Coraz mniej osocza pobranego od dawców zużywane jest do celów klinicznych. Osocze to składnik krwi stosowany jako samodzielny produkt leczniczy (osocze terapeutyczne) bądź surowiec do otrzymywania leków.

- Jeszcze 5 lat temu ok. 30 proc. osocza pobieranego od honorowych dawców krwi było wykorzystywane do przetoczeń pacjentom w szpitalach – mówi Małgorzata Lorek, dyrektor Narodowego Centrum Krwi. - Teraz jest to 23 proc. Z nadwyżki osocza, czyli blisko 200 tys. litrów rocznie, wytwarzane są leki osoczopochodne ratujące zdrowie i życie chorych. Ze względu na fakt, że w Polsce nie ma fabryki przetwarzającej osocze, obecnie nadwyżki osocza przekazywane są za opłatą zagranicznym koncernom - dodaje.

Osocze zawiera wiele białek pełniących ważne role w procesach fizjologicznych. Podstawowymi białkami wykorzystywanymi w procesie frakcjonowania są albuminy, immunoglobuliny oraz czynniki krzepnięcia podawane m.in.: chorym na hemofilię.

Pielęgniarki z centrów krwiodawstwa nie dostaną podwyżek na nowych zasadach czytaj tutaj>>

Gdyby nie sprzedali, musieliby zutylizować

Przychody Regionalnych Centrów Krwiodawstwa i Krwiolecznictwa w Polsce z tytułu sprzedaży osocza kształtują się na poziomie ok. 100 mln zł rocznie. Należy jednak pamiętać, że RCKiK ponoszą wysokie koszty związane z badaniem, preparatyką i przechowywaniem krwi.

- W przypadku nieprzekazania nadwyżki osocza do frakcjonowania w celu uzyskania leków ratujących zdrowie i życie pacjentów, surowiec ten musiałby zostać zutylizowany – tłumaczy dyrektor Lorek.

Z osocza, które sprzedajemy zagranicą powstają leki, które później kupujemy wydając miliony zł.  Każdego roku tylko na koncentraty krzepnięcia krwi Polska wydaje ok. 280 mln zł.

Jest też inny problem.

- Zgodnie z wytycznymi Światowej Organizacji Zdrowia i Rady Europy osocze ludzkie powinno być wykorzystywane na potrzeby lecznictwa kraju, z którego pochodzi. Wiele krajów, by zapewnić sobie samowystarczalność, zbudowało narodowe fabryki frakcjonowania osocza. Inne – jak np. Słowacja - wybrały inne rozwiązanie i chcą podpisać umowę przetwarzania osocza z ich krajów z jednym dostawcą – mówi Sławomir Gadomski, wiceminister zdrowia.

Wiceminister podkreśla, że ministerstwo zdrowia chce, aby Polska mogła w pełni uniezależnić się od pojawiających się systematycznie na rynku niedoborów leków krwiopochodnych, których import stanowi wyłączne źródło zaopatrzenia krajowego lecznictwa. - Niestety leków wytwarzanych z osocza takich jak np.: immunoglobuliny zaczyna brakować – mówi Gadomski. – Fabryki, które je przetwarzają mają za małe moce w stosunku do potrzeb.

Wiceminister zdrowia dodaje, że w kancelarii premiera pracuje zespół, który ma opracować założenia przedsięwzięcia dotyczącego zapewnienia dostępności i systemu ochrony zdrowia do produktów leczniczych (leków osoczopochodnych) wytwarzanych na terenie Polski z osocza pochodzącego przede wszystkim od honorowych dawców krwi.

 


Krew- zasoby strategiczne

Resort podkreśla, że w większości krajów programy samowystarczalności opierają się na kilku kluczowych elementach: krew i osocze traktowane są jako zasoby strategiczne, natomiast pozyskiwaniem osocza (jako surowca farmaceutycznego) zajmuje się scentralizowany system oparty o jedną organizację, której zasady działania ustalane są przez rząd.

- W Polsce kwestia przetwarzania osocza nie została dotąd uregulowana, dlatego zespół po dokonaniu analizy organizacyjno-prawnej, chce zaproponować rozwiązanie w tej sprawie – mówi Gadomski i dodaje, że brane są pod uwagę dwa rozwiązania: postawienie fabryki frakcjonowania osocza, która będzie własnością prywatnego inwestora lub w formie partnerstwa publiczno-prywatnego. Szacowany koszt inwestycji to ok. 300 mln euro.

Drugie rozwiązanie to ogłoszenie przetargu na umowę przetwarzania polskiego osocza z jednym dostawcą. Wtedy surowiec trafiałoby do jednego zagranicznego koncernu, który produkowałby dla nas z niego leki wytwarzane z osocza takie jak: czynniki krzepnięcia VIII i IX, albuminy, immunoglobuliny ludzkie. - W 2020 r. chcielibyśmy zacząć przetwarzać osocze na nasze potrzeby przez jednego konkretnego dostawcę – zapowiada Gadomski.

 

Rynek jest już podzielony

Białka otrzymywane na drodze frakcjonowania osocza ludzkiego są stosowane w terapii wielu chorób. W ciągu ostatnich lat frakcjonowanie osocza przekształciło się w ogromny światowy przemysł.

Jakub Szulc, były wiceminister zdrowia, ekspert sektora ochrony zdrowia w EY podkreśla, że z względów bezpieczeństwa dobrze jest mieć w kraju zakład produkujący leki osoczopochodne, wytworzone z krwi danej populacji.

- Profile immunologiczne Europejczyków nie różnią się tak bardzo i leki wyprodukowane z osocza Francuzów czy Niemców są tak samo skuteczne jak farmaceutyki z polskiej krwi – podkreśla Szluc. – Jednak teraz mamy nadpodaż osocza pobieranego w Azji i Ameryce Północnej, bo tam płaci się dawcom, co w przypadku frakcjonowania poza Europą może rodzić wątpliwości, co do pochodzenia surowca do produkcji leków osoczopochodnych. Zatem za własną fabryką przemawiają kwestie bezpieczeństwa. Polska ma nadwyżki osocza, które mogłaby wykorzystać. Jednak mam wątpliwości czy taka inwestycja byłaby opłacalna ekonomicznie.

Szulc podaje, że rynek frakcjonowania osocza jest podzielony między fabryki non-profit oraz komercyjne. Ekspert dodaje, że na świecie jest pobierane więcej osocza niż jest potrzebne do produkcji leków.

- Tort związany z lekami osoczopochodnymi został już podzielony między dużych, zagranicznych graczy i dlatego trudno, by było zaistnieć na tym rynku fabryce z Polski – mówi Szulc. – W obecnie działających laboratoriach w Europie moce przerobowe są większe niż potrzeby związane z produkcją leków - dodaje.

Szulc podkreśla, że by fabryka była opłacalna ekonomicznie powinna przetwarzać ok. 400 tys. litrów osocza, zatem same nadwyżki osocza z Polski w wysokości 200 tys. litrów to za mało, by miała ona uzasadnienie ekonomiczne. - W ostatnich latach nikt nie inwestuje w fabryki frakcjonowania osocza – podkreśla Szulc. – Polska, żeby uruchomić taką fabrykę musiałaby kupić drogie licencje na wytwarzanie leków. Sam ten fakt pogorszyłby konkurencyjność naszych produktów.

Prawo farmaceutyczne. Komentarz czytaj tutaj>>

Nad polskim osoczem wisi fatum

Ministerstwo zdrowia już kilka razy próbowało, by w Polsce powstała fabryka frakcjonowania osocza. Za każdym razem kończyło się fiaskiem.

Po raz pierwszy w 1995 r. wyłoniono podmiot - Laboratorium Frakcjonowania Osocza (LFO) - który miał wybudować narodowy ośrodek frakcjonowania osocza w Polsce. Budowa miała być finansowana kredytem udzielonym przez konsorcjum banków, na który gwarancji udzielił w ostatnich dniach urzędowania rząd Włodzimierza Cimoszewicza. Skończyło się aferą, bo zamiast fabryki powstały dwie hale, a państwo - jak podawały media - musiało zwrócić bankom 61 mln zł.

W 2010 r. rząd ogłosił dokument wychodzący naprzeciw zapewnieniu samowystarczalności Polski w krew, jej składniki oraz produkty krwiopochodnie. Wyznaczono w nim rok na znalezienie inwestora oraz maksimum pięć lat (do końca 2015 r.) na uruchomienie fabryki przetwarzania osocza w Polsce i uzyskania pozwolenia na dopuszczenie do obrotu leków wytworzonych z polskiego osocza.

W przetargu centralnym wybrano międzynarodowe konsorcjum Octapharma AG z siedzibą w Szwajcarii. Wstępnie władze spółki szacowały wartość inwestycji na 700 mln złotych, ale nie doszło do podpisania porozumienia i fabryka nie powstała.