Platformy sprzedażowe, takie jak Temu czy AliExpress, oferują konsumentom w zasadzie wszystko – od sprzętu elektronicznego, przez ubrania, aż po kosmetyki. Do zakupów zachęcać mogą niskie ceny, zazwyczaj wynoszące ułamek tego, ile za dany produkt trzeba zapłacić w sklepie. Wszystko wysyłane jest także do krajów europejskich, w tym Polski. Problem w tym, że za wyjątkowo atrakcyjną ceną stoi zazwyczaj bardzo niska jakość produktu. I dopóki kończy się tylko rozczarowaniem zawartością przesyłki, można uznać, że nie jest jeszcze najgorzej. W mediach społecznościowych pojawia się jednak coraz więcej historii o silnych reakcjach alergicznych na produkty zamówione za pośrednictwem platform oferujących m.in. chińskie produkty. To np. wysypki i opuchlizna po założeniu ubrań (nawet wypranych przed pierwszym użyciem), pokrzywki i inne reakcje alergiczne w wyniku kontaktu z poszewką od poduszki. W ubiegłym roku brytyjskie media opisywały przypadek 11-latki, która na platformie Temu zamówiła zestaw do domowego manicure, w tym klej do paznokci. Kiedy produkt przez przypadek wylał się dziewczynce na ręce, doznała rozległych i bolesnych oparzeń trzeciego stopnia. Były one na tyle poważne, że konieczny okazał się przeszczep skóry. Przy badaniu produktów oferowanych na platformach w laboratoriach często okazuje się, że normy dotyczące substancji w produkcie są wielokrotnie przekroczone (dotyczy to szczególnie zawartości metali ciężkich, np. ołowiu).

Czytaj komentarz praktyczny w LEX: Kondrat Mariusz, Kosmetyki - orzeczenia Europejskiego Trybunału Sprawiedliwości>

Bez badań, bez składów

Szczególnie niebezpiecznie sprawa wygląda w przypadku produktów kosmetycznych. A kupić można w zasadzie wszystko – kosmetyki do makijażu, kremy z filtrami przeciwsłonecznymi i do pielęgnacji skóry. Bardzo często zdarza się przy tym, że produkty oferowane przez platformy są łudząco podobne do tych, które można kupić w drogeriach albo aptekach, tyle tylko, że w o wiele tańszych wersjach. Za kilkanaście złotych można znaleźć np. kremy „z filtrami przeciwsłonecznymi”, których szata graficzna i wygląd opakowania jest niemal identyczny, jak w przypadku produktu jednej z bardziej znanych marek produkujących dermokosmetyki w Europie. Czy faktycznie zawierają filtry przeciwsłoneczne i co znajduje się w składzie, tego konsument się nie dowie. Na opakowaniach zazwyczaj umieszczana jest lista składników, która imituje skład INCI wymagany na opakowaniach kosmetyków dystrybuowanych w Europie. Przy dokładniejszym sprawdzeniu okazuje się jednak, że są to często ciągi słów, które w rzeczywistości nic nie znaczą, albo są pisane z błędami bądź specyficzną czcionką – tak, by na pierwszy rzut oka wydawały się autentyczne. Podobnie jest w przypadku opakowań, które, po przyjrzeniu się, mają inne kształty czy kolory niż oryginalne produkty. Na stronie składy albo nazwy producentów zazwyczaj w ogóle nie są umieszczane, jako kraj produkcji wskazane są natomiast Chiny.

Czytaj także komentarz w LEX: Michałowska Alicja, Wprowadzanie kosmetyków do obrotu: produkcja i zgłoszenie>

Generalnie, aby dany kosmetyk mógł być dystrybuowany w Europie, musi spełnić restrykcyjne wymogi wynikające z prawa europejskiego (m.in. rozporządzenia Parlamentu Europejskiego i Rady UE dotyczącego produktów kosmetycznych). W przypadku wspomnianych platform sprzedażowych sprawa jest jednak dużo bardziej skomplikowana. To zresztą nie tylko problem Polski – boryka się z nim w zasadzie cała Unia Europejska. W listopadzie ubiegłego roku Komisja Europejska poinformowała o wszczęciu formalnego postępowania, które ma zakończyć się ustaleniem, czy Temu naruszyło przepisy Aktu o usługach cyfrowych w obszarach związanych ze sprzedażą nielegalnych produktów, potencjalnie uzależniającą konstrukcją usługi, systemami wykorzystywanymi do rekomendowania użytkownikom zakupów, a także dostępem do danych dla naukowców. - Chcemy zapewnić zgodność Temu z aktem o usługach cyfrowych. W szczególności w celu zapewnienia, aby produkty sprzedawane na ich platformie spełniały normy UE i nie szkodziły konsumentom. Nasze egzekwowanie zagwarantuje równe warunki działania i że każda platforma, w tym Temu, w pełni przestrzega przepisów, które utrzymują nasz europejski rynek bezpieczny i sprawiedliwy dla wszystkich – mówiła o sprawie Margrethe Vestager, wiceprzewodnicząca wykonawcza do spraw „Europy na miarę ery cyfrowej”.

Czytaj również: Większe restrykcje dla alergenów w kosmetykach oznaczają zmiany dla firm

Czytaj także w LEX: Michałowska Alicja, Znakowanie produktów kosmetycznych – praktyka i wątpliwości interpretacyjne>

 

Cena promocyjna: 134.1 zł

|

Cena regularna: 149 zł

|

Najniższa cena w ostatnich 30 dniach: 104.3 zł


Brakuje narzędzi prawnych…

Dr Anna Banaszewska, radca prawny (prowadzi indywidualną praktykę prawną), wyjaśnia, że w Polsce producenci kosmetyków i same produkty kosmetyczne podlegają kontroli Państwowej Inspekcji Sanitarnej, która kontroluje warunki produkcji i bezpieczeństwo produktu na każdym etapie wytwarzania. Każdy producent na żądanie organu musi udostępnić dokumentację kosmetyku na terenie UE pod adresem wskazanym na opakowaniu. Nadzór nad kosmetykami sprawuje także Inspekcja Handlowa, która kontroluje produkty znajdujące się w obrocie handlowym lub przeznaczone do wprowadzenia do sprzedaży. Sprawdza ona także oznakowanie i ewentualne zafałszowania.

Zobacz także szkolenie w LEX: Kalinowski Patryk, Nowe wymogi unijnego rozporządzenia opakowaniowego PPWR>

Istotne jest to, że np. platforma Temu należy do irlandzkiej spółki Whaleco technology Limited z siedzibą w Dublinie. Działa, świadcząc usługę umożliwiającą kontakt i procesowanie płatności pomiędzy kupującym a sprzedającym. W konsekwencji wprowadzającym do obrotu i podmiotem odpowiedzialnym za zgodność kosmetyku z przepisami unijnymi jest wyłącznie sprzedawca. - I tu pojawia się pierwszy problem, a więc miejsce siedziby sprzedawcy, np. Republika Korei, Republika Chin czy inne państwo kraju trzeciego. Obowiązuje auto-certyfikacja: sprzedający oświadcza, że „będzie przestrzegać wszystkich obowiązujących przepisów, w tym oferować wyłącznie produkty i usługi zgodne z zasadami Temu i obowiązującymi przepisami prawa UE”. Po drugie, platforma oferuje sprzedającemu możliwość tłumaczenia oferty na różne języki wybranych przez sprzedającego kraju. Po trzecie, informacja o produkcie czy też sprzedającym jest szczątkowa, często po weryfikacji okazuje się, że wskazany adres jest wirtualny – tłumaczy prawniczka.

I wyjaśnia, że wiele kosmetyków oferowanych na Temu nie spełnia podstawowych wymagań związanych choćby z oznakowaniem kosmetyku, ale nie ma instrumentów prawnych, które umożliwiałyby kontrolę miejsca wytwarzania w Korei, Chinach, Indiach czy innym kraju trzecim, czy egzekucję nakazu wycofania z obrotu lub zakazu wprowadzania do obrotu spółce działającej w Korei czy Chinach.

Towar zamawiany na platformach typu Temu, AliExpress czy Wish często wysyłany jest przesyłkami pocztowymi lub kurierskimi z Chin (czy Korei) bez pośrednika w UE. W takim przypadku brak formalnego „importera” odpowiedzialnego za zgodność z Rozporządzeniem (UE) 1223/2009, bo producenci z krajów trzecich nie spełniają unijnych wymogów bezpieczeństwa i dokumentacji (tzw. dokumentacja kosmetyczna, PIF), gdyż nie obowiązują one poza UE - zaznacza z kolei Martyna Popiołek-Dębska, radca prawny. 

…Ale kontrola sanepidu jest możliwa

 Kosmetyków w niesprawdzonych miejscach lepiej więc generalnie po prostu nie kupować. Problem pojawia się jednak w momencie, gdy nie wiemy, że mamy z nimi kontakt. Dr Banaszewska zaznacza, że niestety w produkty na platformie Temu często zaopatrują się mniejsze zakłady kosmetyczne. Powód jest prosty – oszczędności.

- Tutaj widzę pole do działania sanepidu, który może wszcząć inspekcję i jeśli stwierdzi naruszenia - wydać decyzję nakazującą zaprzestanie prowadzenia działalności. Decyzja wydawana jest na podstawie art. 27 ust. 2 i 3 w związku z art. 37 ust. 1 ustawy o Państwowej Inspekcji Sanitarnej. Zgodnie z powołanym przepisem w razie stwierdzenia naruszenia wymagań higienicznych i zdrowotnych, które spowodowały bezpośrednie zagrożenie życia lub zdrowia ludzi, państwowy inspektor sanitarny nakazuje unieruchomienie zakładu pracy lub jego części (stanowiska pracy, maszyny lub innego urządzenia), zamknięcie obiektu użyteczności publicznej – wymienia prawniczka.

- Te kosmetyki bardzo często rzeczywiście nie spełniają europejskich standardów. Informacji o składzie nie ma lub są ograniczone - często podane są ogólne hasła typu “naturalne ekstrakty” bez szczegółowego składu INCI, nie ma osoby odpowiedzialnej za ewentualne działania niepożądane, brak notyfikacji w CPNP (unijny Cosmetic Product Notification Portal). To tylko niektóre z uchybień, które nieść mogą negatywne konsekwencje, głównie dla zdrowia - mówi mec. Popiołek-Dębska. 

I podkreśla, że zmiany wymaga przede wszystkim praktyka, tj. wzmocnienie kontroli przez właściwe służby. 

Zobacz szkolenie w LEX: Sierzan Kamil, Kontrola Państwowej Inspekcji Sanitarnej>