Józef Kielar: Z niektórych doniesień medialnych wynika, że sytuacja w psychiatrii dzieci i młodzieży nadal jest katastrofalna. Czy podziela pani ten pogląd?

Małgorzata Janas–Kozik: Część mediów rzeczywiście tak przedstawia sytuację dotyczącą psychiatrycznego leczenia dzieci i młodzieży. Ja oceniam ją tak: jest bardzo dużo pacjentów oraz wielu chorych w leczeniu całodobowym, czyli trafiających do szpitali i klinik. W mojej ocenie, a także z opinii moich kolegów kierujących oddziałami i klinikami psychiatrycznymi, wpływają na to dwa czynniki. Po pierwsze, po prawie półtorarocznej nieobecności w szkole i nauczaniu zdalnym dzieci wróciły do szkoły. Musiały jakby od nowa wejść w rytm zajęć, w pewien standard. Mają obecnie dużo zadań do wykonania. Pewne kwestie, które umknęły przy zdalnym nauczaniu są obecnie nadrabiane. W związku z tym, dzieci i młodzież są bardzo obciążone. Nakłada się na to fakt, że uczniowie nie spotykali się ze sobą, czyli byli zupełnie wyalienowani. Część osób fatalnie to znosiło.

A na czym polega ten drugi czynnik wpływający na trudną sytuację w psychiatrii młodych pacjentów?

Jeszcze przed pierwszą falą pandemii zostało zakontraktowanych ponad 130 ośrodków pierwszego poziomu referencyjnego, czyli środowiskowych poradni psychologiczno – psychoteraupetycznych dla dzieci i młodzieży. Obecnie mamy już ponad 300 takich placówek. Są one aktualnie oceniane przez Narodowy Fundusz Zdrowia, bo zostały przez niego skredytowane. Trwa podsumowanie tego przedsięwzięcia. Poradnie są zupełnie nowym tworem na rynku. Nie pracuje tam lekarz psychiatra specjalista dzieci i młodzieży, ale psycholog, psychoterapeuta dzieci i młodzieży i terapeuta środowiskowy. Jest to taka „pierwsza bramka”, do której trafiają dzieci, młodzież i ich rodziny. Jeżeli jednak w poradni pracuje osoba z niewielkim doświadczeniem klinicznym, a przekrój pacjentów jest bardzo różny, są to również trudni pacjenci, to zazwyczaj trafiają oni do konsultacji w szpitalach. To dlatego są one przepełnione. Po prostu, nie działają jeszcze drugie poziomy referencyjne. Przewidzieliśmy to wprowadzając reformę. Czasem pacjent jest niepotrzebnie konsultowany, ale daje mu to poczucie bezpieczeństwa, jego rodzicom a także specjalistom pierwszego poziomu referencyjnego. Mamy jednak światełko w tunelu. Taka sytuacja będzie bowiem przejściowa. 

 


Czy reformę psychiatrii dzieci i młodzieży da się przeprowadzić mając do dyspozycji zaledwie 500 psychiatrów tej specjalizacji?

Zadaniem reformy było odciążenie tych lekarzy i spowodowanie, żeby to nie oni byli tą „pierwszą bramką” w procesie leczenia. Chodzi o to, żeby trafiali do nich pacjenci posiadający już diagnozę psychologiczną, koncepcję rozwiązania problemu łącznie z propozycjami zaopiekowania pozafarmakologicznego. Do lekarzy psychiatrów dzieci i młodzieży powinni więc trafiać ci pacjenci, którzy wymagają diagnozy medycznej i farmakoterapii. Proszę też pamiętać, że psychiatria dzieci i młodzieży nie jest „specjalizacją rekinów”. Jest to trudna, niszowa specjalizacja. Niewiele osób chce ją zdobyć. Dlatego znajduje się na liście specjalizacji deficytowych opracowanej przez Ministerstwo Zdrowia. Wiąże się to także z wyższymi stawkami dla lekarzy rezydentów. Wprowadzając reformę zdawaliśmy sobie sprawę, że równolegle z kształceniem lekarzy psychiatrów dzieci i młodzieży bardzo ważne jest szkolenie dla psychologów klinicznych, terapeutów środowiskowych i psychoterapeutów dzieci i młodzieży. Jest to szkolenie ze środków unijnych. Po jego zakończeniu będziemy mieć około 970 specjalistów ze wspomnianych dwóch specjalizacji i nowy zawód w ochronie zdrowia.

Jak ocenia pani kondycję psychiczną dzieci i młodzieży w okresie pandemii podczas której nauka odbywała się zdalnie? Jakie dzieci najgorzej zniosły izolację i na jaką pomoc mogą liczyć?

W pierwszej i w drugiej fali pandemii dzieci z zaburzeniem ze spektrum autyzmu nieźle zniosły tę formę nauczania, dlatego, że odpadła im cała grupa czynników związanych z tzw. stresem szkolnym. Nie musiały bowiem wychodzić z domu, czy stawiać codziennie czoła pewnym wyzwaniom. Są to dzieci, które w warunkach nauki zdalnej niekoniecznie włączały kamerę podczas lekcji, doskonale potrafiły zorganizować sobie czas i pracować. Natomiast dzieci, które potrzebują być liderami źle zniosły okres pandemii. Nie mogły wykorzystać swojej pozycji, bo nauczanie zdalne nie daje takich przywilejów. Wszystkie dzieci mogły i mogą liczyć na pomoc w razie potrzeby. Ministerstwo Zdrowia uruchomiło bowiem specjalną infolinię, która działa siedem dni w tygodniu. Poza tym środowiskowe poradnie psychologiczno-psychoterapeutyczne przyjmują pacjentów, którzy przychodzą z rodzicami lub za zgodą rodziców mogą przyjść i zgłosić problem. Pomoc w pierwszym poziomie referencyjnym odbywa się w środowisku pacjenta, a nie w gabinecie, gdyż  specjaliści również jeździli i jeżdżą do domów.   

Czy w największej polskiej klinice psychiatrycznej dla dzieci i młodzieży - w Sosnowcu, którą pani kieruje, są wolne łożka?

Wolnych łóżek nie ma. Czasami trzeba na nie poczekać dzień, dwa lub kilka dni, ale nie zostawiamy pacjentów samym sobie. Muszę podkreślić, że nie było takiej sytuacji, żeby dziecko, które jest w stanie bezpośredniego zagrożenia życia lub zdrowia, nie zostało przyjęte do kliniki. Nie wszystkie łóżka były zajęte wtedy, kiedy był strajk nauczycieli i w pierwszej fali pandemii, gdy został wprowadzony ścisły lockdown. Nawet jak z dzieckiem działo się coś niepokojącego, rodzice nie zgłaszali się bowiem po pomoc. Ministerstwo Zdrowia szybko uruchomiło teleporady. Obecnie klinika normalnie funkcjonuje. Odbywają się odwiedziny chorych zgodnie z przyjętym harmonogramem i w reżimie sanitarnym.

W jakim kierunku zmierza reforma psychiatrii dzieci i młodzieży?

Reforma kładzie nacisk na opiekę środowiskową. Pomagamy dzieciom, nastolatkom i ich rodzinom w ich macierzystym środowisku, a nie w instytucji. W tym właśnie celu uruchomione zostały środowiskowe poradnie psychologiczno-psychoterapeutyczne. Gdy potrzebna jest konsultacja, to pomoc można uzyskać w poradni zdrowia psychicznego, a dopiero później, w razie potrzeby, w dziennym oddziale psychiatrycznym dla dzieci i młodzieży. Oprócz tej ewolucji, niezwykle ważnym elementem przeprowadzanych zmian jest także zrównanie dostępu do tych świadczeń zdrowotnych w różnych regionach kraju.

Kiedy rodzicowi, czy nauczycielowi powinna „zapalić się czerwona lampka”, że z dzieckiem dzieje się coś niepokojącego i do kogo mogą się zwrócić z prośbą o pomoc?

Każda zmiana zachowania dziecka powinna zwrócić uwagę i rodzica i nauczyciela. Dotyczy to sytuacji, kiedy dziecko, które do tej pory bardzo dobrze sprawdzało się w roli syna, córki, kolegi, koleżanki, ucznia, czy uczennicy nagle z tych ról sukcesywnie wypada. Przestaje np. dbać o swój wygląd, nie chce być już dobrym uczniem, nie dba o dotychczasowe zajęcia i aktywności pozaszkolne. Takie dziecko,  staje się często odludkiem, zamyka się w pokoju, przestaje być komunikatywne, nagle skarży się na objawy somatyczne, np. bardzo częste bóle głowy, brzucha, czy zaburzenia snu. Wówczas powinna zapalić się wspomiana „ czerwona lampka” .W takiej sytuacji nie należy zwlekać z wizytą w środowiskowej poradni psychologiczo-psychoterapeutycznej dla dzieci i młodzieży, do której nie trzeba mieć skierowania. Adresy poradni znajdują się na stronie każdego oddziału wojewódzkiego NFZ.