Coraz więcej szpitali przechodzi na elektroniczny obieg dokumentów. Zarząd województwa świętokrzyskiego poinformował właśnie, że 20 tamtejszych placówek służby zdrowia rezygnuje z papieru i będzie posługiwać się wyłącznie elektroniczną dokumentacją. Placówki będą miały możliwość realizacji e-usług, np. elektronicznej wymiany skierowań, recept oraz zleceń.

Wdrożenie elektronicznej dokumentacji medycznej będzie w woj. świętokrzyskim kosztować 57 mln. zł. Pokryją to środki unijne.

Dyrektorzy szpitali ochoczo przystępują do wprowadzania rewolucyjnych zmian w szpitalach, ale elektroniczna dokumentacja, która niewątpliwie usprawnia proces obiegu informacji w placówkach medycznych, nie jest pozbawiona wad. Pierwsze spostrzeżenia na ten temat mają szpitale, w których informatyzacja rozgościła się na dobre.  

Pośpiech i niedbalstwo przyczynami błędów medycznych - czytaj tutaj>>

 


Wpisy na zasadzie „kopiuj-wklej”

Szpital Powiatowy w Makowie Mazowieckim przeszedł już zupełnie na elektroniczny obieg dokumentów. - Opisy schorzeń pacjentów, diagnostyki, symptomy choroby mogą być mniej dokładne, ponieważ lekarze i pielęgniarki wpisują je do systemu automatycznie. Czasem na zasadzie kopiuj-wklej. Dlatego później na jaw wychodzą absurdy w historii choroby, w której zaznaczone jest, że pacjent miał operowaną nerkę, której od dawna już nie ma. Gdy historia choroby była prowadzona papierowo, lekarz bardziej zastanawiał się co do niej wpisuje - zauważa Jerzy Wielgolewski, dyrektor szpitala w Makowie Mazowieckim jednocześnie podkreślając, ze mimo wad, uważa, że elektroniczna dokumentacja medyczna usprawnia pracę szpitala.

Jednak dla pacjenta nie zawsze okazuje się to najkorzystniejszym rozwiązaniem, bo zwiększa ryzyko popełnienia błędu medycznego. - Jeszcze do niedawna, obok chorego jadącego na zabieg na wózku operacyjnym, kładziono historię choroby. Zespół operujący mógł w nią w każdej chwili zajrzeć. W przypadku dokumentacji elektronicznej traci tę możliwość, aby na bieżąco sprawdzać informacje o stanie zdrowia pacjenta - zauważa dr Grzegorz Wrona, Naczelny Rzecznik Odpowiedzialności Zawodowej Lekarzy.

NIK: W szpitalach dokumentacja medyczna bez odpowiedniej ochrony - czytaj tutaj>>
 

By sprawdzić historię, potrzebny monitor

Dr Wrona zauważa, że nie wszystkie szpitale, tak jak dziecięca lecznica na krakowskim Prokocimiu, są przygotowane do tego, by na sali operacyjnej móc obejrzeć dokumentację medyczną w wersji cyfrowej. W tym szpitalu stoją duże monitory na bloku operacyjnym, w których w każdym momencie można  wywołać dokumentację chorego. - W szpitalu, w którym pracuję lekarze mają przy sobie tablety do sprawdzania informacji, ale elektronika też czasem zawodzi.

Niebezpieczeństwem związanym z obiegiem elektronicznej dokumentacji w szpitalu, jest także jej szeroka dostępność. Każdy pracownik może zajrzeć i sprawdzić np. na co operację miała czyjaś sąsiadka z bloku – dodaje dr Wrona i zaznacza, że problemy związane z funkcjonowanie  elektronicznej dokumentacji będą wychodziły stopniowo na jaw.

Nowe zasady dotyczące wystawiania dokumentacji medycznej w wersji elektronicznej i papierowej - czytaj tutaj>>
 

Wyrwane kartki

Nie mniej jednak, papierowa dokumentacja medyczna, która funkcjonuje jeszcze w wielu szpitalach, bo te mają czas do połowy 2021 r., aby się w pełni zinformatyzować, nie była pozbawiona także wad. Pacjent, który chce pozwać szpital o odszkodowanie za błąd medyczny spotyka się czasem niekompletnością historii choroby.

- Gdy zwraca się o wydanie dokumentacji, o jej odpisy na potrzeby np. procesu sądowego, pracownikom szpitala zapala się „czerwona lampka”. Dochodzi więc do tego, że w historii choroby są później braki albo coś jest dopisane, zmienione, ugładzone tak, aby wina szpitala nie wynikała w żaden sposób z historii choroby - zauważa radca prawny Katarzyna Przyborowska, specjalizująca się w procesach o błędy medyczne.

Podkreśla też, że dokładniej dokumentację pacjenta prowadzą szpitale prywatne. Zaś w publicznych, dużych precyzja w opisywaniu historii choroby pacjenta nie jest imponująca.