Rząd w ekspresowym tempie procedował projekt tzw. megaustawy. Chodzi o zmianę ustawy o wspieraniu rozwoju usług i sieci telekomunikacyjnych przedłożony przez Janusza Cieszyńskiego, sekretarza stanu w Kancelarii Prezesa Rady Ministrów, pełnomocnika rządu do spraw cyberbezpieczeństwa.

Czytaj też: Działalność jednostek samorządu terytorialnego w zakresie telekomunikacji niebędąca działalnością gospodarczą >

Projekt 1 lipca br. został upubliczniony w Rządowym Centrum Legislacji, a dwanaście dni później był już przyjęty przez rząd. Jak przekonuje Centrum Informacyjne Rządu, nowa regulacja zapewni lepszy dostęp do informacji dotyczących dostępności szerokopasmowego internetu. Nowe przepisy wprowadzą też możliwość wyznaczenia w urzędach gmin tzw. koordynatorów szerokopasmowych, którzy mają wspierać mieszkańców i przedsiębiorców telekomunikacyjnych

 

Ze szczegółowej analizy projektu wynika, że przyniesie on więcej złego niż dobrego, choć kosztować będzie grube miliony. Skrytykowało go w jednym stanowisku sześć organizacji zrzeszających przedsiębiorców z branży telekomunikacyjnej: Polska Izba Komunikacji Elektronicznej, Krajowa Izba Gospodarcza Elektroniki i Telekomunikacji, Związek Telewizji Kablowych w Polsce Związek Pracodawców Mediów Elektronicznych i Telekomunikacji Mediakom, Krajowa Izba Komunikacji Ethernetowej oraz Polska Izba Informatyki i Telekomunikacji. Prawnicy też nie zostawiają na nim suchej nitki.

Czytaj też: Zarząd kablem światłowodowym stanowiącym przedmiot współwłasności przymusowej >>>

 

Baza, której nie potrzebują ani obywatele, ani przedsiębiorcy

- Jednym z problemów jest brak aktualnych danych o dostępnych w danym punkcie adresowym usługach, tak, aby klient wiedział, od kogo może kupić szybkie łącze, a firmy wiedziały, gdzie warto inwestować - napisał Janusz Cieszyński na LinkedIn, zachęcając do konsultacji projektu udostępnionego w Google Docs. Dlatego przedstawił ustawę wprowadzającą ogólnodostępną bazę danych zawierającą te dane. Zgodnie z projektem za 6 milionów złotych ma powstać System Informacyjny o Dostępie do Usług Stacjonarnego Internetu Szerokopasmowego (SIDUSIS). Będzie to baza danych, w której każdy będzie mógł sprawdzić, czy pod danym adresem jest dostęp do szerokopasmowego internetu.

WZORY DOKUMENTÓW:

 

Takie podejście dziwi Jakuba Woźnego z kancelarii prawnej Media. - W interesie przedsiębiorców jest, aby klient widział, na jakim terenie działa i jakie usługi dostarcza. Dlatego firmy na swoich stronach internetowych umożliwiają sprawdzenie, co jest dostępne w danej lokalizacji. Nie ma potrzeby wydawania milionów na źródła informacji, które już są dostępne - mówi.

W internecie są też dostępne porównywarki ofert. - Gdy chcę sprawdzić, czy mogę mieć szybki internet, korzystam z Google i wyszukiwarek na stronach dostawców - mówi Jarek, mieszkaniec Warszawy. To, na czym by mu zależało, a także innym naszym czytelnikom, to wprowadzenie obowiązku podpięcia do szerokopasmowej usługi, ale projekt tego nie gwarantuje.

Czytaj też: II SA/Gl 1425/20, Pojęcie urządzenia elektrycznego jako urządzenia infrastruktury technicznej - Wyrok WSA w Gliwicach >

Ponadto przedsiębiorcy już raportują takie dane do Urzędu Komunikacji Elektronicznej raz w roku poprzez System Informacyjny o Infrastrukturze Szerokopasmowej (SIIS). W efekcie UKE udostępnia Atlas szerokopasmowego dostępu do internetu. Po wybraniu miejscowości, można dostać plik excel z bazą adresów lub mapę z zaznaczonymi czerwonymi punktami, przy których dostępna jest szybka sieć. Nie widać jednak, jak są poprowadzone kable – mówi dr Piotr Marciniak, prawnik, ekspert rynku telekomunikacyjnego, prezes TPnets, firmy dostarczającej usługi internetowe. – Wiemy, że przykładowo przy ul. Sosnowej 19 jest infrastruktura, ale już przy Sadowej nie ma. Nie widać, jak są poprowadzone kable, czy można podpiąć do nich nowe lokalizacje. Widać punktowo adresy, a nie mapę okablowania – tłumaczy.

Czytaj też: Zajęcie terenu, będącego drogą publiczną na czas realizacji inwestycji polegającej na budowie regionalnej sieci szerokopasmowej LINIA ORZECZNICZA >>>

 

Kosztowna baza informacji o infrastrukturze

Zgodnie z projektem ma powstać kolejna niemal identyczna baza, tylko prowadzona przez ministra właściwego do spraw informatyzacji. Jedyna różnice to taka, że będzie aktualizowana co tydzień. Co piątek dane mają raportować samorządy, jednostki państwowe, podmioty wykonujące zadania z zakresu użyteczności publicznej, ale przede wszystkim przedsiębiorcy telekomunikacyjni. Ponadto będzie zawierała dwie nowe informacje o infrastrukturze planowanej do udostępnienia ze środków publicznych oraz w ciągu 3 lat ze środków prywatnych - te mają być podawane raz w roku, w styczniu.

Z Oceny Skutków Regulacji wynika, że nie powinno to mieć znacząco negatywnego skutku dla 4017 firm, choć większość z nich to małe, kilkuosobowe firmy. Inaczej na to patrzą zainteresowani. Organizacje przedsiębiorców we wspólnym stanowisku zwracają uwagę, że projekt zwiększa istotnie obciążenia sprawozdawcze, wymaga przygotowania kadr i finansowania. - Raportowanie ma przebiegać w cyklu tygodniowym, co jest ewenementem na skalę całej gospodarki - zauważa Andrzej Dulka, prezes PIIT. Według dr Aleksandry Musielak, dyrektorki Departamentu Rynku Cyfrowego Konfederacja Lewiatan, termin ten jest w zasadzie niemożliwy do dochowania przez firmy. - Spełnienie obowiązku wymaga zatrudnienia całego zespołu fachowców, specjalistów w dziedzinie sprawozdawczości oraz zmian technicznych, które pozwalałby za zapewnienie systemu ciągłego monitorowania zasobów w celu przekazywania odpowiednich informacji regulatorowi. To olbrzymie koszty, w tej chwili trudne do oszacowania - dodaje.

Czytaj też: Budowa urządzeń infrastruktury technicznej >>>

Tymczasem potencjalni klienci, a przede wszystkim przedsiębiorcy, potrzebują funkcjonalnej mapy pokazującej przebieg infrastruktury. - Chodzi o to, aby można było obejrzeć okolicę przykładowej ulicy Sadowej, zobaczyć, gdzie przebiegają kable, do kogo należą – tłumaczy dr Marciniak. - Dzięki temu właściciel nieruchomości wiedziałby, do którego operatora się zgłosić, ale także inwestor publiczny widziałby, który przedsiębiorca w danej okolicy ma największą infrastrukturę, który może ją rozbudować i jak efektywnie skierować publiczne środki – tłumaczy. Chodzi więc o to, aby przestarzały punktowy system w excelu zamienić na nowoczesny. Rząd jednak ma inne plany. Co gorsza grozi karą więzienia tym, którzy wprowadzą do zbędnej bazy nieprawdziwe informacje. A podawać będzie trzeba także dane o... pustostanach, czyli niezamieszkałych lub nieużytkowanych budynkach, które nie spełniają wymogów określonych w przepisach w sprawie warunków technicznych, są przewidziany do rozbiórki lub remontu,  został wycofany z eksploatacji z uwagi na zły stan techniczny.

8 lat więzienia za niezrealizowanie prywatnej inwestycji

Zgodnie z projektem osoba, która przekaże do SIDUSIS fałszywe dane, będzie podlegała odpowiedzialności karnej z art. 233 kodeksu karnego. Za podanie nieprawdziwych danych będzie jej grozić od 6 miesięcy do 8 lat więzienia. - To jeden z najbardziej dyskusyjnych elementów projektu – mówi dr Aleksandra Musielak, dyrektorka Departamentu Rynku Cyfrowego Konfederacja Lewiatan. - Mówimy o ryzyku zastosowania sankcji karnej, w tym również pozbawienia wolności, przewidzianej wobec osób przekazujących raporty do nowego systemu, i związane ze złożeniem fałszywego oświadczenia. Jak w swoim stanowisku przyjęła PIIT „stanowisko raportującego dane będzie najbardziej ryzykownym stanowiskiem w całym przedsiębiorstwie” – dodaje.

Z kolei sześć organizacji w swoim stanowisku zwraca uwagę, że odpowiedzialność karną przypisuje się jedynie osobie fizycznej. Tymczasem w procesie przekazywania danych zaangażowanych jest wiele osób, choć podpis składa jedna, niekoniecznie odpowiedzialna za ich jakość. To jednak ona może ponieść odpowiedzialność. W efekcie organizacje uważają, że ryzyko pozbawienia wolności spowoduje, że żaden pracownik nie będzie chciał przekazywać danych.

Czytaj też: II OSK 1704/19, Ocena celowości wprowadzonych w planie miejscowym zakazów i ograniczeń, w kontekście zapewnienia dostępu do bezprzewodowych sieci telekomunikacyjnych - Wyrok NSA >>>

Zdaniem dr Musielak nieproporcjonalność rozwiązań w zakresie odpowiedzialności karnej jest rażąca, nieprzemyślana i te przepisy powinny zostać usunięte z projektu.

To nie jedyny problem. Jak zwraca uwagę dr Piotr Marciniak w świetle proponowanych przepisów wydaje się, że ukaranym można być również za… niezralizowanie planów inwestycyjnych. – Przykładowo w styczniu zaraportuję, że planuję inwestycję przy wspomnianej ulicy Sadowej, ale z powodu niespodziewanych zdarzeń jak pandemia lub nie uzyskanie pozwoleń, jej nie zrealizuję. Projekt na dziś nie przewiduje wyłączeń, a zatem dopuszcza sankcję karną za niezralizowanie inwestycji – podkreśla dr Marciniak.

Andrzej Dulka dodaje, że w takim stanie prawnym ktoś może mieć też do czynienia z postępowaniami prokuratorskimi np. za zrealizowanie niezaraportowanej inwestycji. - Doświadczenie wskazuje, co z całą pewnością projektodawcy wiedzą, że plany nigdy nie są realizowane w 100 proc. Ma to szereg obiektywnych i subiektywnych przyczyn – zupełnie naturalnych w wolnorynkowej gospodarce polegającej na zasadach demokratycznego państwa prawa – mówi Dulka. Eksperci zwracają uwagę na jeszcze jeden problem.

Tajemnice handlowe na jeden klik

Projekt zobowiązuje przedsiębiorców telekomunikacyjnych do ujawniania swoich planów inwestycyjnych. – Rozumiem, że należy raportować inwestycje finansowane ze środków publicznych. Ktoś dostał dofinansowanie, powinien się rozliczyć. Dlaczego jednak mam być rozliczany z inwestowania moich prywatnych środków? – pyta dr Marciniak. Co więcej, gdy firma A poda w ciągu trzech lat, że będzie chciała zainwestować w gminie Y, to firma B będzie mogła ją uprzedzić. Prezes Dulka dodaje, że plany inwestycyjne są podstawą konkurencyjnego rynku i ich raportowanie oraz ujawnianie spowoduje, że podstawy gry rynkowej zostaną zaburzone. - Nikt nie wymaga ujawniania planów inwestycyjnych od platform internetowych, sieci sklepów spożywczych, właścicieli stacji paliw czy punktów ładowania pojazdów elektrycznych – nawet tych publicznych – dodaje. Okazuje się jednak, że są tacy, których projekt ucieszy.

500 plus dla koordynatora szerokopasmowego

Pozwala bowiem w gminach wyznaczyć koordynatora szerokopasmowego. Do jego zadań ma należeć w szczególności zapewnienie mieszkańcom możliwości weryfikacji i potwierdzenia zgodności informacji w systemie SIDUSIS ze stanem faktycznym, zgłaszania pustostanów lub zapotrzebowania na szerokopasmowy dostęp do internetu. Byłby też punktem kontaktowym dla przedsiębiorców telekomunikacyjnych. Co ważniejsze, minister właściwy do spraw informatyzacji będzie mógł udzielić gminom dotacji z Funduszu Szerokopasmowego na finansowanie koordynatora. W OSR czytamy, że roczne koszty z tego tytułu dla całego kraju mogą wynieść nieco ponad 15 mln zł. Dlaczego? Przyjęto, że w każdej z 2477 gmin jedno z istniejących stanowisk pracy otrzyma dodatek zadaniowy wynikający z powierzenia mu zadań koordynatora w wysokości 500 zł brutto miesięcznie. W ciągu 10 lat ma to być 156 milionów złotych. Jak jednak zauważają organizacje przedsiębiorców większość formalnych aspektów inwestycji odbywa się na poziomie powiatu. – Nawet jeśli koordynatorzy zostaną powołani, to nie będą mieli realnego wpływu na realizację projektów – podkreślają.