Proces cywilny dotyczy rodziny, która była właścicielem ponad 100 ha gruntów rolnych i lasów we wsi Horczaki Dolne (powiat sokólski). Na mocy dekretu o reformie rolnej, po wojnie nieruchomości te zabrało państwo.
Zdaniem rodziny, stało się to bezprawnie. Spadkobierczyni właścicieli wystąpiła więc z powództwem do sądu, domagając się blisko 1,3 mln zł odszkodowania od Skarbu Państwa - ministra rolnictwa i rozwoju wsi i wojewody podlaskiego - za przymusowe przejęcie przez państwo tego majątku.
Sąd Okręgowy w Białymstoku, jako sąd pierwszej instancji, jesienią 2013 roku odszkodowanie w takiej wysokości zasądził.
W procesie okazało się, że w sprawie tego majątku były po wojnie dwie decyzje administracyjne: w 1946 roku ówczesny Wojewódzki Urząd Ziemski w Białymstoku zdecydował, że nieruchomości nie podlegają przejęciu na cele reformy rolnej, bo nie spełniają norm powierzchniowych i nie podlegają nacjonalizacji w tym trybie. Przed wojną bowiem właściciel nieruchomości podzielił ją na mniejsze działki i zapisał dzieciom.
Decyzję białostockich urzędników zmienił jednak w 1948 r. ówczesny Minister Rolnictwa i Reform Rolnych i orzekł, że cały majątek (o powierzchni łącznej ponad 108 ha) powinien należeć do państwa i być wykorzystany na cele reformy rolnej. Przyjął bowiem, że jego podział, dokonany w 1936 roku, miał jedynie charakter faktyczny, a nie prawny.
W 2012 roku jednak minister rolnictwa i rozwoju wsi stwierdził nieważność tego orzeczenia oceniając, że nieruchomość rzeczywiście nie spełniała wymogów obszarowych do przejęcia, a przedwojenny podział miał charakter prawny i odbył się przed sokólskim sądem powiatowym.
W procesie białostocki sąd okręgowy uznał, że powództwo nie uległo przedawnieniu, a składająca pozew wykazała szkodę i jej związek z działaniem państwa. Zasądził jej więc od Skarbu Państwa blisko 1,3 mln zł odszkodowania.
Wyrok zaskarżyła Prokuratoria Generalna reprezentująca Skarb Państwa i chciała albo oddalenia powództwa albo uchylenia wyroku i zwrotu sprawy do ponownego rozpoznania.
W jej ocenie bowiem, z decyzją o przejęciu nieruchomości, która została następnie uchylona, nie można wiązać skutku w postaci utraty prawa własności. Dlatego Prokuratoria Generalna ocenia, iż założenie sądu pierwszej instancji, że wadliwa decyzja wywołała szkodę, jest błędne.
Oddalenia tej apelacji chciała spadkobierczyni właścicieli nieruchomości. Jej pełnomocnik mówił obrazowo, że argumentacja ta wygląda tak, jakby złodziej coś ukradł, ale skradziony majątek już rozdysponował, więc to nie on wyrządził szkodę.
Sąd apelacyjny wyrok jednak uchylił i przekazał do ponownego rozpoznania sądowi pierwszej instancji. Uznał bowiem, że przed sądem okręgowym nie zostało wyjaśnione i przesądzone, czy rzeczywiście nie jest możliwe odzyskanie, przynajmniej części, tych nieruchomości.
Sędzia Magdalena Pankowiec mówiła, że w aktach sprawy nie ma dowodów przesądzających jednoznacznie kwestię skutecznego nabycia własności od Skarbu Państwa przez osoby fizyczne. Dodała, że chodzi o możliwość jednoznacznego ustalenia, czy utrata własności była definitywna, czyli że nie ma żadnej możliwości powrotu nieruchomości do dawnych właścicieli, bo osoby trzecie nabyły skutecznie te nieruchomości od Skarbu Państwa.
Sąd apelacyjny zwrócił też uwagę, że trzeba ponownie oszacować wartość nieruchomości - według stanu z daty utraty własności, biorąc pod uwagę, iż było to kilka odrębnych działek. (PAP)