Mediacje w sprawach dotyczących błędów medycznych w większości przypadków nie są skuteczne. Dlaczego?

- Jeśli szpital lub lekarz z założenia nie widzą możliwości zawarcia ugody, to rozpoczynanie mediacji w sprawach medycznych nie ma sensu. Warunkiem rozpoczęcia mediacji jest to, że strony sporu chcą rozmawiać o rekompensacie dla poszkodowanych. W innym wypadku mediacje są stratą czasu – mówi Jolanta Budzowska, radca prawny specjalizujący się w sprawach o błędy medyczne. W praktyce ugody w sporach o błąd lekarski należą do wyjątków. – Ugodą kończy się nie więcej niż 2 proc. wszystkich prowadzonych przeze mnie spraw – dodaje mec. Budzowska.

Więcej w LEX: Pozasądowe metody rozstrzygania sporów między lekarzem a świadczeniobiorcą – mediacja, odpowiedzialność gwarancyjna i ubezpieczeniowa >>>

Czytaj w LEX: Podatek dochodowy od osób fizycznych jako czynnik zniechęcający do mediacji >>>

Mediacja tylko przy ewidentnych błędach i zgonie 

Praktyka pokazuje, że szpital skłania się do mediacji i zawarcia ugody na przykład, gdy zapadł już wyrok karny, który przesądza winę personelu medycznego.  Potwierdza to doświadczenie bliskich pacjentów, którzy próbowali porozumieć się ze szpitalem bez udziału sądu.  – Znam wiele przypadków błędów medycznych, zawarcie ugody to wyjątek w dochodzeniu roszczeń. Szpitale zazwyczaj idą na ugodę w przypadku śmierci pacjenta, gdy jest niezaprzeczalna wina lekarzy i wiedzą, że proces i tak zakończy się przegraną. W grę wchodzi przecież renta wypłacana dożywotnio – komentuje jedna z bliskich osób poszkodowanego pacjenta. Jak mówi – jej próba zawarcia ugody ze szpitalem zakończyła się fiaskiem, a następnie sąd podwyższył ośmiokrotnie kwotę renty zaproponowaną przez szpital.  

Czytaj w LEX: Przegląd spraw sądowych w kontekście najczęściej spotykanych błędów medycznych >>>

Czytaj w LEX: Zarzut popełnienia błędu w sztuce lekarskiej - postępowanie z zakresu odpowiedzialności zawodowej >>>

 

Pacjenci lub ich bliscy, którzy chcą dochodzić roszczeń w sprawach o błędy medyczne nie mają więc wyboru i są zmuszeni do wejścia na sądową ścieżkę. Postępowania przed sądami toczą się natomiast latami, nawet w sprawach, w których wydaje się, że doszło do „oczywistych” błędów medycznych.  

W jednym z takich „prostych” przypadków, szpital w postępowaniu przed Wojewódzką Komisją do spraw orzekania o zdarzeniach medycznych przyznał, że ponosi odpowiedzialność za błąd. Zaproponował pacjentowi jednak niskie odszkodowanie, więc sprawa trafiła do sądu cywilnego.  W tym postępowaniu szpital jednak zanegował swoją odpowiedzialność za błąd medyczny.  Sprawa zakończyła się po pięciu latach przyznaniem odszkodowania w wysokości 18 razy wyższej niż szpital zaproponował w ramach postępowania przed wojewódzką komisją.

Władysław Perchaluk prezes Związku Szpitali Powiatowych Województwa Śląskiego przyznaje, że "szpitale starają się unikać  kosztów jednocześnie próbując prowadzić postępowanie ugodowe."  Jak zaznacza, wypłata odszkodowań - zwłaszcza w wysokich kwotach -  wpływa na wysokość składki, którą szpital opłaca ubezpieczycielowi. 

Komisje wojewódzkie - do likwidacji 

Brak skuteczności komisji wojewódzkich potwierdza dr Agnieszka Zemke-Górecka, adwokatka, adiunkt na Wydziale Prawa Uniwersytetu w Białymstoku, która przez sześć lat była przewodniczącą jednej z nich.  - Komisja przeprowadza długotrwałe postępowanie i może stwierdzić, że doszło do zdarzenia medycznego, a podmiot leczniczy wówczas oferuje pacjentowi 500 zł albo 1000 zł zadośćuczynienia – a więc pacjent i tak musi skorzystać z postępowania sądowego, aby otrzymać godne zadośćuczynienie – zaznacza.

Czytaj w LEX: Odpowiedzialność karna lekarza dentysty za błąd medyczny >>>

Ministerstwo Zdrowia zauważa z kolei, że nierzadko w systemie komisji wojewódzkich proponowane są odszkodowania na poziomie nawet 1 zł czy 100 zł (!).

W dodatku szpitale mają powód, by unikać rozstrzygnięć w komisjach wojewódzkich.  - Jeżeli zostanie wydany wyrok sądu zasądzający zadośćuczynienie na rzecz pacjenta, to szpital może skorzystać z polisy OC i wypłaty dokona ubezpieczyciel. Jednak jeżeli szpital porozumie się z pacjentem co do zadośćuczynienia na poziomie komisji, to musi zapłacić zadośćuczynienie z własnych środków, bo jego polisa takiego przypadku nie obejmuje – mówi Agnieszka Zemke-Górecka. Dodaje, że ustawowo planowana była obowiązkowa polisa NW, na potrzeby realizacji roszczeń pacjenta w razie stwierdzenia zdarzenia medycznego przez komisję. - Polisa stała się fakultatywną, czyli faktycznie szpitale jej nie posiadają - dodaje. 

Komisje powstały (działają od 1 stycznia 2012 r. ) aby przyśpieszać dochodzenie roszczeń przez poszkodowanych pacjentów lub ich bliskich.  To, że nie pełnią swojej roli wykazywała Najwyższa Izba Kontroli, a przyznaje to też resort zdrowia, który chce je zlikwidować.

 

Zamiast komisji wojewódzkich postępowanie przed rzecznikiem

Ministerstwo Zdrowia zapowiada, że w ramach nowego systemu pozasądowego dochodzenia roszczeń „wysokość rekompensat będzie określona na poziomie akceptowalnym społecznie: nieco niższym niż w postępowaniach sądowych, wyższym niż w systemie komisji wojewódzkich”. Zmiany są proponowane w projekcie ustawy o jakości w opiece zdrowotnej i bezpieczeństwie pacjenta.

Czytaj także na Prawo.pl: 
Szybsze rekompensaty dla poszkodowanych pacjentów, ale z limitami>>
Jakość ma dotyczyć nie tylko szpitali - analiza najważniejszych zmian w projekcie>>

Agnieszka Zemke-Górecka zauważa niebezpieczeństwa zastąpienia Wojewódzkich Komisji ds. orzekania o zdarzeniach medycznych przez system dochodzenia roszczeń na drodze administracyjnej przed Rzecznikiem Praw Pacjenta. - Błąd lekarski i skutki z nim związane – roszczenia pacjenta mają charakter cywilnoprawny, a więc rozstrzyganie w trybie administracyjnym na podstawie decyzji administracyjnej, od której przysługiwać będzie skarga do sądu administracyjnego jest trybem nieznajdującym uzasadnienia. Hybryda prawna łącząca cywilnoprawne roszczenia z kognicją sądu administracyjnego nie przyniesie spodziewanych rezultatów – uważa.

Sprawdź w LEX: Raportowanie zdarzeń niepożądanych – nowy obowiązek szpitali według ustawy o jakości >>>

Czytaj w LEX: Zgłaszanie zdarzeń niepożądanych - jakie przypadki rejestrować oraz korzyści i konsekwencje dla personelu >>>

Czytaj w LEX: Incydenty medyczne - stwierdzanie, zgłaszanie i odpowiedzialność >>>

Poza tym, jak podkreśla, składy orzekające u Rzecznika Praw Pacjenta, które obejmą tylko medyków to kolejny mankament. Niezbędny jest udział prawników, którzy zwracają uwagę na inne spektrum problemów niż medycy – zaznacza Zemke–Górecka.

Co istotne, zarówno obecne sprawy prowadzone przez komisje wojewódzkie, jak i przyszłe postępowania, które zgodnie z planem mają się toczyć przed Rzecznikiem Praw Pacjenta, dotyczą wyłącznie zdarzeń szpitalnych. 

Mediacje prowadzone przez lekarzy bez przygotowania

Na fiasko mediacji w dochodzeniach dotyczących zdarzeń medycznych składa się także brak przygotowania mediatorów.   Mecenas Jolanta Budzowska podkreśla, że ogromne znacznie ma osoba mediatora, który najlepiej aby był doświadczony w sprawach o błąd lekarski.

Tymczasem, na co zwraca uwagę dr Agnieszka Zemke-Górecka, ustawa o izbach lekarskich przewiduje co prawda, że przy każdej okręgowej radzie lekarskiej powinien być mediator, który jest wybierany przez radę. – Jednocześnie jednak ustawa nie przewiduje obowiązku odbycia szkolenia w celu uzyskania uprawnień mediatora – mówi.

- Samorząd lekarski widzi potrzebę wzmacniania roli mediacji, rozpowszechniania i wdrażania coraz lepszych narzędzi, w tym zmiany przepisów, które ułatwiłyby prowadzenie mediacji w izbach lekarskich. W najbliższy piątek mediacjom poświęcone będzie szkolenie organizowane przez Naczelną Izbę Lekarską. Do udziału zaprosiliśmy mediatorów z wszystkich okręgowych izb lekarskich. - zaznacza Renata Jeziółkowska, rzeczniczka Naczelnej Izby Lekarskiej. Podkreśla, że mediacje stwarzają przestrzeń dla porozumienia, wyjaśnienia, dialogu np. między pacjentem a lekarzem w przypadku sytuacji spornej czy wzbudzającej wątpliwości. - Konsensus na tym etapie pozawala uniknąć kolejnych kroków – prawnych, sądowych, gdzie zarówno pacjenci jak i lekarze są narażeni na czasochłonne procesy, generujące koszty, pochłaniające wiele energii - dodaje.