Patrycja Rojek-Socha: Spory dotyczące błędów medycznych wydają się być tymi, które można by dość szybko rozwiązać poza sądem. Tymczasem gro spośród tych spraw ciągnie się w sądach latami. Gdzie tkwi problem, przecież są wojewódzkie komisje ds. orzekania o zdarzeniach medycznych?  

Agnieszka Zemke-Górecka: Byłam przewodniczącą wojewódzkiej komisji do spraw orzekania o zdarzeniach medycznych pierwszej kadencji, przez sześć lat. Obserwuję, że do obecnej chwili ich funkcjonowanie niestety nie zmieniło się. Systemu nie zmienią też nowe uregulowania prawne zawarte w projekcie ustawy o jakości w opiece zdrowotnej i bezpieczeństwie pacjenta, które mogą wejść w życie w przyszłym roku. Niestety, obecna działalność komisji nie ma sensu. Komisja przeprowadza długotrwałe postępowanie i może stwierdzić, że doszło do zdarzenia medycznego, a podmiot leczniczy wówczas oferuje pacjentowi 500 zł albo 1000 zł zadośćuczynienia – a więc pacjent i tak musi skorzystać z postępowania sądowego, aby otrzymać godne zadośćuczynienie. Zdarzyło się tak, że komisja stwierdziła, że doszło zdarzenia medycznego w oparciu o opinię lekarską, a następnie ten sam lekarz, opiniując sprawę w sądzie stwierdził, że do błędu lekarskiego nie doszło, uzasadniając to tym, że w sądzie dokumentacja medyczna była obszerniejsza.

Czytaj: Poszkodowany pacjent jest skazany na sąd, bo mediacje nie działają>>

Więcej w LEX: Pozasądowe metody rozstrzygania sporów między lekarzem a świadczeniobiorcą – mediacja, odpowiedzialność gwarancyjna i ubezpieczeniowa >>>

Czy można się pokusić o stwierdzenie, że nie spełniają swojego zadania?

Komisja - w mojej ocenie - powinna być papierkiem lakmusowym dla pacjenta wiarygodnie stwierdzając, czy były nieprawidłowości, czy też nie. Co więcej, w  założeniu (takie było zresztą założenie ustawowe) powinna rozwiązywać problem zgłoszonego zdarzenia medycznego. Bo przypomnijmy - komisje projektowano, aby działały w modelu mediacyjnym. W momencie przesądzenia o tym, że doszło do zdarzenia medycznego, powinna być przeprowadzona mediacja pomiędzy szpitalem a pacjentem przez profesjonalnego mediatora. Tyle, że tego też ustawa nie przewiduje.

Czytaj w LEX: Odpowiedzialność karna lekarza dentysty za błąd medyczny >>>

 


Gdybyśmy mogły powiedzieć jakie są podstawowe bolączki...

Przykładowo. Komisja ma ustawowo cztery miesiące na rozpoznanie wniosku - stwierdzenie zdarzenia medycznego lub jego braku. Ale ta sama ustawa przewiduje aż miesiąc na udzielenie odpowiedzi przez przedmiot leczniczy na wniosek pacjenta przesłany przez przewodniczącego komisji. Więc jak w ciągu pozostałych trzech miesięcy można taką sprawę rozstrzygnąć – przesłuchując świadków i zasięgając opinii biegłych? Kolejna kwestia. Jeżeli zostanie wydany wyrok sądu zasądzający zadośćuczynienie na rzecz pacjenta, to szpital może skorzystać z polisy OC i wypłaty dokona ubezpieczyciel. Ale jeżeli szpital porozumie się z pacjentem co do zadośćuczynienia na poziomie komisji, to musi zapłacić zadośćuczynienie z własnych środków.

Czytaj w LEX: Przegląd spraw sądowych w kontekście najczęściej spotykanych błędów medycznych >>>

Czytaj w LEX: Zarzut popełnienia błędu w sztuce lekarskiej - postępowanie z zakresu odpowiedzialności zawodowej >>>

Dlaczego?

Bo jego polisa takiego przypadku nie obejmuje. Ustawowo planowana była polisa NW - na potrzeby realizacji roszczeń pacjenta w razie stwierdzenia zdarzenia medycznego przez komisję, ale stała się fakultatywną, czyli faktycznie szpitale jej nie posiadają. Zdarzało się, gdy byłam przewodniczącą komisji, że pacjent zgłaszał zdarzenie medyczne, które było ewidentne, np. perforację jelita, wówczas dochodziło do rozmów poza komisją, zawierana była ugoda pod warunkiem wycofania wniosku o ustalenie zdarzenia medycznego, żeby pieniądze mogły być wypłacone przez ubezpieczyciela. Moim zdaniem modelowo powinno być tak, że komisja stwierdza, iż doszło do zdarzenia medycznego i wówczas należy rozpocząć mediację, której skutkiem jest szybkie wypłacenie odszkodowania/zadośćuczynienia.

Czytaj w LEX: Zgłaszanie zdarzeń niepożądanych - jakie przypadki rejestrować oraz korzyści i konsekwencje dla personelu >>>

Czytaj w LEX: Incydenty medyczne - stwierdzanie, zgłaszanie i odpowiedzialność >>>

No właśnie, czy mediacja sprawdza się w tych sprawach?

Wystarczy powiedzieć, że ustawa o izbach lekarskich przewiduje, iż przy każdej okręgowej radzie lekarskiej powinien być mediator, wybiera go rada. Ustawa nie przewiduje natomiast obowiązku odbycia szkolenia w celu uzyskania uprawnień mediatora, choć oczywiście są mediatorzy/lekarze, którzy decydują się na takie szkolenie i  są na listach mediatorów stałych - przykład choćby z izby warszawskiej. Warte zauważenia jest, że problem ten jest dostrzegany przez Naczelną Izbę Lekarską. W dniu 25 listopada 2022 r. odbędzie się konferencja szkoleniowa WARSZTATY DLA MEDIATORÓW OKRĘGOWYCH IZB LEKARSKICH, podczas których lekarze-mediatorzy poznają podstawowe zasady, metody, zalety i wady mediacji. Liczę na to, że stanie się to przyczynkiem do przeprowadzenia kursów mediacyjnych dostosowanych do słuchaczy – lekarzy i ich potrzeb, w szczególności w zakresie samej mediacji oraz podstaw prawa. Powtarzam, istotne jest, że dostrzeżono potrzebę szkolenia. Obecne mediacje przeprowadzane w izbach lekarskich opierają się na autorytecie lekarza-mediatora. Wydaje się, że rozbudowanie kompetencji w zakresie mediacji będzie służyło rozwiązywaniu zgłaszanych roszczeń i zastrzeżeń przez pacjentów. Z pewnością odciąży to sądy lekarskie. A może także przyczyni się do zmniejszenia liczby składanych pozwów do sądów powszechnych i zawiadomień do prokuratury. Udrożniona komunikacja pomiędzy medykiem a pacjentem może nastąpić dzięki kompetencjom mediatora.

Wracając do komisji, na problem zwracała uwagę też Najwyższa Izba Kontroli.

W swoim raporcie z 2019 r. wskazała, że komisje działające przy wojewodach są przysłowiowym kwiatkiem do kożucha, w szczególności z powodu braku możliwości wykonywania efektywnego nadzoru, rotacji pracowników, którzy wykonują obsługę komisji. Kontrolorzy zwrócili uwagę, że komisje wyznaczają wiele posiedzeń i wzywają na posiedzenie jednego świadka, zamiast wszystkich zgłoszonych przez wnioskodawcę – co wydłuża postępowanie. Wydatki poniesione przez Skarb Państwa na komisje są rażąco wysokie w stosunku do liczby i wartości wypłaconych pacjentom zadośćuczynień. Ja dodałabym do tego jeszcze choćby sprawę uzasadnień. Jeśli komisja uzna, że doszło do zdarzenia medycznego, to nie ma żadnych wytycznych co ma zawierać uzasadnienie takiej decyzji. Komisja może uzasadnić ustalenie zdarzenia medycznego kilkunastoma zdaniami, które są nieweryfikowalne. W ramach tej samej komisji do ponownego rozpoznania sprawy wyznaczany jest czteroosobowy zespół oceniający ponownie, czy doszło do zdarzenia medycznego. Do czego zmierzam? Orzeczenie nie wychodzi poza komisję. W ramach 16-osobowej komisji wybierany jest jeden 4-osobowy zespół, a potem drugi 4-osobowy zespół. Gdyby to było uregulowane inaczej, czyli następowałaby realna kontrola orzeczenia komisji, np. odbywała się na poziomie Rzecznika Praw Pacjenta, to członkowie komisji, wydaje mi się, że bardziej staraliby się uzasadniać ustalenie zdarzenia medycznego lub odmowę jego ustalenia.

Czytaj: Posłowie PiS wycofują się z próby zaostrzenia kar za nieumyślne spowodowanie śmierci>>

Ma to zostać poprawione, projektowane zmiany nie są wystarczające?

To podam kolejny przykład. W tym systemie, który jest i który jest tworzony, jest tylko odszkodowanie i zadośćuczynienie, a nie ma renty - przy szkodach nieodwracalnych, a przecież uregulowanie kwestii renty jest niezbędne. Nie ma też możliwości ustalenia zabezpieczenia na czas trwania postępowania. Przykładowo w krajach skandynawskich pacjent otrzymuje ochronę/wsparcie np. w zakresie rehabilitacji zanim dojdzie do potwierdzenia zaistnienia błędu lekarskiego. W naszym systemie pozasądowego dochodzenia roszczeń jest to niemożliwe. Warto również zwrócić uwagę na to, że maksymalna kwota o którą może ubiegać się pacjent przed komisją to 100 tys. złotych, w sądach powszechnych zasądzane są znacząco wyższe kwoty. Nawet w przypadku samego naruszenia praw pacjenta niezależnie od zaistnienia krzywdy – braku informacji, nieodebrania zgody, niezapewnienia prawa do prywatności przy udzielaniu świadczenia medycznego, bądź prawa do kontaktu z bliskimi – zasądzane są już kwoty od 30 do 70 tys. zł.

Powiem więcej. W mojej ocenie to co jest planowane po 1 stycznia 2023 r., czyli zastąpienie Wojewódzkich Komisji ds. Orzekania o Zdarzeniach Medycznych przez system dochodzenia roszczeń na drodze administracyjnej przed Rzecznikiem Praw Pacjenta, jest bardzo złym pomysłem. Błąd lekarski i skutki z nim związane – roszczenia pacjenta mają charakter cywilnoprawny, a więc rozstrzyganie w trybie administracyjnym na podstawie decyzji administracyjnej, od której przysługiwać będzie skarga do sądu administracyjnego jest trybem nieznajdującym uzasadnienia. Hybryda prawna łącząca cywilnoprawne roszczenia z kognicją sądu administracyjnego nie przyniesie spodziewanych rezultatów.

 

Lekarze postulują też by przy odpowiedzialności za szkody medyczne nie ustalano winnego. To dobry kierunek?

Takie założenie towarzyszyło także tworzeniu wojewódzkich komisji ds. zdarzeń medycznych. Chodziło o to, by nie piętnować konkretnej osoby, a zaspokoić roszczenia pacjenta. Zaletą proponowanych rozwiązań jest wprowadzenie rejestru zdarzeń niepożądanych - dzięki niemu będzie można analizować gdzie są problemy, na jakim polu – organizacyjnym, osobowym, czy materiałowym. A tego w tej chwili się nie analizuje. Czym innym jest jednak kwestia odpowiedzialności karnej lekarza. Należy stworzyć taki system, który będzie dawał pacjentowi kompensatę bez potrzeby piętnowania lekarza. W krajach europejskich skutecznie zbudowano system ubezpieczeniowy, który w krótkim czasie od zgłoszenia zdarzenia niepożądanego do wypłaty zadośćuczynienia należycie kompensuje roszczenia pacjenta, a w związku z tym pacjent nie inicjuje postępowań w prokuraturze, które nie wymagają uiszczania opłat, tym bardziej nie inicjuje postępowań cywilnoprawnych, które wymagają uiszczenia wpisu sądowego, a ich skomplikowany charakter wymaga profesjonalnego pełnomocnika. W Polsce pomimo wielości zawiadomień o podejrzeniu popełnienia przestępstwa, ilość aktów oskarżenia przeciwko lekarzom jest niewielka. Jednak wywołuje to inny skutek, lekarze niechętnie wybierają specjalizacje obarczone zwiększonym ryzykiem, np. chirurgię. Średni wiek chirurgów to 53 lata, młode pokolenie nie chce robić takich specjalizacji bo są najbardziej roszczeniowotwórcze.