Grażyna J. Leśniak: Panie Mecenasie, nie mogę – jako praktyka – nie zapytać pana już na wstępie o to, jak pandemia COVID-19 wpływa na sytuację osób, które dochodzą sprawiedliwości przed sądami pracy?

Waldemar Gujski: Zasadnicza zmiana sprowadza się do wyznaczania rozpraw w trybie zdalnym. Powoli zaczynamy się już do tego przyzwyczajać, ale trzeba powiedzieć wyraźnie, że słuchanie świadków w tym trybie ogranicza zasadę bezpośredniości. W efekcie mogę sobie wyobrazić, że dla sądu trudniejsze jest w takiej sytuacji dotarcie do prawdy obiektywnej i ocena wiarygodności osoby, która zeznaje przed sądem. A jeśli do tego dodamy, że powstała możliwość składania zeznań na piśmie, to będzie to dalekie od wykrycia tego, co jest clou procesu, a przecież jego celem jest dotarcie do prawdy. Tymczasem cyzelowanie – w zaciszu gabinetu – odpowiedzi dla sądu stanowi absolutne odejście od ustalania prawdy na sali sądowej, kiedy w toku pytań – czasami krzyżowych – jest możliwość zweryfikowania nie tylko wiarygodności świadków, ale i pewnych kluczowych dla sprawy faktów. Zeznania składane na piśmie, z którymi sąd będzie zapoznawał się również w zaciszu gabinetu stanowią całkowite oderwanie sądu od stron procesu. Nie wiem, czy nie jest to rozwiązanie zbyt daleko idące.

Abstrahując jednak od pandemii, chcę powiedzieć, że w przypadku sądów powszechnych rozpoznających sprawy z zakresu prawa pracy, kluczowa jest zasada szybkości postępowania. O jakiej jednak szybkości my mówimy, skoro sprawy trwają po 3, 4 czy nawet 5 lat. W ten sposób przepisy te są tak naprawdę martwe, co jest po prostu już demoralizujące. Niezależnie bowiem od tego, czy chodzi o pracownika, czy o pracodawcę, jeżeli taka osoba przychodzi do kancelarii i dowiaduje się, jak długo może toczyć się przed sądem jej sprawa, to wiele osób daje sobie po prostu spokój i po tę sprawiedliwość już do sądu nie idzie.

Czytaj w LEX: Biała Monika, Rozprawy zdalne w postępowaniu cywilnym  >

Czytaj również: W sądach pracy papier wciąż górą>>

 


Czyli pandemia tylko uwypukliła tę przewlekłość postępowania, a rozprawy zdalne w żaden sposób nie przyśpieszyły postępowań przed sądami pracy?

Mówiło się, że zastosowanie tych środków oprócz kwestii bezpieczeństwa, przyśpieszy postępowanie, ale ja na razie tego przyśpieszenia nie widzę. W przypadku sądów pracy ten problem występuje od wielu już lat. W zasadzie można powiedzieć, że jest to problem strukturalny i długotrwały. To jest kwestia samej organizacji sądów pracy, bo jeżeli one zaczynają w całym wymiarze sprawiedliwości pracować najwolniej to coś tu jednak jest nie w porządku.

Zobacz procedurę w LEX: Piaskowska Olga Maria, Wstępne zbadanie sprawy przez sąd w sprawach z zakresu prawa pracy >

Zwłaszcza w sytuacjach, kiedy pracownik idzie do sądu pracy licząc, że jeszcze w okresie wypowiedzenia jego umowy o pracę sąd stwierdzi, że wręczone mu wypowiedzenie jest bezskuteczne…

Zgodnie z Kodeksem pracy sąd może orzec o bezskuteczności wypowiedzenia umowy o pracę w okresie wypowiedzenia, ale to się praktycznie nie zdarza, by sąd orzekł w tym czasie. Bo jeżeli w Warszawie pierwszy termin rozprawy wyznaczany jest średnio po 8-9 miesiącach, a czasami i po roku od wpłynięcia sprawy do sądu, to o czym my mówimy…

Czytaj w LEX: Zieliński Tadeusz , Zasadność wypowiedzenia umowy o pracę >

Czytaj również: Prof. Rączka: Kończy się czas tradycyjnego prawa pracy>>

 

Nie mogę jednak nie zapytać o kwestię kontraktów menedżerskich i szerzej umów cywilnoprawnych, które obecne są na naszym rynku pracy w dużej skali, a rząd zapowiada walkę z tą formą zatrudnienia poprzez likwidację tzw. zbiegów tytułów do ubezpieczenia społecznego. Pomijając ewidentną patologię, czyli uciekanie od zatrudniania na podstawie umowy o pracę i zastępowanie jej umową cywilnoprawną czy umową o współpracy w ramach B2B, to przecież kontrakty menedżerskie wydają się być sprawą oczywistą, bo menedżerowie nie są przecież pracownikami w stosunku podległości…  

Jeżeli na kontraktach menedżerskich angażowani są członkowie zarządu, to nie ma tu żadnego problemu, bo są to osoby, które prowadzą biznes samodzielnie i odpowiadają do pełnej wysokości za spowodowaną szkodę, a więc mają tyle odpowiedzialności, ile kompetencji. Formalnie nie są to osoby podporządkowane przełożonym, bo rada nadzorcza spółki czy pełnomocnik wspólników nie mają prawa wydawać im wiążących poleceń co do prowadzenia spraw spółki - to jest wykluczone na mocy Kodeksu spółek handlowych, a bez konieczności wykonywania poleceń nie ma stosunku pracy. Tak więc wszędzie tam, gdzie nie ma kontraktów menedżerskich a członkowie zarządu są zatrudniani na podstawie umowy o pracę, występuje poważna wewnętrzna strukturalna sprzeczność. Jeżeli natomiast chodzi o kadrę niższego szczebla, kiedy niektóre z tych osób mają swoich przełożonych, czyli samodzielnie nie decydują o biznesie, a wręcz przeciwnie – muszą wykonywać polecenia dotyczące miejsca, czasu, sposobu czy terminów świadczenia pracy, to może być tak, że pod kontraktem w rzeczywistości jest ukryty stosunek pracy.

Sprawdź w LEX:  Jakie są różnice w naliczaniu wynagrodzenia - w świetle Polskiego Ładu - przy umowie o pracę a kontrakcie menedżerskim prezesa spółki akcyjnej pobierającego jednocześnie emeryturę ZUS?  >

To jest bardzo szeroki problem i nie dotyczy on samych tylko kontraktów. Bo już dziś jesteśmy niekwestionowanym liderem w Europie zatrudniania na podstawie umów cywilnoprawych. Nigdzie nie ma aż takiej skali tego zjawiska. Wiem, że np. Niemcy nie są w stanie zrozumieć, że pracownicy przyjeżdżający tam do pracy np. w budownictwie, są zatrudnieni na podstawie umowy cywilnoprawnej, a nie na podstawie umowy o pracę. Z tego powodu tamtejsza inspekcja pracy potrafi co miesiąc kontrolować firmy zatrudniające takich pracowników, bo nie są w stanie zrozumieć, jak taka osoba pracującą w pewnej strukturze, hierarchii, mająca swojego przełożonego, może nie być podporządkowanym pracownikiem. A my, chyba siłą rozpędu uważamy, że to tak znakomicie obniża koszty pracy i w związku z tym ta forma zatrudnienia jest nadużywana na naszym rynku pracy. Tymczasem prawdą jest, że w bardzo wielu sytuacjach jest to absolutna patologia, kiedy status takich osób rzekomo niezależnych – np. agentów, wykonawców dzieł, zleceniobiorców czy osób świadczących pracę w ramach umowy B2B, osób  samozatrudnionych, nawet wystawiających faktury – jest często pozorny.

Czytaj w LEX: Pisarczyk Łukasz Marek, Cywilnoprawny kontrakt menedżerski >

 

 

To wpisuje się w zapowiadaną przez Państwową Inspekcję Pracy i przez nią zresztą przygotowywaną zmianę ustawy o PIP, zgodnie z którą inspektorzy pracy z urzędu mogliby przekształcać takie pozorne umowy w umowę o pracę… Czy to jest właściwa odpowiedź na sytuację, jaką mamy na rynku pracy?

Nie wiem, czy jest to właściwa odpowiedź, ale jest to jakaś odpowiedź. Bo jeżeli taki agent, zleceniobiorca, osoba zatrudniona na podstawie umowy o współpracy itd. wie, że jest to forma zatrudnienia pozorna, a państwo to widzi i dzięki działaniom inspekcji pracy osoba ta ma szansę uzyskać korzystną dla siebie decyzję pokazującą, że mimo formalnoprawnie zawartej umowy jest to jednak stosunek pracy, to jest to odpowiedź państwa na tę patologię.    

Dziś ewentualne wystąpienie do sądu pracy takiej osoby z powództwem o ustalenie stosunku pracy kończy się z reguły utratą pracy w ogóle. Dlatego najczęściej odbywa się to w ten sposób, że taki zleceniobiorca, agent, wykonawca dzieła czy osoba samozatrudniona zostaje zwolniona albo rezygnuje z pracy i dopiero potem występuje do sądu, by ex post uzyskać te wszystkie roszczenia wynikające ze stosunku pracy. Bo w trakcie tego trwającego stosunku zlecenia, agencji czy dzieła osoby te na ogół na ten krok się nie decydują.

Zobacz procedurę w LEX: Korus Paweł, Wytoczenie powództwa o ustalenie prawa lub stosunku prawnego w sprawach z zakresu prawa pracy >

I dlatego odpowiedź państwa ma być takim odwróceniem dotychczasowej sytuacji. To znaczy, że inspektor pracy będzie orzekał decyzją administracyjną o tym, że jest to ukryta umowa o pracę, od której to pracodawca będzie mógł się odwołać do sądu pracy twierdząc, że to nie jest stosunek pracy i że rzeczywiście mógł zawrzeć w tych konkretnych realiach umowę cywilnoprawną. Tak więc będzie to droga odwoławcza od niekorzystnych dla pracodawców decyzji do sądów pracy.

Zobacz procedurę w LEX: Bełczącki Robert Marek, Wytoczenie powództwa przez inspektora pracy na rzecz obywatela >

 

Ja rozumiem, że ciężar walki o zmianę tej decyzji spocznie na pracodawcy, ale zastanawiam się, czy faktycznie jest to dobry sposób na systemowe rozwiązanie tego problemu. Pomijam tu kwestię ewidentnej patologii, ale przecież jakaś część tych umów zawierana jest w pełnej zgodzie i świadomie przez obie jej strony. A mimo to państwo chce samo decydować o tym, co dla tych obywateli jest dobre…

Ja mówię tu o patologii. Bo oczywiście zawsze był, jest i absolutnie powinien współistnieć nurt zatrudniania na podstawie umów cywilnoprawnych jako taka przysłowiowa druga noga na rynku pracy, obok zatrudniania na podstawie umów o pracę. Mogą one obok siebie nadal współistnieć, egzystować i w tym nie będzie nic złego. Chodzi mi o sytuacje, w których ewidentnie zatrudnienie cywilnoprawne jest pozorne, jest ukrytą umową o pracę. I to chcę podkreślić, żeby nie było nieporozumień. Ja absolutnie nie wypowiadam się przeciwko zatrudnianiu na podstawie umów cywilnoprawnych. Bo wielu tzw. wolnych elektronów nie chce mieć jednego pracodawcy i chce wykonywać pracę dla wielu podmiotów, bo chce być niezależnym i to mu odpowiada. Zwłaszcza, gdy jest prężny, młody, kreatywny i nie wyobraża sobie, aby mieć nad sobą przełożonego. O takich sytuacjach nie mówię. Ja mówię o sytuacjach, w których ewidentnie pod umową cywilnoprawną jest ukryty stosunek pracy, bo mamy spełnione wszelkie elementy podporządkowania takiego rzekomego zleceniobiorcy, agenta czy wykonawcy dzieła podmiotowi zatrudniającemu. Bo spełnione są wszystkie albo większość istotnych elementów stosunku pracy, zwłaszcza to dobrowolne, osobiste, zarobkowe świadczenie pracy w sposób ciągły, podporządkowany poleceniom pracodawcy, co do miejsca, czasu i sposobu i terminów świadczenia pracy i na ryzyko pracodawcy. To jest stosunek pracy. Natomiast jeżeli taka osoba ma samodzielną, niezależną pozycję, nie ma przełożonego a jej stopień niezależności jest absolutnie daleko większy od tej, jaką ma pracownik, a podmiot zatrudniający interesują wyłącznie wyniki pracy a nie sposób jej wykonywania to nie ma podstawy do kwestionowania zatrudnienia na podstawie umowy cywilnoprawnej.

Czytaj w LEX: Kryczka Sebastian, Ustalenie istnienia stosunku pracy - uprawnienia Państwowej Inspekcji Pracy >

Czytaj również: Pracownicy zwolnieni w pandemii idą do sądów>

 

Panie Mecenasie, nie mogę na koniec nie zapytać o połączenie kancelarii adwokacko-radcowskiej Gujski Zdebiak z kancelarią Drzewiecki Tomaszek. Co wpłynęło na tę decyzję?

Prawo pracy dziś to żywa, dynamiczna, powiedziałbym „pulsująca” i cały czas rozwijająca się dziedzina. W czasach realnego socjalizmu nikt tej gałęzi prawa nie uznawał za przyszłościową. A przecież wszyscy są zatrudnieni, a problemy wynikające z kodeksu pracy i z ubezpieczenia społecznego dotykają dziesiątków milionów Polaków oraz coraz silniej przeplatają się z innymi dziedzinami prawa. I dlatego obie kancelarie doszły do wniosku, że skoro jest to dziedzina cały czas perspektywiczna, cały czas rozwojowa i jedyna, która tak silnie reaguje na zmieniającą się sytuację społeczno-gospodarczo-polityczną, to warto połączyć siły i wspólnie wszechstronnie rozwijać praktykę prawa pracy.

Czytaj w LEX: Palak Tomasz, Zawodowy pełnomocnik w social media - aspekty praktyczne >

Czytaj: Drzewiecki: "Uproszczone" budowy domów raczej się nie przyjmą>>