Jolanta Ojczyk: Dlaczego problem z kredytami frankowymi tak eskalował?

Dr Aneta Wiewiórowska-Domagalska: Proste: kredyty frankowe były dużo tańsze od wszystkich innych kredytów zabezpieczonych hipotecznie; przede wszystkim – od kredytów złotówkowych. Jednocześnie informacje o ryzyku kursowym, podawane konsumentom przy zawieraniu umowy, nie ujawniały jego prawdziwej wysokości. Kredyty frankowe, przedstawiane jako produkt tani i bezpieczny, ze względu na stabilność franka szwajcarskiego, umożliwiły zaspokojenie ogromnego zapotrzebowania na mieszkania. Były tańsze, a przez to bardziej dostępne. Konsument mógł więc mieć zdolność kredytową, pozwalającą na kredyt we franku, ale już niekoniecznie na kredyt w złotówkach. A jeśli miał „zdolność złotówkową”, to kwota kredytu dostępna we franku była wyższa. Żeby uświadomić sobie skalę zjawiska: w ciągu kilku lat zawarto prawie milion umów kredytowych z ryzykiem kursowym, z czego ponad 80 procent stanowiły kredyty we frankach. Banki niewątpliwie dostrzegały ryzyka związane z masowym udzielaniem takich kredytów. Świadczy o tym apel o zakaz udzielania takich kredytów, jaki ZBP wystosował w swoim czasie do nadzoru finansowego. Również nadzór finansowy rozumiał, że dla rynku niebezpieczne jest udzielanie kredytów z ryzykiem kursowym, nie podjął jednak skutecznych działań mających na celu ograniczenie akcji kredytowej.

Czytaj w LEX: „Pozwy zbiorowe” jako odpowiedź na czasy „niedyspozycji” wymiaru sprawiedliwości w czasach epidemii koronawirusa >

 

Najwyższa Izba Kontroli w raporcie stwierdziła, że zawiniło państwo.

Niewątpliwie nie zidentyfikowano prawidłowo problemu oraz jego konsekwencji. Nadzór skupiał się na niebezpieczeństwie dla stabilności finansowej rynku, wynikającym z potencjalnej niemożności spłaty rat przez kredytobiorców, ze względu na wzrost kursu waluty. Bardzo długo ryzyka związane z klauzulami abuzywnymi zawartymi w tych umowach były pomijane. Dopiero w 2017 Komisja Nadzoru Finansowego włączyła ryzyka prawne jako jeden z elementów branych pod uwagę przy szacowaniu wysokości rezerw. Ale przecież - jak to ładnie ujął Sąd Najwyższy - jeśli poziom ryzyka związany z takimi kredytami byłby znany, to żaden rozsądny konsument nie zawarłby takiej umowy, a żaden bank jej nie zaoferował. Problem frankowy był polityczny i kiedy powstawał (można łatwo prześledzić wypowiedzi polityków sprzeciwiających się wprowadzaniu jakichkolwiek ograniczeń), i kiedy podejmowano nieudane próby jego rozwiązania (wykorzystywane w kampanii prezydenckiej). Zamiast skupić się na rozumieniu i stosowaniu obowiązującego prawa (w jaki sposób kształtować treść umów z ryzykiem kursowym, żeby nie zawierały klauzul abuzywnych), skupiano się na grze interesów i możliwości ich politycznego wykorzystania. W tym sensie państwo niewątpliwie zawiodło.

Czytaj w LEX: Urban-Theocharakis Małgorzata, Abuzywność postanowień umowy kredytu bankowego, a rozliczenia między jej stronami. Glosa do wyroku SN z dnia 11 grudnia 2019 r., V CSK 382/18 >

Czy, jak mówi wiele osób, frankowicze są sobie winni i powinni spłacać swoje zobowiązania?

To pytanie to odbicie narracji narzuconej przez banki. Ja chciałabym ją odwrócić. To banki, będące nie tylko profesjonalistami z doskonałą obsługa prawną, ale również postrzegane jako instytucje zaufania publicznego i przez długi czas cieszące się w związku z tym wymiernymi przywilejami procesowymi przygotowywały treść umów. Chciały zakazu udzielania kredytów z ryzykiem kursowym, ale w braku takiego zakazu chętnie je oferowały. Czyli: znając ryzyko, podjęły niebezpieczną grę. Trzeba też pamiętać, że nie wszystkie banki miały takie kredyty w swojej ofercie. Dyrektywa 93/13 pochodzi – jak wskazuje jej tytuł – z 1993 roku. Do polskiego systemu prawa została wprowadzona w roku 2000, a więc przed oszałamiającą karierą kredytów frankowych. Nie jest wyzwaniem na miarę zrozumienia natury supersymetrii, żeby dostrzec, że jeżeli bank przerzuca, w ramach nienegocjowalnej w tym zakresie umowy, całe ryzyko zmian kursu walutowego na konsumenta, a przy tym nie informuje go o rzeczywistym poziomie ryzyka, to jest to sprzeczne z dobrymi obyczajami i rażąco narusza interesy konsumenta. Zgodnie z treścią obowiązującego w Polsce prawa, takie postanowienie nie wiąże konsumenta. Z jakiego powodu banki, które wykorzystywały nieuczciwe postanowienia umowne miałyby nie ponosić – wynikających z prawa UE – konsekwencji swoich działań? Dlaczego banki, które w swojej ofercie nie wykorzystywały postanowień abuzywnych (a jest przecież takich wiele) mają być traktowane gorzej?

Czytaj w LEX: Nowakowski Tobiasz, Ocena abuzywności klauzuli indeksacyjnej w umowie kredytu indeksowanego. Glosa do wyroku SN z dnia 9 maja 2019 r., I CSK 242/18 >

Osoby niemające kredytów we frankach, czy związane z instytucjami finansowymi, twierdzą, że frankowicze, wiedzieli, co robili. Podkreślają, że są to osoby zwykle zamożne, albo zachłanne, bo wolały większe mieszkanie a nie chciały kredytu w złotówkach. Uzasadnienia do ostatnich wyroków SN wyraźnie wskazują jednak, że nie były one należycie informowane o ryzyku kursowym, a umowy zawierały niedozwolone klauzule. Czym obecnie ich sytuacja różni się od tzw. złotówkowiczów?

Znowu poruszamy się w ramach narracji probankowej, a jednocześnie niezwykle groźnej, antagonizującej, tworzącej kolejną linię podziału społecznego. A dodatkowo – dość populistycznej. Spory frankowe rozstrzygane są na tle dyrektywy 93/13. Status finansowy czy motywy kierujące konsumentem, który zawiera umowę z przedsiębiorcą, nie ma tu żadnego znaczenia. To, co się liczy, to czy postanowienie było indywidualnie negocjowane, czy konsument został (bardzo) jasno poinformowany o konsekwencjach ekonomicznych klauzuli oraz czy jest ona uczciwa. Nie rozumiem jeszcze jednego argumentu: jeśli państwo i banki nie były w stanie prawidłowo oszacować poziomu ryzyka, to jakim cudem miał tego dokonać indywidualny konsument? Co do złotówkowiczów, należy pamiętać, że w dyrektywie 93/13 nie chodzi wyłącznie o to, żeby pomóc indywidualnym konsumentom, ale o to, żeby rynek kredytowy, jako taki, funkcjonował uczciwie. Skorzystają na tym w dłuższej perspektywie wszyscy konsumenci, ale również uczciwi przedsiębiorcy. Unii Europejskiej nie zależy na budowaniu jakiegokolwiek wspólnego rynku, ale rynku uczciwego, który zapewnia wysoki poziom ochrony konsumenta. Należy tu wspomnieć o kosztach doprowadzenia standardu rynkowego do poziomu wymaganego prawem EU.

Zobacz procedurę w LEX: Postępowanie z powództwa o zapłatę określonej kwoty pieniężnej z tytułu zwrotu nienależnego świadczenia >

Krytycy ochrony wskazują, że „wszyscy za nią zapłacimy”.

Ale to może dobry moment, żeby państwo zapewniło, że odpowiedzialność poniosą przede wszystkim te podmioty, które dopuściły się naruszenia?

Kto teraz potrzebuje systemowej pomocy od państwa - frankowicze czy banki?

Mówiąc szczerze, mam wrażenie, że obecnie to pomocy potrzebują raczej banki. Frankowicze nauczyli się radzić sobie w sądach: spraw jest coraz więcej i coraz częściej wygrywają – wystarczy popatrzeć na statystyki. Należy zakładać, że ten trend się będzie jedynie utrzymywał i wzmacniał. Zaproponowanie kompromisowego rozwiązania przyniesie więc korzyść przede wszystkim bankom. Banki liczyły, że narzucenie własnej narracji uchroni je przez konsekwencjami posługiwania się nieuczciwymi postanowieniami. Tymczasem okazuje się, że ta strategia długoterminowo zawiodła. Oczywiście, banki mogą wciąż kalkulować, że relatywnie niewielka grupa kredytobiorców zdecyduje się na spór sądowy, ale biorąc pod uwagę, o jakie kwoty chodzi w tych procesach, te kalkulacje mogą okazać się błędne.

 

Bestseller
Bestseller

Jacek Czabański, Mariusz Korpalski, Tomasz Konieczny

Sprawdź  

Gdy dochodzi do sporów, to w ich rozstrzyganiu powinno pomagać prawo. Jaką rolę pełnią tu sądy? Czy stoją na wysokości zadania, czy muszą czekać na rozstrzygnięcia TSUE w sprawach polskich, czy mogą czerpać z jego dotychczasowego dorobku?

Sądy pełnią u nas funkcję chłopca do bicia (podobnie stało się przy prywatyzacji). Problemu frankowiczów można było przez legislację uniknąć. Problem frankowiczów można było przez legislację rozwiązać. Okazało się jednak, że rozwiązanie problemu zostało w całości przerzucone na sądy, które doświadczały różnorakich trudności z prawidłowym stosowaniem dyrektywy 93/13. Wynikały one przede wszystkim z aksjologicznej i metodologicznej odmienności prawa EU. Prawo unijne akcentuje konieczność zapewnienia efektywnej i realnej – nie deklaratoryjnej i potencjalnej ochrony konsumenta. Korzysta przy tym z sankcji niemieszczącej się w tradycyjnych kategoriach cywilistycznych, do których przyzwyczajone są sądy. Dodajmy do tego mocną, często zakamuflowaną kampanię lobbystyczną. Wówczas zrozumiemy jakie wyzwanie stanowiły dla sądów masowe w charakterze spory frankowe. Od wydanego w 2015 r. słynnego wyroku arbuzowego, ewidentnie naruszającego prawo UE, zmieniło się jednak ogromnie dużo. Sądy po prostu coraz lepiej interpretują i stosują prawo UE. To doskonale, że coraz częściej zwracają się do TSUE, choć na tle kredytów frankowych, coraz mniej jest już kwestii do wyjaśnienia. Inne kraje były bardzo aktywne, mając zbliżone problemy. Najważniejszym problemem pozostają rozliczenia świadczeń po unieważnieniu umowy, ale tu mamy już pytania zawisłe przed SN i TSUE, które wskażą, w jaki sposób zapewnić skuteczność prawa UE tym etapie wyciągania konsekwencji stwierdzonej abuzywności.

W stanowisku przygotowanym dla Forum Konsumenckiego RPO prof. Ewa Łętowska odniosła się m.in.  do unieważnienia umowy i stwierdzenia jej nieważności. Frankowicze protestują, uważają, że w grę wchodzi tylko stwierdzenie nieważności, opcja zaproponowana przez prof. Łętowską jest korzystna dla banków. Jakie jest pani zdanie?

Oprzyrządowanie dogmatyczne dla obsłużenia sporów frankowych było tworzone na potrzeby taktyki procesowej strony – tak banków jak i frankowiczów. Obiektywne opracowania, których celem nie jest udzielenie wsparcia w konkretnym procesie (a takim właśnie jest opracowanie prof. Łętowskiej) należą do ogromnej rzadkości. Innymi słowy: przepisy (przede wszystkim UE) nie były interpretowane, żeby wykazać wszystkie tkwiące w nich możliwości, ale żeby wesprzeć określoną linię argumentacyjną.

Czytaj: Prof. Łętowska: Potrzebny dialog polskich sądów z TSUE w sprawach frankowych>>

Takie opracowania są jednak niezbędne, aby pokazać sądom wielość instrumentów prawnych pozostających do ich dyspozycji na tle sporów frankowych, jak również potencjalny sposób ich zastosowania. Mechanizmy wykształcone na tle dyrektywy 93/13 w styku z prawem krajowym są szalenie skomplikowane, w przeciwieństwie do relatywnie prostego mechanizmu stwierdzenia abuzywności. Co może konsument? W jakim zakresie sąd jest związany decyzją konsumenta, a w jakim zakresie może, lecz nie musi jej uszanować? Dyrektywa wskazuje skutek, jak ma być osiągnięty, pozostawiając relatywnie dużo swobody prawu i inwencji sędziego krajowego. Trudności z odkodowaniem opcji ukrytych w orzecznictwie TSUE wynikają z niezwykle kazuistycznego i sytuacyjnego charakteru wyroków TSUE, wyznaczających pole dla interpretatora krajowego. Tu istnieje wiele możliwości. Sąd jest panem postępowania uzdrawiającego sytuację, ale musi pamiętać o minimalnym standardzie ochrony konsumenta. Trzeba być niezwykle ostrożnym z generalizacjami. To jest zaletą opracowania, o którym Pani wspomniała: tam pokazano nie tylko co powiedział TSUE, ale i jakie pole manewru może mieć sąd, w stworzonych w ten sposób ramach.

Co z pozwami grupowymi. Ostatnio RPO przyłączył się do postępowania przeciwko mBankowi. Czy takie zbiorowe spory, w Polsce jest ich ponad 10, mają szansę powodzenia?

Mam nadzieję. Pozwy zbiorowe nie mają dobrej passy w Polsce. Ostatnie działania sądów w ramach postępowań grupowych napawają ostrożnym optymizmem. Zgodne z dyrektywą 93/13 rozstrzygnięcia w tego typu postępowaniach niewątpliwie walnie przyczyniłyby się do szybszego rozwiązania problemu frankowego. Czy tak będzie dowiemy się być może już za kilka dni.

Czytaj: RPO wspiera pozew grupowy frankowiczów przeciwko mBankowi>>