Dla b. szefów spółki MTK, budowniczych pawilonu i rzeczoznawcy budowlanego, który wydawał ekspertyzę po jednej z awarii hali prokuratura żąda po 6 lat pozbawienia wolności. Takiej samej kary prokuratura domaga się dla Marii K., która była powiatowym inspektorem nadzoru budowlanego w Chorzowie i zdaniem oskarżenia nie dopełniła swych obowiązków.

Hala MTK zawaliła się w styczniu 2006 r. podczas targów gołębi pocztowych. Zginęło 65 osób, a ponad 140 zostało rannych, 26 z nich doznało ciężkich obrażeń. We wtorek, po siedmioletnim procesie, Sąd Okręgowy w Katowicach rozpoczął wysłuchiwanie mów końcowych. Poza wystąpieniem prokurator Katarzyną Wychowałek-Szczygieł sąd zdołał wysłuchać dwóch pierwszych obrońców. Kwestionowali oni opinię biegłych i uważają, że ich klienci powinni zostać uniewinnieni.

Oskarżycielka zaznaczyła, że choć żaden wyrok nie przywróci życia ofiarom katastrofy, kara powinna być adekwatna do winy. "Oskarżeni dopuszczając się rażących zaniedbań postawili na szali najwyższe dobro, jakim jest życie człowieka" – podkreśliła.

Na początku swego wystąpienia prokurator oceniła, że proces - choć trudny i skomplikowany - umożliwił ustalenie przyczyn i wskazanie winnych. Podkreśliła, że choć bezpośrednią przyczyną zawalenia się hali był zalegający na dachu śnieg i lód, to jednak na katastrofę złożyły się błędy i zaniechania konkretnych ludzi od samego procesu projektowania, przez budowę, aż po użytkowanie pawilonu. "Zabrakło nie tylko zdrowego rozsądku, środków finansowych, ale przestrzegania przepisów" - wskazała i dodała, że hala stwarzała zagrożenie dla zdrowia i życia ludzi już od chwili wybudowania jej.

„Mówi się, że sukces ma wielu ojców, a porażka jest sierotą. Słuchając pani prokurator można było dojść do wniosku, że w tym przypadku porażka ma wielu ojców, a sukcesu nie było” - powiedział w swoim wystąpieniu obrońca Jacka J. mec. Jerzy Feliks. Podkreślił, że 10 lat od katastrofy to długi czas dla rodzin ofiar i poszkodowanych, ale też dla jego klienta, który żyje z piętnem odpowiedzialnego za śmierć tylu ludzi.

Jego zdaniem, odpowiedzi na pytania dotyczące przyczyn katastrofy nie są tak jednoznaczne, jak uważa prokuratura i mimo ogromu pracy sądu proces nie dał jednoznacznych odpowiedzi - o co adwokat obwinił biegłych wydających opinie na temat przyczyn katastrofy. Feliks kwestionował ich kompetencje i doświadczenie, zarzucił im, że nie potrafili odpowiedzieć na wiele pytań.

W opinii adwokata, jego klient zaprojektował halę w taki sposób, że wytrzymywała o 570 proc. większe obciążenie od normatywnego, co w konsekwencji obróciło się przeciwko niemu – bo przedstawiciele spółki MTK obserwując, że dach wytrzymuje nawet grubą pokrywę śnieżną zaniedbywali tę kwestię.

Adwokat mówił obrazowo, że przed katastrofą dach był obciążony tak bardzo, jakby stało na nim 161 czołgów T-34. Do katastrofy jego zdaniem przyczyniło się też rozpełznięcie się gruntu pod halą o kilka centymetrów, do czego doszło wbrew zapewnieniem urzędu górniczego.

Pod koniec swej mowy mec. Feliks nieoczekiwanie złożył wniosek o wznowienie przewodu sądowego i powołanie nowego zespołu biegłych z zakresu projektowania, budowy i utrzymania obiektów wielkopowierzchniowych – a gdyby sąd się na to nie zgodził – uniewinnienie Jacka J. Sąd rozpozna wniosek Feliksa po wysłuchaniu wszystkich obrońców.

Także przemawiający po Feliksie obrońca rzeczoznawcy Grzegorza S. mec. Tomasz Chmielewski nie zgadzał się opinia biegłych. Jego zdaniem specjaliści ferowali w niej oceny. Także on wniósł o uniewinnienie.

Następna rozprawa w środę. Tego dnia będą przemawiali kolejni obrońcy.

Katowicka prokuratura okręgowa zamknęła śledztwo w tej sprawie latem 2008 r. Proces ruszył w maju 2009 r. Z 12 oskarżonych osób na ławie oskarżonych zasiada obecnie dziewięć. Jeden z 12 oskarżonych dobrowolnie poddał się karze, inny zmarł w trakcie procesu, a sprawa kolejnego została wyłączona do odrębnego postępowania ze względu na stan zdrowia.

Z opinii biegłych wynika, że główną przyczyną katastrofy były błędy w projekcie wykonawczym pawilonu. Odbiegał on znacząco od sporządzonego prawidłowo projektu budowlanego. Aby ograniczyć koszty, projektanci błędnie określili współczynnik kształtu dachu, błędnie też zaprojektowali przykrycie dachowe i słupy podtrzymujące konstrukcję.

Najsurowszej kary prokurator domaga się dla autora nadziemnej części projektu wykonawczego Jacka J., zarzucając mu umyślne sprowadzenie bezpośredniego niebezpieczeństwa katastrofy oraz samej katastrofy. Takie same zarzuty ciążą na autorze projektu konstrukcji żelbetowej Szczepanie K., który jednak został wyłączony z głównego procesu. Prokurator podkreśliła, że wykonanie projektu powierzono firmie, która nie miała w tym doświadczenia, a Jacek J. nie miał uprawnień projektanta.

Hala MTK od początku zdradzała swoje wady. Do pierwszej awarii doszło jeszcze w trakcie jej budowy - w styczniu 2000 r. Już wtedy konstrukcja dachu ugięła się pod naporem śniegu. Przedstawiciele generalnego wykonawcy hali - Arkadiusz J. i Andrzej C. - nie wpisali tego do dziennika budowy i nie powiadomili inspektora nadzoru budowlanego - podawała prokuratura, która uważa, że ci oskarżeni powinni byli zweryfikować projekt wykonawczy i wzmocnić konstrukcję hali.

Usłyszeli zarzuty sprowadzenia bezpośredniego niebezpieczeństwa zaistnienia katastrofy budowlanej i sprowadzenia samej katastrofy. Dwa lata później dach hali znowu się ugiął, zerwały się śruby podtrzymujące dźwigary i konieczna była naprawa. Dokonano jej na podstawie ekspertyzy rzeczoznawcy budowlanego Grzegorza S.

Zdaniem prokuratury nie zweryfikował on całości obliczeń statycznych pawilonu, nie sprawdził pozostałych dźwigarów, a jedynie ten uszkodzony. Zdaniem oskarżenia, powinien S. był wystąpić o rozbiórkę pawilonu. Prokuratura zarzuca mu sprowadzenie niebezpieczeństwa katastrofy.

Według prokuratury, kiedy na krótko przed katastrofą dach hali po raz kolejny ugiął się pod naporem śniegu, członkowie zarządu MTK - Bruce R. oraz Ryszard Z. i dyrektor techniczny spółki Adam H. mieli świadomość zagrożenia, a mimo to nie zrobili niczego, by je zażegnać. Wiedzieli, że to kolejna awaria dachu, a rzeczoznawca ostrzegał przed niebezpieczeństwem - mówiła Wychowałek-Szczygieł.

Zalecenia rzeczoznawcy, które oznaczały de facto wyłączenie hali z użytkowania nie zostały wykonane - dodała prokurator. Co prawda rozpoczęło się odśnieżanie dachu, ale zostało przerwane ze względu na wyczerpanie limitu środków na ten cel - wskazała. Prokuratura zarzuciła szefom MTK umyślne sprowadzenie niebezpieczeństwa katastrofy oraz nieumyślne doprowadzenie do niej.

Na ławie oskarżonych zasiadła też inspektor nadzoru budowlanego w Chorzowie Maria K. Prokuratura zarzuciła jej nieumyślne sprowadzenie bezpośredniego niebezpieczeństwa katastrofy oraz niedopełnienie obowiązków na kilka lat przed katastrofą - powiadomiona w 2002 r. przez straż pożarną o ugięciu się dachu nie podjęła żadnych czynności w celu kontroli stanu budynku lub wyłączenia pawilonu z użytkowania.

Spośród oskarżonych do winy przyznał się tylko b. koordynator techniczny MTK Piotr I., który w dniu targów gołębi nie polecił otwarcia drzwi ewakuacyjnych, co jednak nie skutkowało śmiercią żadnego z poszkodowanych. Dobrowolnie poddał się karze za narażenie wielu osób na śmierć lub uszczerbek na zdrowiu. (PAP)