Józef Kielar: Jarosław Kaczyński, prezes Prawa i Sprawiedliwości, często chwali się, że w okresie rządów Zjednoczonej Prawicy nakłady na ochronę zdrowia wzrosły z 74 do około 170 mld zł. Skoro jest tak dobrze, to dlaczego jest tak źle, a może być jeszcze gorzej, bo budżet na ochronę zdrowia zmniejszy się w 2023 roku aż o 13 mld zł ? Co pan na to?

Andrzej Sośnierz: Przede wszystkim manipulacją i nadużyciem jest mówienie, że rząd zwiększał te nakłady. One po prostu wzrastały, bo rosła kwota składki zdrowotnej. Rząd może natomiast przekazywać pieniądze do NFZ w formie dotacji lub też nie dawać ich, jak to jest planowane od przyszłego roku. Na szczęście rząd nie ma jednak wpływu na wysokość zebranych składek zdrowotnych przekazywanych Funduszowi. Nie jest to więc zasługa tego, ani poprzednich rządów. Mógłby on przypisywać sobie zasługi, gdyby dokładał własne środki do składek płaconych przez obywateli. W ostatnich jednak latach rząd przekazywał tylko te pieniądze do czego był zobowiązany prawnie. Były one przeznaczone na procedury wysokospecjalistyczne, na ratownictwo medyczne, czy leki dla seniorów 75 plus. W 2023 roku nie będzie już tych dotacji i wydatki na te obszary będą się musiały zmieścić w składce, dlatego można powiedzieć, że rząd zmniejsza nakłady na ochronę zdrowia.
Pyta pan, dlaczego jest tak źle z ochroną zdrowia? Można bowiem w sposób bałaganiarski marnotrawić nawet tak znaczne kwoty, jakie zostały zebrane. Pieniądze powinny „pracować” w pewnym systemie, żeby osiągnąć cele określone przez państwo w zakresie polityki zdrowotnej. Nie może nimi być tylko zapewnienie spokoju wśród pracowników ochrony zdrowia poprzez zapewnienie satysfakcjonujących płac w sektorze medycznym. Natomiast powinno nimi być np. zmniejszenie śmiertelności w zakresie jakichś chorób, wydłużenie czasu życia czy skrócenie czasu leczenia.

Kalendarz szkoleń online w LEX Ochrona Zdrowia >>>

 

 

Czy szpitalne oddziały ratunkowe (SOR) powinny być radykalnie zreformowane w taki sposób, żeby mogły efektywnie świadczyć pomoc najbardziej potrzebującym, a nie zajmować się leczeniem np. anginy, czy grypy?

To nie jest wina SOR-ów, że są tak przeciążone, bo powinna się zmienić ich rola w systemie opieki medycznej, a to już jest rola ministra zdrowia. Moim zdaniem same SOR-y pracują efektywnie, choć w trakcie ich funkcjonowania zdarzają się i incydenty. Nie da się ukryć, że z powodu niewydolności innych segmentów ochrony zdrowia stały się one tzw. śmietnikiem. Kiedy zamykane są już przychodnie, do SOR-ów trafiają pijani, pobici, zakatarzeni, czy przeziębieni. Obecne zadania SOR-ów realizowały różne szczeble opieki zdrowotnej, np. pogotowie ratunkowe, izby przyjęć szpitali, czy lekarze rodzinni. Połączenie SOR-ów z nocną i świąteczną pomocą lekarską okazało się błędem ministra Konstantego Radziwiłła. Żeby unormować tę sytuacją, należy zmienić cały system ochrony zdrowia w Polsce, a nie wyrywkowo i chaotycznie tylko niektóre jego fragmenty, po to, aby system ochrony zdrowia był właśnie systemem naczyń połączonych, a nie chaotyczną zbieraniną podmiotów.

Czytaj w LEX: Zasady segregacji medycznej pacjentów na SOR >>>

Czytaj także: ​Bukiel: Polska ochrona zdrowia łączy najgorsze cechy systemu rynkowego i budżetowego>>

W okresie PRL był pan lekarzem wojewódzkim, następnie dyrektorem Śląskiej Regionalnej Kasy Chorych, a w późniejszym okresie prezesem NFZ. Jak z tej perspektywy ocenia pan obecny system finansowania świadczeń zdrowotnych?

Obecny system jest trudny do opisania, wręcz chaotyczny, bo zawiera on elementy z różnych systemów i nikt na tym nie panuje. Jest finansowanie za usługę, budżetowe, ryczałtowe, są różne programy, dodatkowe środki inwestycyjne w ramach różnych funduszy, prezydencki Fundusz Medyczny. Środki przekazywane placówkom medycznym za wykonanie świadczeń są dodatkowo znakowane, to znaczy, że mogą być wydane tylko na cel określony przez ministra zdrowia. I jak tu prowadzić politykę finansową w placówce medycznej? Skandalem jest finansowanie Agencji Badań Medycznych ze składki zdrowotnej, a nie przez budżet państwa. Cieszą się z tego ci, którzy dostają dotacje na badania naukowe. Nie zdają sobie jednak sprawy z tego, że ich działalność jest finansowana z „ukradzionej” składki zdrowotnej.

 


Co może jeszcze pan powiedzieć na temat wyceny świadczeń?

Jednym z elementów chaosu w ochronie zdrowia jest wycena świadczeń zdrowotnych. Jest ona „sufitowa”. Wprawdzie pierwsze wyliczenia, które dokonuje Agencja Oceny Technologii Medycznych i Taryfikacji polegają na zbieraniu danych według określonej metody. Agencja w dużym stopniu bierze jednak pod uwagę dane historyczne. Potem następują jeszcze różne modyfikacje i nawet nie wiadomo, czy wycena usługi medycznej uwzględnia zysk dla świadczeniodawcy. Poza tym nie jest indeksowana wskaźnikiem inflacji, a ceny np. mediów gwałtownie wzrosły. Tak, jak i koszty pracy w związku z czym każda procedura medyczna jest coraz droższa. Wyceny świadczeń są więc nieaktualne, a system jest niejasny.

Czytaj w LEX: Określanie współczynnika korygującego dla świadczeń udzielanych przez podmioty zaliczane do PSZ >>>

Czy z uwagi na braki kadrowe w ochronie zdrowia należałoby zreformować proces kształcenia lekarzy, np. skrócić okres zdobywania specjalizacji?

Statystycznie średnia liczba lekarzy w Polsce jest taka, jak w innych krajach UE. Taka jest moja wiedza. Nie ma więc potrzeby masowego szkolenia lekarzy, bo za jakiś czas będziemy mieć ich za dużo. Dane podawane przez międzynarodowe organizacje oraz przez Główny Urząd Statystyczny są zakłamane, bo nie uwzględniają lekarzy zatrudnianych na tzw. kontraktach. Według danych z Naczelnej Izby Lekarskiej w Polsce mamy prawie 151 tys. lekarzy medycyny uprawiających zawód, co daje liczbę prawie 4 lekarzy na 1 tys. ludności, czyli nawet więcej niż średnia wśród krajów OECD. Tymczasem zarówno oficjele jak i media podają jakieś dziwnie zaniżone liczby. Nie tylko w tej sprawie nasza polityka w ochronie zdrowia opiera się na fałszywych danych.

Czytaj w LEX: Wymiar czasu pracy w 2023 r. pracowników medycznych zatrudnionych na pełny etat w jednomiesięcznych oraz trzymiesięcznych okresach rozliczeniowych >>>

 

Lekarze oczekują zarobków w wysokości 15 - 20 tys. zł netto miesięcznie jako satysfakcjonującego wynagrodzenia z jednego miejsca pełnoetatowej pracy. Jakie ma pan zdanie w tej sprawie?

Nie wnikam w szczegóły, ale arbitralne ustalanie jednolitych wynagrodzeń jest absurdalne. Czy ktoś ustala np. jednolite wynagrodzenia prawników? Dla administracji państwowej jest to zrozumiałe, pracodawcą jest państwo, ale placówki medyczne nie są administracją państwową. Według mnie, tę kwestię powinny regulować możliwości pracodawcy i rynek. Wysokość płac musi być dostosowana do możliwości finansowych placówki medycznej i być związana z jakością i ilością pracy pracownika. Szpital musi ustalić wynagrodzenia na takim poziomie, na jaki go stać. Jeżeli jednak wynagrodzenia będą za niskie i nikt nie będzie chciał pracować w takiej placówce, to powinna zostać zrestrukturyzowana, albo nawet zlikwidowana. Problem jest jednak bardziej skomplikowany, bo tutaj znów dotykamy taryf stosowanych przez NFZ. Na normalnym rynku przedsiębiorca wraz ze wzrostem kosztów podnosi ceny swoich usług, natomiast szpital nie może podnieść cen. bo ceny dyktuje minister zdrowia poprzez AOTMiT.

Czytaj w LEX: Diagnosta i laboratorium w świetle nowej ustawy o medycynie laboratoryjnej >>>

Dlaczego konstytucyjny przepis o równym dostępie do świadczeń zdrowotnych finansowanych ze środków publicznych okazuje się często martwym zapisem i czy koszyk świadczeń gwarantowanych powinien zostać ograniczony?

Koszyk świadczeń został chyba uchwalony wtedy, kiedy ministrem zdrowia była Ewa Kopacz. Było to jednak typowo propagandowe przedsięwzięcie. Zawierał on prawie 99 proc. świadczeń finansowanych przed podjęciem tej decyzji. Faktycznie koszyk jest martwym przepisem, a nie powinien nim być. Musi on jednak zawierać te usługi medyczne, na które nas stać z przychodów ze składki zdrowotnej. Oczywiście powinniśmy zlikwidować marnotrawstwo w systemie opieki medycznej, ale wydaje mi się także, że do niektórych świadczeń powinny być dopłaty ze strony pacjentów w wysokości np. 100, czy 200 zł, a w przypadku świadczeń tanich a częstych lub nadużywanych, dopłaty regulacyjne np. 10 zł za każdą poradę. Jestem przekonany, że większość z nas zaakceptowałaby takie rozwiązanie mając jednak gwarancję szybszego wykonania usługi medycznej bez konieczności poszukiwania np. znajomości wśród lekarzy.

Z jakiego powodu popiera pan reaktywację kas chorych i sprzeciwia się forsowanej przez Ministerstwo Zdrowia centralizacji? Czy w obecnej sytuacji rolę koordynatora polityki zdrowotnej wiodącą rolę powinni odgrywać wojewodowie i samorządy województw?

Uważam, że ani jedni, ani drudzy nie powinni pełnić takiej roli. Natomiast, jeśli chodzi o centralizację, to w okresie PRL była ona wielkim błędem. Obecnie wraca się do niej, co oceniam skrajnie negatywnie. Podjęcie bowiem każdej najmniejszej decyzji przez dyrektora oddziału wojewódzkiego NFZ wymaga określonych procedur administracyjnych, które trwają bardzo długo. Ponadto o większości spraw decyduje centrala Funduszu. W kasach chorych np. decyzje dotyczące taryfikacji świadczeń były podejmowane po kilku godzinach, maksymalnie w ciągu kilku dni. Dyrektor kasy chorych, czy oddziału NFZ musi działać szybko i uwzględniać potrzeby lokalne np. dotyczące konieczności utworzenia nowej przychodni, czy oddziału chirurgicznego w województwie. Obecnie jest to niemożliwe. W kasach chorych natomiast była taka możliwość, bo tworzyliśmy zachęty finansowe do tworzenia takich nowych i potrzebnych jednostek. Dodam jeszcze, że niepokoi mnie bardzo centralizacja kontroli. W okresie pandemii chaotycznie i często wbrew przepisom zamykane były przychodnie lekarzy rodzinnych i poradnie specjalistyczne a dyrektor oddziału NFZ musiał to skontrolować musiał pisać do Warszawy, żeby zgłosić ten fakt w rejestrze kontroli i czekać na nią czasem kilka miesięcy. To jest bez sensu. W kasach chorych natomiast mieliśmy duże kompetencje, ale ponosiliśmy i większą odpowiedzialność za wszystkie nasze działania.

Czytaj w LEX: Kontrola zarządcza w szpitalu krok po kroku >>>

W ubiegłym roku w wywiadzie dla naszego portalu zgłosił pan gotowość do opracowania autorskiego programu naprawy systemu ochrony zdrowia. Czy podtrzymuje pan tę deklarację i jakie warunki musiałyby zostać spełnione, żeby projekt ten zakończył się sukcesem, jak w Czechach, czy w Holandii?

Nadal jestem gotowy do opracowania takiego programu naprawy systemu, o którym pan wspomina. Z dotychczasowych moich wypowiedzi jednoznacznie wynika, że w ochronie zdrowia panuje niesamowity bałagan. Warunkiem opracowania niezbędnego projektu naprawy jest wyznaczenie sobie celów, które chcemy osiągnąć. Na przykład – wydłużymy życie pacjentów chorujących na nowotwory. I politycy powinni mnie rozliczyć z efektów tego przedsięwzięcia, ale i nie przeszkadzać. To tak, jakbyśmy kazali strzelać snajperowi, ale jednocześnie ciągle go szturchali i wyprowadzali z równowagi.