Inspekcję Pracy o to, jakie są skutki obowiązywania tych przepisów, czyli ilu pracodawców zapłaciło podatki i składki od wynagrodzeń wypłacanych „na czarno” i „pod stołem”. W PIP nieoficjalnie usłyszeliśmy, że inspekcja nie prowadzi takich statystyk. A w zasadzie takie przypadki ujawniane są w trakcie kontroli, gdy inspektorzy natrafią na tzw. zeszyt, czyli podwójną ewidencję czasu pracy i wynagrodzeń pracowników. Po szukanie odpowiedzi na nurtujące nas pytanie zostaliśmy odesłani do MF i ZUS.

Paweł Żebrowski, rzecznik prasowy ZUS, przekazał nam z kolei, że Zakład Ubezpieczeń Społecznych nie prowadzi kontroli w zakresie legalności zatrudnienia. Właściwym organem do kontroli legalności zatrudnienia jest Państwowa Inspekcja Pracy. Powołał się przy tym na art. 1 i art. 10 ust. 1 pkt 3 ustawy o PIP.

- W zakresie kontroli płatników składek prowadzonych przez ZUS identyfikowane są przypadki braku zgłoszenia do ubezpieczeń społecznych związane niekiedy z nielegalnym zatrudnieniem. Dane gromadzone na temat wyników kontroli obejmują nie tylko przypadki braku zawarcia pisemnej umowy wskazujące na nielegalne zatrudnienie, ale również sytuacji, w których brak zgłoszenia do ubezpieczeń społecznych wiązał się z zastosowaniem błędnego schematu podlegania ubezpieczeniom. Z tego względu podanie liczby ujawnionych przypadków braku zgłoszenia do ubezpieczeń za okres od stycznia 2022 r. wiążących się stricte z nielegalnym zatrudnieniem byłoby niemiarodajne. Ponadto kwestie związane z brakiem zgłoszeń do ubezpieczeń społecznych lub ustalania podstawy wymiaru składek nie są prowadzone wyłącznie w formie kontroli płatników składek – podkreślił Paweł Żebrowski.

Według niego, w kwestii dokonywania rozliczeń z tytułu nielegalnego zatrudnienia i faktu konieczności opłacenia całości składek z własnych środków przez płatników składek, nie uległa zmianie formuła rozliczeń w dokumentach rozliczeniowych przekazywanych przez płatników składek do ZUS. - W takim przypadku kwota składek do zapłaty przez płatnika składek nie jest wyróżniona, czy też wydzielona część należna do zapłaty z tytułu nielegalnego zatrudnienia. Zgodnie z obecnie obowiązującymi przepisami w sytuacji, kiedy zostanie ustalone, że dana osoba pracuje „na czarno”, albo zostanie ujawnione, że część jej wynagrodzenia jest wypłacana „pod stołem”, to obowiązek zapłaty składek powstaje po stronie pracodawcy. Tak przyjęte rozwiązanie powoduje, że osoby wykonujące pracę na czarno albo otrzymujące wynagrodzenie pod stołem są objęte ochroną ubezpieczeniową, pomimo że faktycznie nie finansują swojej części składek na ubezpieczenia społeczne – zaznaczył.

Na odpowiedź MF czekamy.

 

Sprawdź również książkę: Meritum Prawo pracy 2023 >>


50 proc. przeciętnego wynagrodzenia nie należy przekraczać

Zdaniem Łukasza Kozłowskiego, głównego ekonomisty Federacji Przedsiębiorców Polskich, podwyżki minimalnego wynagrodzenia za pracę niosą za sobą szereg skutków z punktu widzenia pracodawcy. - Widzimy, że nie przełożyły się na zwiększenie poziomu bezrobocia, ponieważ popyt na pracę na przestrzeni ostatnich lat utrzymywał się na wysokim poziomie, ale jednocześnie widzimy inne skutki. Z całą pewnością wzrost minimalnego wynagrodzenia za pracę przyczynił się do podniesienia kosztów ponoszonych przez przedsiębiorców, które w pewnej części były przenoszone na konsumenta w wyższych cenach. Jest to w szczególnie widoczne po 2020 r., kiedy nastąpiły najwyższe jednorazowe wzrosty płacy minimalnej, a w ślad za tym zwiększyła się dynamika wzrostu cen, w szczególności usług – wskazuje Łukasz Kozłowski. I dodaje: - Oczywiście to nie pozostaje bez wpływu na strukturę wynagrodzeń w przedsiębiorstwach i widzimy, że ta struktura na przestrzeni ostatnich lat ulega pewnemu spłaszczeniu. Bo różnica między wysokością wynagrodzeń dopiero rozpoczynających pracę w przedsiębiorstwie, którzy zdobywają swoje pierwsze doświadczenia zawodowe staje się mniejsza względem tych pracowników, którzy pracują w danej firmie od dłuższego czasu i mogą wykazać się wyższymi kwalifikacjami zawodowymi czy doświadczeniem, jest mniejsza.

Jak podkreśla Kozłowski, najbardziej jest to widoczne w państwowej sferze budżetowej, gdzie przez wiele lat zamrożona była kwota bazowa wynagrodzeń i jednocześnie mieliśmy do czynienia z niższym tempem wzrostu wynagrodzeń niż w sektorze prywatnym, choć w mniejszym lub większym stopniu dotyczy to każdego zakładu pracy.

- Wydaje się, że poziom płacy minimalnej odpowiadający 50 proc. przeciętnego wynagrodzenia to wartość, której nie należałoby istotnie przekraczać. Powinniśmy unikać kolejnych, daleko idących podwyżek płacy minimalnej w sytuacji, gdy ona połowę średniego wynagrodzenia. To jest ten moment, gdy dalsze wzrosty płacy minimalnej powinny być współmierne do tempa wzrostu przeciętnego wynagrodzenia w gospodarce – zaznacza Łukasz Kozłowski.