Ministerstwo Sprawiedliwości zaproponowało swoje zmiany do przepisów wprowadzających tzw. tarczę antykryzysową. Jego projekt przewiduje wstrzymanie w okresie zagrożenia epidemicznego lub epidemii biegu terminów przewidzianych przepisami prawa cywilnego i administracyjnego, ale z jednym ważnym wyjątkiem. Otóż wstrzymanie i zawieszenie biegu terminów, o których mowa w ust. 1, nie dotyczy spraw wskazanych w art. 14a ust. 4 i 5 oraz spraw o których mowa w art. 98, 127 i art. 169 ust. 2 i 3 konstytucji. Artykuły te dotyczą wyborów prezydenckich, parlamentarnych i samorządowych. Czy to oznacza, że rząd chce zmienić zwykłą ustawą konstytucję? Eksperci uspokajają: to niemożliwe. Przyznają jednak, że skoro nie został wprowadzony stan nadzwyczajny i kampania, choć w ograniczonym zakresie, trwa - nie można wstrzymać biegu terminów z kodeksu wyborczego. Trzeba to jednak zrobić inaczej, niż chce resort.

Czytaj również: Stan nadzwyczajny skomplikowałby wybory prezydenckie >>

 

Kampania wyborcza rządzi się swoimi prawami

W uzasadnieniu do projektu nie pada ani słowo dlaczego odnosi się on też do terminów konstytucyjnych. - Domyślać się można intencji projektu - przepis ten obnaża zamiar niedopuszczenia do zawieszenia jakichkolwiek czynności wyborczych związanych z wyborami – uważa dr Mirosław Wróblewski, dyrektor Zespołu Prawa Konstytucyjnego i Międzynarodowego Biura Rzecznika Praw Obywatelskich. Na podobne intencje wskazuje sędzia Wiesław Kozielewicz, prezes Sądu Najwyższego kierujący Izbą Karną, były przewodniczący Państwowej Komisji Wyborczej. - Wstrzymanie różnych terminów określonych w kodeksie wyborczym, do których odsyła Konstytucja, zablokowałoby całą akcję wyborczą – mówi sędzia. Przykładowo, zgodnie z kodeksem wyborczym pełnomocnikowi wyborczemu służy prawo wniesienia skargi do właściwego organu na postanowienie o odmowie przyjęcia zawiadomienia o utworzeniu komitetu wyborczego. A tylko komitet może prowadzić kampanię. Z kolei zgodnie z art. 111 kw  jeżeli rozpowszechniane materiały wyborcze, wypowiedzi zawierają informacje nieprawdziwe, kandydat lub pełnomocnik wyborczy może wnieść o sprostowanie czy zakaz ich rozpowszechniania. Taki wniosek sąd okręgowy rozpoznaje w ciągu 24 godzin w trybie nieprocesowym. - Gdyby specustawa nie wyłączała terminów  wyborczych, to pozbawiałaby kandydatów i ich komitety prawa do sądu. Złożone wnioski, odwołania, byłyby rozpatrywane dopiero, gdy sytuacja wróciłaby do normalności  – podkreśla sędzia Kozielewicz. Przyznaje jednak, że odwołanie do konstytucji jest nietrafne i niefortunne. I podkreśla, że ustawą nie można zmienić terminów konstytucyjnych. A to konstytucja w art. 127 ust. 5 mówi, że druga tura wyborów odbywa się po 14 dniach od pierwszej.

Politycy zamiast legislatorów

Prof. Ryszard Piotrowski, konstytucjonalista z Uniwersytetu Warszawskiego, również podkreśla, że oczywistym jest, że zwykła ustawa nie może zmieniać konstytucji. - Tu jest tylko supozycja, że moglibyśmy to zrobić. Z tego punktu widzenia ten przepis jest zbędny – mówi  prof. Piotrowski. I dodaje, że lepiej byłoby odesłać do kodeksu wyborczego. Podobnie uważa dr Mirosław Wróblewski.
- Ten przepis wydaje się być pisany nie przez specjalistów od legislacji, ale przez gabinet polityczny. Bo za dziwny należy uznać taki przepis ustawowy, który deklaruje, że nie narusza Konstytucji. Wydaje się, że powinno to być oczywistością z uwagi na art. 8 ust. 2 Konstytucji RP, który stanowi, że Konstytucja jest najwyższym prawem – tłumaczy dr Wróblewski. Eksperci podkreślają jednogłośnie, że jeżeli chciano by uniknąć wątpliwości to zapisano by, że te przepisy nie wyłączają czynności przewidzianych w Kodeksie wyborczym.

Jak ustalił serwis Prawo.pl, nieoficjalnie nad projektem specustawy cały czas trwają prace i konsultacje, także w zakresie tego zapisu. Rozpatrywane są różne wersje, również ta z odniesieniem do kodeksu wyborczego.
- Widać, że celem ustawy ma być ochrona obywateli przed koronawirusem i skutkami epidemii, ale niekoniecznie w kontekście głosowania w wyborach – mówi dr Wróblewski.  I tu pojawia się kolejne pytanie. Czy podtrzymywanie kampanii, nawet w tak niefortunny sposób, ma sens.

Tylko stan nadzwyczajny zmienia konstytucyjne terminy wyborcze

Jedynie wprowadzenie stanu klęski żywiołowej - to jeden z trzech stanów nadzwyczajnych - rodzi konsekwencje dla funkcjonowania organów państwa. Zgodnie z art. 228 konstytucji w czasie stanu nadzwyczajnego oraz w ciągu 90 dni po jego zakończeniu nie mogą być m.in. przeprowadzane wybory prezydenta, a jego kadencja ulega odpowiedniemu przedłużeniu.
Jeśli nie zostanie wprowadzony stan klęski żywiołowej, bo to on najlepiej odpowiada obecnej sytuacji, a stan zagrożenia jeszcze będzie trwał, to będziemy mieli w wyborach niską frekwencję. W pierwszej turze może przyjdzie 10 proc. wyborców, a w drugiej - 5 proc. W takiej sytuacji możliwe też będzie kwestionowanie legitymizmu tak wybranego prezydenta. Byłoby to chyba dużo gorsze niż odroczenie terminu wyborów na jakiś czas - ocenia prof. Piotrowski.