W ostatnim czasie firma OpenAI udostępniła swoim testerom narzędzie graficzne o nazwie DALL-E 2, a niedługo potem inny zespół amerykańskich programistów udostępnił jeszcze szerszej publiczności analogiczne narzędzie o nazwie Midjourney. Obydwa programy są oparte na sztucznej inteligencji (dokładniej na tzw. głębokich sieciach neuronowych) i pozwalają tworzyć obrazy za pomocą opisu tekstowego (tzw. prompt). Poskutkowało to eksplozją pomysłowej, dziwacznej, a czasem pięknej sztuki tworzonej i udostępnianej przez cyfrową społeczność.

Czytaj w LEX: Konieczna Agata - Problematyka sztucznej inteligencji w świetle prawa autorskiego >>>

Komercjalizacja, choć to dopiero testy

Sukcesy obu narzędzi graficznych były na tyle duże, że praktycznie od razu pojawiła się kwestia ich komercjalizacji, choć obydwa ciągle znajdują się w swoich wersjach testowych. Midjourney wybrało model subskrypcyjny pozwalający za opłatą uzyskać ograniczoną lub nieograniczoną możliwość generowania kolejnych obrazów. OpenAI natomiast na obecną chwilę wybrało rozwiązanie polegające na możliwości zakupu tokenów, które mają być wykorzystane do generowania obrazów (choć przy bliższej analizie można uznać to za model subskrypcyjny with extra steps). Szybka komercjalizacja tych projektów jest uzasadniona tym bardziej, że funkcjonowanie sztucznej inteligencji wymaga dość sporej mocy obliczeniowej, a co za tym idzie energii, a także niezbędne jest posiadanie (lub wykupienie) odpowiedniej ilości miejsca, gdzie tak powstałą sztukę można przechowywać.

Czytaj w LEX: Prawo autorskie wobec sztucznej inteligencji (próba alternatywnego spojrzenia) >>>

Komercjalizacja i udostępnienie tych narzędzi szerszej publiczności wznowiło toczącą się już od dłuższego czasu debatę na temat – “Kto jest właścicielem stworzonych przez AI obrazów?” Twórcy algorytmu? Użytkownicy? Sam algorytm? W mojej ocenie – obecnie nikt. Zacznijmy jednak od początku. 

 

Tylko działalność człowieka podlega ochronie

Na początku była konwencja berneńska. Ta umowa międzynarodowa z 1886 roku cały czas obowiązuje i stanowi rdzeń ochrony prawnoautorskiej utworów w zdecydowanej większości krajów świata. Na jej podstawie poszczególne państwa stworzyły własne systemy ochrony praw autorskich, które jednak – zachowując wspólny rdzeń, są zgodne w kluczowych kwestiach. Jedną z nich jest przyjęcie, że ochronie prawnoautorskiej może podlegać tylko działalność człowieka. Zasada ta łączy dość różne od siebie systemy w USA i Europie. I choć np. brytyjska ustawa o prawie autorskim z 1988 roku stworzyła wyjątek od tej reguły wprowadzając kategorię “compute generated works”, to jak słusznie zauważają komentatorzy – ustawodawca 30 lat temu chciał przyznać raczej ochronę utworom, w których proces tworzenia nadal był znacząco i twórczo zaangażowany człowiek, a nie autonomiczny algorytm. 

 

 

Odnosząc się natomiast do podejścia organów i judykatury właściwej dla siedziby twórców wspomnianych algorytmów, czyli USA, warto wskazać jako przykład ocenę Komisji Rewizyjnej US Copyright Office z dnia 14 lutego 2022 roku. Utrzymała ona w mocy wcześniejszą decyzję odmawiającą zarejestrowania obrazu stworzonego przez sztuczną inteligencję. Organ ten wskazał jako podstawę swojego stanowiska, brak spełnienia warunku w postaci właśnie autorstwa człowieka. Wnioskodawca argumentował, że skoro prawo przewiduje możliwość posiadania praw autorskich przez spółki, to powinno również umożliwić ich posiadanie przez sztuczną inteligencję. W odpowiedzi na ten argument urząd wskazał, że ani prawo, ani doktryna orzecznicza nie przyznają sztucznej inteligencji zdolności do czynności prawnych, wobec czego AI nie może być stroną umowy.

Oznacza to, że zarówno twórca oprogramowania, jak i sam algorytm nie mogą być właścicielami powstałych obrazów (dalej także: “wytworów” – by odróżnić je od “utworów”).

Czytaj w LEX: Juściński Przemysław Piotr - Prawo autorskie w obliczu rozwoju sztucznej inteligencji >>>

Czytaj: ​Branża cyfrowa: Przepisy o sztucznej inteligencji do poprawki>>

Użytkownik wykorzystuje algorytm jako narzędzie

Co zatem z użytkownikami? To jest z pewnością kwestia mniej oczywista. Użytkownik dostarcza bowiem algorytmowi opis (wspomniany prompt), algorytm go przetwarza i tworzy na jego podstawie (za każdym razem trochę inny) efekt. Używa zatem algorytmu jak narzędzia, z dość jednak ograniczonym wkładem własnym (przypomnijmy też, że pomysły nie są chronione przez prawo autorskie). Użytkownik może natomiast kontynuować pracę nad tak powstałym wytworem, tworząc kolejne iteracje i rozwijając treść opisu tak, aby uzyskać zadowalający efekt. 

Czytaj w LEX: Ewolucja instytucji wyczerpania prawa autorskiego w orzecznictwie europejskim i amerykańskim >>>

Wyrażenie “zadowalający” jest tu o tyle ważne, że użytkownik nigdy nie ma pewności co do ostatecznego efektu działań algorytmu, choć może starać się je ukierunkowywać. Stopień udziału użytkownika w powstawaniu wytworów AI jest kluczowy właśnie z tego powodu, że dla przesądzenia czy dany wytwór będzie utworem w rozumienia prawa autorskiego, kluczowe znaczenie będzie miało stwierdzenie, czy to człowiek świadomie przesądził o nadaniu konkretnemu obrazowi określonych właściwości. Tu dochodzimy do momentu, gdy należy rozstrzygnąć, czy opisywane narzędzia pozwalają na spełnienie minimalnego wymogu co do udziału człowieka w tworzeniu utworu. Najprostszą i najbezpieczniejszą odpowiedzią byłoby zapewne prawnicze “to zależy”, jednak nie wniosłoby to za wiele do naszych rozważań. 

Prawa dla autora czy dla użytkownika?

Moja ocena jest następująca: “Używając Midjourney i DALL-2 i wpisując prompt, użytkownik nie tworzy utworu w rozumieniu przepisów prawa autorskiego”. Nie wnosi on bowiem dostatecznego wkładu twórczego. A efekt, który powstaje jest w pewnym stopniu loterią, na którą użytkownik nie ma wpływu. Tym niemniej powyższe narzędzia mogą służyć artystom do tworzenia utworów, jeżeli zostanie przez nich wniesiony odpowiedni wkład twórczy. Jaki, to będzie jeszcze długo przedmiotem debaty, jednakże sam wybór iteracji obrazu takim wkładem nie jest. 

Czytaj w LEX: Cyfryzacja i udostępnianie zbiorów przez instytucje dziedzictwa kulturowego w świetle przepisów dyrektywy o prawie autorskim na jednolitym rynku cyfrowym >>>

Midjourney wyszło wyraźnie z założenia, że efekty pracy ich algorytmu nie powodują powstania po stronie Midjourney utworów objętych ochroną prawnoautorską. Zabezpiecza się natomiast na okoliczność, gdyby takie prawa autorskie powstały po stronie użytkownika. Nie używa też wyrażenia Utwory (Works) w stosunku to stworzonych obrazów, ale Aktywa/zasoby (Asset). Jest to o tyle warte uwagi, że obecnie równolegle toczy się debata właśnie na temat cyfrowych aktywów i ich miejsca w porządku prawnym oraz potencjalnym wykorzystaniu w metaversie.  
Wydawałoby się, że OpenAI podchodzi do tematu podobnie, wskazując użytkownikowi, iż może wykorzystywać w dowolnym celu wygenerowane obrazy a sam nie posiada żadnych praw do niego.