PAP: W Sejmie trwają prace nad tzw. małą nowelą Prawa zamówień publicznych, która ma wprowadzić zasadę in-house, czyli da możliwość bezprzetargowego zlecania zadań spółkom komunalnym przez samorządy. Nowe prawo zmieni również "reguły gry" w gospodarce odpadowej, bo gminy będą mogły odejść od dotychczas obowiązkowych przetargów na odbiór śmieci. Czemu ma służyć ta zmiana?

Sławomir Mazurek: Zmiana jest konieczna m.in. z tego powodu, że obowiązująca od 3 lat tzw. ustawa śmieciowa z jednej strony przekazała władztwo nad odpadami gminom, nałożyła na nie obciążenia m.in. konieczność uzyskiwania odpowiednich poziomów recyklingu i odzysku, ale z drugiej strony, nie dała im odpowiednich narzędzi dla realizacji tych zadań. Umożliwienie samorządom zlecania z wolnej ręki swoim podmiotom zadań związanych z gospodarką odpadową, pozwoli uszczelnić system.

PAP: Skąd przekonanie, że spółki komunalne lepiej wywiążą się z takich zadań niż firmy prywatne?

SM: Z przeprowadzonej analizy, gdzie zbadaliśmy 87 proc. gmin (na 2479) wynika, że efektywność i cena wychodzi w większości przypadków na korzyść spółek komunalnych. Mówienie, że firmy prywatne lepiej optymalizują koszty niż gminne, nie jest prawdziwe, bo cały czas znajdujemy odpady w lasach, na nielegalnych wysypiskach, zmieniane są kody odpadów.

PAP: Przeciwnicy tej ustawy argumentują, że zlecenia "in-house" w UE są traktowane jako wyjątkowe odstępstwo od ogólnej zasady konkurencji i stosowane w ściśle określonych okolicznościach. Wskazują, że zaproponowane w noweli przepisy zmonopolizują rynek, zniknie konkurencja.

SM: W większości państw UE to właśnie spółki gminne odpowiedzialne są za odbiór i właściwe zagospodarowanie odpadów. Przetargi obowiązują tylko w Irlandii i w Polsce. To, że obecnie obowiązują u nas przetargi na odbiór i zagospodarowanie odpadów, nie oznacza, że rynek się rozwinął. Od momentu wejścia w życie systemu przetargów liczba firm w tym sektorze spadła. Rynek odpadów w Polsce jest szacowany na ponad 3 mld zł i na pewno będziemy świadkami różnych komunikatów, które wynikają z konieczności reprezentowania interesów różnych podmiotów. W 2020 r. musimy osiągnąć wysokie poziomy (50 proc.) recyklingu i przygotowania do ponownego użycia czterech podstawowych frakcji surowcowych - papier, szkło, tworzywa sztuczne, metal, a projektowana dyrektywa UE dotycząca gospodarki w obiegu zamkniętym zwiększy te poziomy. To samorząd odpowiada za odpady i musi nimi skutecznie zarządzać.

PAP: Część branży obawia się jednak, że nowe przepisy wyrzucą je z rynku. Resort przekonuje, że nowelizacja ma przeciwdziałać dumpingowym cenom, jakie proponują duże firmy, czym odbierają rynek firmom samorządowym. Czy nowe przepisy "nie wyleją dziecka z kąpielą" eliminując z rynku nie tylko zagranicznych operatorów, ale też małe i średnie polskie przedsiębiorstwa?

SM: Nie zmieniamy regulacji, żeby uderzać w firmy. Naszym celem jest to, żeby samorządy uwolniły swój potencjał i skutecznie realizowały działania, efektywniej walczyły z szarą strefą. Samorządy skarżą się, że w spółki komunalne, czy instalacje, w które zainwestowano mnóstwo publicznych pieniędzy, nie domykają się finansowo, bo przegrywają konkurencję z uczestnikami rynku, którzy mają wielką skalę działania. Naturalnie, oferty prywatnych firm, które mają dobre instalacje, są skuteczne i efektywne, mogą być też korzystne cenowo dla samorządów, które chcą zapewnić dobrą jakość usług dla swoich mieszkańców. Nie chcemy wprowadzić przymusu bezprzetargowego zlecania zadań spółkom komunalnym, to rozwiązanie jest dobrowolne.

PAP: Mówił pan, że w 2020 r. musimy osiągnąć wysokie wskaźniki recyklingu i odzysku odpadów (50 proc. tworzyw sztucznych, metalu, papieru czy szkła). Mimo, że trzy czwarte Polaków zadeklarowało, iż segreguje odpady, to dane nie napawają optymizmem. Gminy, i to nie wszystkie, osiągają od 12 do 13 proc. odzysku i recyklingu. Skoro tylu Polaków zapewnia, że segreguje odpady, to co w takim razie nie działa?

SM: Dyrektywy europejskie nakładają na nas obowiązki w zakresie osiągania poziomów recyklingu i przygotowania do ponownego użycia 4 frakcji (papier, metal, tworzywa sztuczne, szkło) jak i poziomów ograniczenia masy odpadów komunalnych ulegających biodegradacji przekazywanych do składowania. Patrząc na dane przekazywane w sprawozdaniach dotyczących odpadów komunalnych wynika z nich, że w 2014 r. 2386 gmin osiągnęło wymagany poziom 14 proc. dla 4 frakcji, a 2088 gmin osiągnęło wymagany poziom (50 proc.) ograniczenia masy odpadów komunalnych ulegających biodegradacji przekazywanych do składowania. Wśród problemów należałoby wymienić brak jednolitych w kraju standardów w zakresie selektywnego zbierania odpadów komunalnych, możliwość łączenia przetargu na odbiór i zagospodarowanie odpadów, co ogranicza nadzór gminy nad właściwym postępowaniem z odpadami komunalnymi, czy możliwość ryczałtowego rozliczania firmy odbierającej odpady komunalne od mieszkańców proporcjonalnie do ich ilości, co utrudnia gminom kontrolę nad strumieniem odpadów komunalnych. Dlatego oprócz in-house, który jest jednym z elementów systemu, chcemy wzmocnić instytucje kontrolne, czyli inspekcję ochrony środowiska jak i myślimy nad zmianami w przepisach, które pozwolą na wyeliminowanie ww. problemów.

PAP: Powstanie policja środowiskowa?

SM: Inspekcja ochrony środowiska nie ma teraz skutecznych narzędzi kontroli. Nie może być tak, że działania kontrolerów ograniczają się w praktyce do wysyłania pism. Pracujemy też nad tym, żeby wprowadzić bazę danych odpadowych on-line. Chcemy monitorować jak przemieszczają się odpady. Wprowadzając ten mechanizm chcemy też współpracować z wszystkimi interesariuszami.

Rozmawiał Michał Boroń (PAP)