Jolanta Ojczyk: Jak Pan ocenia regulację rynku kancelarii odszkodowawczych w wersji przegłosowanej przez senatorów?

Aleksander Daszewski, radca prawny w biurze Rzecznika Finansowego: Jako zbyt daleko idącą. Kancelarie odszkodowawcze robią naprawdę dobra robotę, pomagając tysiącom osób w uzyskaniu pełnego odszkodowania. Skutek nowego prawa może być jednak taki, że dostęp do wsparcia ze strony profesjonalnych pełnomocników może zostać radykalnie ograniczony. To marzenie towarzystw ubezpieczeniowych, dla których działalność tego typu firm jest solą w oku. Pomoc ze strony Rzecznika Finansowego w sporach dotyczących np. zaniżanych odszkodowań nie wystarczy. Na przykład na etapie sporu sądowego możemy wydać tzw. istotny pogląd, który może być istotnym wsparciem. Jednak nie przygotujemy klientowi pozwu i nie będziemy jego pełnomocnikiem w sądzie. Zgadzam się ze stanowiskiem Sądu Najwyższego, który trafnie zauważa, że uregulowanie kancelarii wymaga starannego wyważenia interesów stron. Z jednej strony nadrzędnym celem jest ochrona osób korzystających z usług kancelarii. Z drugiej wydaje się, że niektóre propozycje wkraczają zbyt daleko w swobodę działalności gospodarczej.

Mówi Pan o wprowadzonym ostatnio do projektu zakazie reklamy i akwizycji?  Jeśli tak, to dlaczego jest to zbyt rygorystyncze rozwiązanie?

Zakaz reklamy i akwizycji w miejscu zamieszkania poszkodowanego, to de facto zakaz bezpośredniego oferowania tego typu usług. Tymczasem fakt, że tego typu firmy aktywnie docierają do poszkodowanych jest korzystne dla klientów. Jeśli do poszkodowanego trafia 3-4 przedstawicieli takich firm, to może po pierwsze wybrać najlepsze warunki umowy, a po drugie – korzystając z konkurencji - wynegocjować niższą stawkę wynagrodzenia. Zmuszanie klientów do poszukiwania placówek kancelarii, ograniczy dostępność do tego typu wsparcia dla mieszkańców mniejszych miast czy wsi. Pamiętajmy też, że wielu z poszkodowanych nie wie jakie są ich uprawnienia i dopiero od takich przedstawicieli dowiadują się o nich i zaczynają walczyć o swoje prawa. Na marginesie można sobie zadać pytanie, czy z faktu, że część sprzedawców nadużyło zaufania klientów sprzedając im np. polisy z UFK wynika, że należy zakazać oferowania polis w domach? Pytanie też, czy sprzedaż polis komunikacyjnych w Wydziałach Komunikacji znajdujących się w budynkach użyteczności publicznej jest prowadzona na warunkach korzystnych dla klientów? Dlaczego mamy zakazywać np. umieszczenia tam ulotek czy reklam kancelarii odszkodowawczych, skoro równocześnie sprzedawane są tam ubezpieczenia?

Z drugiej strony słychać było o podpisywaniu umów na szpitalnym łóżku.

Z tym zjawiskiem trzeba zdecydowanie walczyć. Ale innymi środkami. Przedstawiciele tego typu firm nie powinni wykorzystywać sytuacji i podpisywać umów w szpitalach. Rodziny poszkodowanych nie powinny być też nagabywane w domach pogrzebowych czy na cmentarzach.
Mam tu jednak wątpliwość, czy nie należy tu rozdzielić kwestii reklamy i bezpośredniej akwizycji. Dlaczego nie mogą w szpitalu leżeć ulotki czy wisieć reklamy kancelarii. Chętny poszkodowany będzie mógł spisać sobie telefon czy adres strony w dogodnym dla siebie momencie poprosić o wsparcie.

Projekt też zmienia zasady wynagradzania, by walczyć z horrendalnie wysokimi prowizjami.  Prawdziwe są informacje o stakach sięgających połowy odszkodowania?

Być może takie stawki pojawiały się kilka lat temu. Teraz ostra konkurencja sprawiła, że te stawki spadły nawet poniżej 20 proc.. Co prawda stosowane są triki, że w umowie mamy np. 20 proc. plus VAT, ale też klienci mają otwarte pole do renegocjacji umów w tym zakresie. Dlatego uważam, że wprowadzanie ustawowego limitu wynagrodzenia jest złym rozwiązaniem. Przede wszystkim mam wątpliwość co do zgodności z konstytucją tego typu rozwiązania. Obawiam się też, że określenie maksymalnego pułapu na poziomie 20 proc. spowoduje, że kancelarie powszechnie zaczną  go stosować. Powstaje też pytanie co z drobniejszymi sprawami. Część z nich nie będzie obsługiwana z uwagi na nieopłacalność biznesową w podejmowaniu takich działań.
Jeśli już mówimy o kosztach pracy kancelarii, to pytanie czemu to klient ma je pokrywać z wywalczonej od ubezpieczyciela kwoty? Może należałoby zastanowić się czy nie bardziej logiczne i systemowo uczciwsze, byłoby gdyby koszty kancelarii do 20 proc. pokrywały zakłady ubezpieczeń, które nienależycie wywiązały się ze swoich zobowiązań wobec poszkodowanych, czyli zaniżyły lub odmówiły należnych świadczeń.

Jaka mogłaby być alternatywa?

Może należałoby zastanowić się czy nie bardziej logiczne i systemowo uczciwsze, byłoby gdyby koszty kancelarii do 20 proc. pokrywały zakłady ubezpieczeń, które nienależycie wywiązały się ze swoich zobowiązań wobec poszkodowanych, czyli zaniżyły lub odmówiły należnych świadczeń. Paradoksalnie może się okazać, że po wejściu w życie regulacji zbliżony system powstanie na skutek kolejnych orzeczeń sądowych. Przypomnijmy uchwałę Sądu Najwyższego z 13 marca 2012r. (III CZP 75/11). W skrócie mówi ona o tym, że uzasadnione i konieczne koszty pomocy świadczonej przez osobę mającą niezbędne kwalifikacje zawodowe, poniesione przez poszkodowanego w postępowaniu przedsądowym prowadzonym przez ubezpieczyciela, mogą w okolicznościach konkretnej sprawy stanowić szkodę majątkową podlegającą naprawieniu w ramach obowiązkowego ubezpieczeni OC komunikacyjnego. Po uregulowaniu rynku kancelarii bez trudu będą one wykazywać w sądach, że „mają niezbędne kwalifikacje zawodowe”. Będą mogły domagać się więc zasądzenia dodatkowych kwot na pokrycie kosztów powstałych na etapie przedsądowym. Dla klientów może to być korzystny scenariusz. W warunkach ostrej konkurencji niektóre kancelarie będą starały się obniżyć procent potrącany z odszkodowania należnego klientowi np. do 10 proc., a drugich 10 proc. domagać się bezpośrednio od ubezpieczyciela na podstawie powyższej uchwały i prawdopodobnych kolejnych orzeczeń uwzględniających ten kierunek myślenia SN.

 


Pomysł, żeby ubezpieczyciel wypłacał całą kwotę na konto poszkodowanego, a nie kancelarii można chyba uznać za korzystny dla tego pierwszego? Zniknie problem z przetrzymywaniem czy nawet defraudacją środków przez kancelarie.

Tak, ale można to samo osiągnąć niższym kosztem i uwzgledniającym interesy obu stron. Uważam, że środki wypłacane przez ubezpieczyciela powinny być przekazywane w ustalonej proporcji na konta poszkodowanego i kancelarii. Z punktu widzenia klienta oznaczałoby to wyeliminowanie ryzyka defraudacji. Z kolei kancelaria nie ponosiła by ryzyka domagania się wypłacenia należnego wynagrodzenia. Nie ulega wątpliwości, że koszty ewentualnego dochodzenia płatności od klientów, spowodują wzrost kosztów, które zostaną finalnie przerzucone na klientów. Taka propozycja wyważa zatem interesy obu stron jednocześnie eliminując najpoważniejsze ryzyko występujące dziś po stronie poszkodowanych.

Na ile bezpieczeństwo klientów poprawi obowiązek posiadania polisy OC przez kancelarię?

To rozwiązanie ma zalety, ale też jedną fundamentalną wadę. Kto będzie wystawiał takie polisy? Ubezpieczyciele, czyli główni adwersarze kancelarii odszkodowawczych. W interesie zakładów ubezpieczeń będzie stworzenie takich warunków ubezpieczenia, limitów odpowiedzialności i wreszcie skalkulowanie składek aby maksymalnie ograniczyć liczbę takich podmiotów. Zmniejszy to dostępność dla obywateli takich niewygodnych dla ubezpieczycieli usług. To trochę tak jakby kancelarie decydowały kto może być odpowiedzialny za pion likwidacji szkód w zakładzie ubezpieczeń. Autoryzację dostawałby takie osoby, które w ocenie kancelarii dobrze i bezproblemowo płacą.

Czytaj też w SIP LEX: