- Zakład Ubezpieczeń Społecznych realizuje przepisy uchwalone przez ustawodawcę i na bieżąco analizuje sytuację – zapewnia Paweł Żebrowski, rzecznik prasowy ZUS.

Z danych Zakładu wynika, że w kwietniu br. do ZUS wpłynęło ok. 19,5 mld zł z tytułu składek. To jest o 4,6 mld zł mniej niż w kwietniu ubiegłego roku, gdy do ZUS wpłynęło 24,1 mld złotych. - To także o 6,4 mld zł mniej, niż w marcu br., kiedy pobraliśmy 25,9 mld zł – mówi Paweł Żebrowski. Według niego, pomimo to, ZUS jest nadal w dobrej kondycji finansowej. Bo od początku roku wpłynęło ponad 92 mld zł składek. Według Zakładu, to o ok. 35 mln zł więcej, niż w takim samym okresie zeszłego roku. Eksperci mniej optymistycznie patrzą na zmniejszające się wpływy.

Czytaj również: Przedsiębiorcy ruszyli po zwolnienia ze składek ZUS


Marzec jeszcze nie był taki zły

Według danych ZUS, w kwietniu br. do Funduszu Ubezpieczeń Społecznych wpłynęło około 13 mld zł, czyli o 3,2 mld zł mniej, niż w kwietniu ubiegłego roku, gdy Fundusz zasiliło 16,2 mld złotych.

- Na podstawie danych za styczeń i luty, a więc jeszcze przed rozpoczęciem epidemii, możemy podać, że łączne wpływy ze składki emerytalnej wyniosły 21,9 mld zł, a wydatki funduszu emerytalnego - 28,7 mld zł, co dało deficyt Funduszu w wysokości 6,8 mld zł – podkreśla rzecznik ZUS.

 

- Dane dotyczące pobranych przez ZUS składek dotyczą kwietnia 2020 roku, czyli należności składkowych powstałych w marcu 2020 roku. Wówczas na rynku pracy sytuacja była jeszcze dość dobra. Postanowienia umów o pracę nie sprzyjają szybkiemu ich rozwiązywaniu, dlatego też w Polsce nie jest obserwowany tak gwałtowny wzrost liczby bezrobotnych jak np. w USA, gdzie elastyczność zatrudnienia (oraz zwolnienia) jest dużo większa. Zatem dane te odnoszą się do stosunkowo dobrego okresu. Spadek pomimo, że wynosi ponad 20 proc., nie pokazuje tak naprawdę skali kryzysu, ale de facto skalę wsparcia dla firm i liczbę osób, które skorzystały ze zwolnienia z obowiązku opłacania składek. Ubytek w postaci 4,6 mld zł to właśnie środki, które nie wypłynęły do ZUS  ze względu na odroczenie albo zwolnienie ze składek – uważa dr Antoni Kolek, prezes zarządu spółki Instytut Emerytalny. 

Także zdaniem Katarzyny Serwińskiej, doradcy podatkowego, partnera w kancelarii Raczkowski, z danych widać wyraźnie, że wpływy FUS w kwietniu znacząco spadły. Według niej, wynika to przede wszystkim z masowej, niespotykanej do tej pory, liczby zawieszonych i zamkniętych indywidualnych działalności gospodarczych, a co za tym idzie - zmniejszenia liczby płatników składek, oraz umorzenia składek dla mikroprzedsiębiorców oraz samozatrudnionych.

- Ostateczna skala spadków nie jest jeszcze znana. Zwolnieniem z obowiązku opłacania składek w wysokości 50 proc. łącznej kwoty należności, objęci zostali bowiem również mali i średni przedsiębiorcy i z tej możliwości na pewno będą korzystać. Spora liczba pracodawców skorzystała również z odroczenia płatności składek za luty, marzec i kwiecień 2020, co dodatkowo (choć czasowo) uszczupliło przychody FUS – podkreśla Katarzyna Serwińska. Jak zaznacza, na zmniejszone wpływy nakładają się zwiększone wydatki związane z wypłacaniem zasiłków opiekuńczych, jak również świadczeń postojowych dla osób pracujących na umowach cywilnoprawnych oraz samozatrudnionych.

 

Sprawdź również książkę: Prawo pracy. Rozporządzenia. Komentarz ebook >>



Wydatki będą coraz wyższe  

ZUS odnotował nadwyżkę w funduszu rentowym w wysokości 1 mld zł (bo wpływy wyniosły 8,9 mld zł, a wydatki funduszu rentowego sięgnęły 7,9 mld zł), a deficyt w funduszu chorobowym w wysokości 1,5 mld zł. Wszystko dlatego, że wpływy ze składki chorobowej wyniosły 2,7 mld zł, a wydatki funduszu chorobowego 4,2 mld zł.

Nadwyżka (0,6 mld zł) pojawiła się też w funduszu wypadkowym, do którego wpłynęło 1,4 mld zł z tytułu składek, przy wydatkach wynoszących 0,8 mld zł.

Nikogo chyba nie zdziwią wyraźnie rosnące wydatki na zasiłki opiekuńcze ze wszystkich tytułów, które za styczeń wyniosły 107 mln zł, za luty - 123 mln zł, a za marzec sięgnęły już 250 mln zł. Tak więc, jak wyliczył ZUS, wydatki wzrosły o 103 proc. w stosunku do lutego i o 134 proc. w stosunku do stycznia.  

Kurczy się natomiast liczba płatników. – Na koniec lutego br. było 2,71 mln aktywnych płatników, w tym takich, którzy są zwolnieni z ubezpieczeń społecznych i opłacają wyłącznie składkę zdrowotną. W marcu liczba płatników spadła do 2,69 mln – poinformował serwis Prawo.pl Paweł Żebrowski. I dodał: - Jeśli zaś chodzi o liczbę ubezpieczonych, to na koniec lutego było ich w ubezpieczeniu zdrowotnym 16,683 mln osób, a na koniec marca 16,678 mln osób, czyli o 5 tys. mniej.

 

Jak podkreśla dr Antoni Kolek, zgodnie z danymi Komisji Europejskiej i Ministerstwa Finansów, w kolejnych miesiącach rosnąć będzie bezrobocie. - Efektem tego zjawiska będzie spadek liczby ubezpieczonych, co oznacza, że wpływy do FUS zmaleją w sposób naturalny poprzez zmniejszenie się bazy – liczby osób, za które należy odprowadzać składki. Oprócz wzrostu bezrobocia rejestrowanego, w 2020 roku nie będziemy obserwowali presji płacowej, zatem wzrost wynagrodzeń, od których płacone są składki będzie niewielki. Wskaźniki te będą więc sprzyjać niższym wpływom ze składek – uważa dr Kolek.  Co więcej, jak twierdzi prezes IE, kryzys to także czas, gdy więcej osób korzysta ze świadczeń. - W najbliższych miesiącach spodziewany jest wzrost liczby osób korzystających z zasiłków chorobowych, świadczeń rentowych, a także emerytur - podkreśla dr Kolek.

 


Budżet będzie musiał dołożyć do FUS

Według eksperta IE, utrata z rynku pracy każdego przeciętnie zarabiającego pracownika (5227 zł brutto) to strata wpływów ze składek na poziomie 2700 zł miesięcznie oraz ryzyko dodatkowych wydatków związanych ze świadczeniami. - Dlatego dla finansów publicznych tak ważne jest utrzymanie miejsc pracy – mówi dr Kolek. Przypomina, że w planie finansowym FUS na 2020 rok ZUS zakładał, że dotacja z budżetu państwa potrzebna na sfinansowanie świadczeń wyniesie 33 mld zł.  - Jednak wyliczenie to zakładało brak kryzysu i aż 17 mld zł ze środków OFE. W 2020 roku OFE nie zostaną jednak zlikwidowane, co oznacza, że do ZUS nie wpłyną środki z opłaty przekształceniowej. Zatem po uwzględnieniu suwaka do FUS dopłacić będzie trzeba dodatkowe 7 mld zł. Natomiast w wyniku pogorszenia się sytuacji gospodarczej należy szacować, że spadek wpływów w okresie maj-grudzień 2020 spowoduje konieczność znalezienia w budżecie państwa środków na pokrycie wydatków na świadczenia wypłacane z FUS – twierdzi prezes Instytutu Emerytalnego. I dodaje: - Skala tego dodatkowego zasilenia, niezależnie jak zostanie nazwane (dodatkowa dotacja, subwencja solidarnościowa, pożyczka antykryzysowa), może wynieść w tym roku od 14 do 18 mld zł. Zatem w tym roku budżet państwa dorzuci do wypłaty świadczeń nawet 62 mld zł. Jeśli natomiast kryzys się pogłębi i na 2021 rok nadal nie będzie prognoz znacznego odbicia się gospodarki i rynku pracy, to – zdaniem dr Antoniego Kolka - należy spodziewać się, że będą musiały zostać uruchomione środki Funduszu Rezerwy Demograficznej, aby sfinansować wydatki na świadczenia wypłacane przez ZUS.

Czytaj również:  Uścińska: ZUS zrealizował 1,1 mln wniosków z tarczy antykryzysowej

W ocenie Katarzyny Serwińskiej, niewątpliwy - choć trudny jeszcze do przewidzenia, jeśli chodzi o skalę - deficyt FUS będzie musiał być uzupełniony przez Skarb Państwa. - Na zwiększone wpływy od dotkniętych pandemią przedsiębiorców ZUS nie powinien przecież  liczyć – uważa Serwińska.

Zwraca jednak uwagę na art. 22 ustawy z 31 marca 2020 r. nowelizującej przepisy w sprawie COVID-19. Przepis ten dodał nowy ust. 17 do art. 36 ustawy o systemie ubezpieczeń społecznych. Zgodnie z nim, płatnik składek lub osoba fizyczna zlecająca dzieło będzie musiał informować Zakład o zawarciu każdej umowy o dzieło, jeżeli umowa taka zawarta zostanie z osobą, z którą nie pozostaje w stosunku pracy lub jeżeli w ramach takiej umowy nie wykonuje pracy na rzecz pracodawcy, z którym pozostaje w stosunku pracy, w terminie 7 dni od dnia zawarcia tej umowy.

- Przepis ten, dotyczący obowiązku raportowania do ZUS zawartych przez płatników umów o dzieło, który wejdzie w życie od 1 stycznia 2021 r., może prowadzić do zwiększenia skali kwestionowania przez ZUS umów o dzieło i, co za tym idzie zastępowania ich umowami zlecenia, od których należne są składki na ubezpieczenie społeczne. Finalnie więc deficyt,  w części, może zostać sfinansowany przez przedsiębiorców, przez co mniejsza będzie mogła być dotacja z budżetu – ocenia Katarzyna Serwińska.

 

Co zatem nas czeka?

- W świecie akademickim zwykło się mawiać, że są trzy drogi oddziaływania na system ubezpieczeń społecznych: wzrost wysokości składek, obniżenie wysokości świadczeń oraz wzrost podatków. W praktyce jednak wzrost wysokości składek wiązałby się ze wzrostem kosztów pracy, co szczególnie w kryzysie, mogłoby zniechęcić do zatrudniania i przedłużyć kryzys zatrudnienia. Obniżenie wysokości świadczeń nie jest możliwe z politycznego punktu widzenia – ocenia dr Antoni Kolek. Dlatego, według niego, najbardziej prawdopodobnym jest wzrost podatków, który pozwoli na pokrycie zobowiązań wynikających ze świadczeń. - Oczywiście nie mówimy o podniesieniu 17 proc. czy 32 proc., ale uzyskanie wpływów budżetowych poprzez prowadzenie nowych danin publicznych, czy obniżanie  możliwości zwolnień - dodaje.