Pod informacjami o katastrofie ekologicznej w Odrze pojawiają się sarkastyczne komentarze, że teraz to nie Niemcy – jak niekiedy obiecują politycy prawicy – wypłacać nam będą reparacje, tylko my zapłacimy im za skażenie granicznej rzeki. I jest to całkiem prawdopodobne – i Unia Europejska, i nasi zachodni sąsiedzi, mają prawo pociągnąć Polskę do odpowiedzialności.

Czytaj:
Władza surowością kar chce pokryć nieudolność w ochronie środowiska>>
Polskie bezprawie zamienia w ścieki nie tylko Odrę>>

Turów bis?

Do wyboru mają kilka dróg – skorzystanie z międzynarodowego prawa ochrony środowiska lub ustawodawstwa unijnego. To drugie jest tu bardziej prawdopodobne, zwłaszcza wobec działań podejmowanych przez Komisję Europejską.

Prawo międzynarodowe określa m.in. wzajemną odpowiedzialność państw za zanieczyszczenia środowiska. Dokładne regulacje będzie można podać dopiero po tym jak dowiem się co wydarzyło się w Odrze. Przykładowo tzw. konwencja Helsińska, czyli konwencja o ochronie i użytkowaniu cieków transgranicznych i jezior międzynarodowych zobowiązuje państwa do zapobiegania, kontrolowania i zmniejszania jakiegokolwiek oddziaływania transgranicznego. Polska przystąpiła do ww. umowy jeszcze przed wejściem do Unii Europejskiej - mówi  adw. dr Radosław Maruszkin, Kancelaria Maruszkin.

Czytaj też: Obowiązki przedsiębiorcy związane z korzystaniem ze środowiska >>>

Dodaje, że również prawo Unii Europejskiej, np. tzw. ramowa dyrektywa wodna, zobowiązuje Polskę do ochrony jakości wód powierzchniowych. - Każde państwo członkowskie UE może wnieść sprawę do Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej w Luksemburgu, jeśli uznaje, że inne państwo członkowskie uchybiło jednemu z zobowiązań, które na nim ciążą na mocy prawa UE. W praktyce jednak państwa nie korzystają z ww. możliwości z powodów politycznych.  Właśnie to było rewolucją sprawy dotyczącej Turowa, że Czesi zwrócili się do Trybunału, a nie rozstrzygniętego tego w gabinetach ministerialnych. Ostatecznie zresztą Czechy Zwarły z Polską ugodę i dobrowolnie zrzekły się roszczeń przez co ww. sprawa została wykreślona z rejestru TSUE - przypomina. .

 

Dariusz Goliński, adwokat w kancelarii Goliński Fic Piotrowska zwraca natomiast uwagę, że w sprawie Turowa zostało udowodnione, że doszło do szkody i wiadomo, kto do niej doprowadził. - W przypadku Odry, w tym momencie, nie wiemy niczego. Więc trudno mówić jakie miałyby być podstawy wystąpienia o ewentualne odszkodowania czy nałożenie kary. Chyba, że uznamy, iż Polska jako zobowiązana do wprowadzenia monitoringu jakości wód i biorąc pod uwagę, że dostała na to dofinansowania unijne, nie sprostała zadaniu i wdrożeniu dyrektywy ramowej, nie dopełniła zobowiązań, także w kontroli jakości wód. Ale w tym momencie nie wiemy, co spowodowało zatrucie rzeki – mówi mec. Goliński.

Czytaj też: Warunki wprowadzania ścieków przemysłowych do środowiska >>>

Nawet 6 mld kary za zaniechania

Mecenas Maruszkin zwraca też uwagę na narzędzia, które ma Komisja Europejska, która jest - jak zaznacza - tzw. Strażniczką Traktatów. - Dba o to, żeby wszystkie państwa UE, w tym Polska przestrzegały prawa UE. KE może domagać się nałożenia kary finansowej. Tak jak rzadko się zdarza z powodów politycznych, że jedno państwo stawia drugie przed trybunałem z powodu zanieczyszczenia środowiska, to często takie działanie podejmuje KE. Rocznie takich spraw jest kilkadziesiąt, Polska ma, np. duże problemy z jakością powietrza - zaznacza. 

Jak wyjaśnia mec. Goliński, można by analizować, czy jeśli Polska miałaby lepszy monitoring stanu wód to udałoby się wychwycić zasolenie, zmianę parametrów wody tak, by uchronić rzekę przed katastrofą ekologiczną lub podjąć działania minimalizujące skażenie. - Jakiekolwiek analizy kwestii odszkodowań jednego państwa od drugiego państwa są jednak przedwczesne – uważa.

Niemniej – na co wskazuje prof. dr hab. Władysław Czapliński z Zakładu Prawa Międzynarodowego Publicznego PAN  - nie wyklucza to wniesienia podobnej, samodzielnej skargi przez Niemcy. Natomiast w tym przypadku prostszym rozwiązaniem dla naszych sąsiadów jest poczekanie na rozstrzygnięcie TSUE w sprawie wszczętej z inicjatywy KE. Wykazanie, że polskie władze dopuściły się zaniechania, ułatwi ewentualne dochodzenie roszczeń.

Czytaj też: Dostęp do informacji o ochronie środowiska >>>

 

Brak informacji, "dobrą" nie był 

Sędzia Jolanta Jeżewska, z Sądu Rejonowego w Gdyni przypomina także, że początkowo strona niemiecka miała pretensje do państwa polskiego o to, że została z opóźnieniem poinformowana o katastrofie ekologicznej we wspólnej rzece.

- Oczywiście trudno powiedzieć co jest tego przyczyną, to nie zostało wykryte, wydaje mi się jednak, że w zależności od tych ustaleń może nam grozić odpowiedzialność jako państwu. Z jednej strona może to być odpowiedzialność odszkodowawcza wobec Niemców jeśli wystąpią przeciwko nam z zarzutami, a to złej komunikacji, albo nie wypełnienia obowiązku komunikacji, bo przecież państwo ma obowiązek powiadomić, że coś takiego się dzieje. Pod drugie mamy szereg dyrektyw związanych z ochroną środowiska, choćby ściekową z wypełnieniem, której mamy problemy i już skierowano przeciwko nam skargę do TSUE - zaznacza.

I przypomina, że pojawiają się głosy ze strony przedstawiciel rządu, że przyczyną skażenia mogą być algi. - Jeżeli jest to konsekwencją naszych zaniedbań w realizacji dyrektywy ściekowej to ta odpowiedzialność też się pojawi. Podobnie jeśli chodzi np. o nadzór. Oczywiście to nie wydarzy się dziś czy jutro, te kwestia KE będzie badać i jeśli będą dowody zaniedbań to z całą pewnością skieruje sprawę do TSUE. Doszło do degradacji, zniszczenia całego ekosystemu - mówi sędzia Jolanta Jeżewska, Sądu Rejonowego w Gdyni.

Czytaj: Spółka ma szybciej odpowiadać za przestępstwa, ale nie mała i średnia >>

Państwo musi monitorować stan środowiska

Choć żaden z ekspertów nie pokusi się o spekulowanie, jakie będą rozstrzygnięcia unijnego trybunału, podkreślają, że Polska ma obowiązek monitorować stan środowiska.

- Jeżeli tak nie było, to obciąża to państwo, niezależnie od tego czy pojawiło się jakieś zanieczyszczenie - mówi Jan Kolbusz, członek Rady Naukowej Instytutu Technologii Mikrobiologicznych w Turku, inżynier środowiska. - Monitorujemy środowisko dla samego faktu monitorowania jego stanu i prewencji, a nie tylko w sytuacji gdy już jest katastrofa. Jeśli Komisja Europejska dostrzeże, że coś było nie tak, to Polska będzie miała problem -  tłumaczy. Inną kwestią jest – jak dodaje – to, czy to co wydarzyło się w Odrze można prześledzić do pojedynczego zrzutu, czy zrzutów. - Nie jest to pewne, naprawdę nie przesądzałbym, że znajdziemy truciciela czy trucicieli i, że uda się wskazać to właśnie ich zrzuty doprowadziły do masowego śnięcia ryb - wskazuje.

W jego ocenie, można by też zastanawiać się nad tym jaka jest i jaka powinna być rola administracji publicznej w aktywnym regulowaniu stanu rzeki. - Szczególnie teraz wydaje się logiczne, że taka aktywność jest potrzebna - jest niski poziom wody, wysokie stężenie zanieczyszczeń trzeba coś z tym zrobić np. przy pomocy zbiorników retencyjnych. Pytanie czy rzeczywiście takie procedury mieliśmy, czy regulacje prawne wymagały modulacji zrzutów w zależności od poziomu wody – mówi.

 


Obywatel ma prawo do czystej rzeki

Odrębną kwestią jest to, czy z roszczeniami przeciwko Polsce może wystąpić zwykły Kowalski, czy też -w przypadku naszych zachodnich sąsiadów – zwykły Schmidt. Odpowiedź jest pozytywna, co pokazują sprawy dotyczące złej jakości powietrza w polskich miastach.

- Obywatele mają otwartą drogę do składania skarg do Europejskiego Trybunału Praw Człowieka, podnosząc, że obowiązkiem kraju jest zapewnienia dostępu do czystej wody. - Tyle że konieczne jest wyczerpanie drogi krajowej, i jeśli mamy roszczenie majątkowe, to na obywatelu spoczywa ciężar dowodu czyli to on musi udowodnić, że działanie czy zaniechanie organu administracji doprowadziło do tego, że jakość wody jest taka jaka jest. A to trwa - tłumaczy mec. Goliński.

Adam Kuczyński, radca prawny, Adam Kuczyński Kancelaria Radcy Prawnego zwraca uwagę, że osoby mieszkające w Niemczech, które poniosły szkody w związku z tym co się wydarzyło w Polsce mogą szukać ochrony prawnej przed polskimi sądami. - Pozywając Skarb Państwa, poprzez np. Wojewódzki Inspektorat Ochrony Środowiska, który nie zapobiegał a powinien. A jak będzie ustalony sprawca, to będzie można pozywać nie tyle Polskę, co konkretny zakład - mówi.

Odnosi się to tego również sędzia Jeżewska. - Mnie osobiście bardzo oburzyło, że państwo, które powinno być odpowiedzialne za swojego obywatela nie informuje go o tym, że on sam jest w niebezpieczeństwie, że jego dziecko jest w niebezpieczeństwie, że wędkarze mogli odławiać te ryby. Gdyby ktoś doznał jakichś szkód i one dały się powiązać z tym, że państwo nie zareagowało odpowiednio, to odpowiedzialność odszkodowawcza z całą pewność mu grozi - dodaje.