Główny wniosek z analizy przeprowadzonej przez Ministerstwo Finansów jest taki, że w 2022 r. sytuacja finansowa gmin, w których ponad 80 proc. terenów położona jest parkach narodowych, rezerwatach przyrody lub objęta jest ochroną Natura 2000, nie odbiega od sytuacji pozostałych gmin, a w niektórych obszarach może być nawet lepsza. Tak wynika z informacji przekazanej przez wiceministra finansów, Sebastiana Skuzę. Podobnie uważa Andrzej Szweda -Lewandowski, dyrektor generalny ochrony środowiska. Samorządy mają inne zdanie na ten temat.

 

 

Wraca temat subwencji ekologicznej

O potrzebie utworzenia subwencji ekologicznej od dawna mówi Związek Gmin Wiejskich RP. W latach 2011-12 przygotowano nawet projekt ustawy o subwencji ekologicznej. Propozycja zakładała, że każda gmina, na terenie której znajdują się tereny prawnie chronione miałaby otrzymać subwencję ekologiczną proporcjonalnie do wprowadzonych ograniczeń. Subwencja przysługiwałaby 1,3 tys. gmin obejmujących obszar 32 proc. Polski. Z analizy, którą wówczas przedstawił związek wynikało, że ogromna część gmin, które są położone w obszarach chronionych, to są te gminy, które mają najniższe dochody.

Czytaj też: Uprawnienia właściciela nieruchomości w przypadku ograniczenia sposobu korzystania z nieruchomości w związku z ochroną środowiska >>

- Te informacje się teraz zmieniły, szczególnie po dodatkowych środkach, które trafiły do gmin w roku ubiegłym i w 2021 r., za które dziękujemy, bo to w części pomogło nam przeżyć – mówił sejmowej komisji samorządu terytorialnego i polityki regionalnej Jacek Brygman, wójt gminy Cekcyn (woj. kujawsko-pomorskie), wiceprzewodniczący ZGWRP. Uważa, że tych kwot nie należy uwzględniać w analizach ministerialnych, bo bardzo mocno zafałszowują problem gmin położonych na obszarach chronionych. Podkreślał, że z terenów chronionych korzystają wszyscy, ale konsekwencje tej ochrony ponoszą te gminy, w których one się znajdują. Mają ograniczone możliwości rozwoju.  

Czytaj też: Gospodarka przestrzenna na terenie otuliny parku narodowego oraz innych obszarów chronionych >>

- Żyjemy na granicy ubóstwa i zastanawiamy się, kiedy nasze gminy zbankrutują – przekonywał Artur Zych, burmistrz miasta i gminy Wleń (woj. dolnośląskie). Wytknął ministrowi, że ten „wrzucił do jednego worka” 120 samorządów, w tym Zakopane, Krynicę Morską i parę innych takich, które obszarami naturowymi owszem też zostały objęte, ale były już kurortami i mieszczą się w takich miejscach, w których dochody z turystyki pozwalają im żyć. Inaczej rzecz się ma w biednych gminach.

- Te dwadzieścia gmin, o których my mówimy, to gminy, które mają „Naturę 2000” plus dodatkowe formy ochrony np. na całym terenie plan ochronny parku krajobrazowego. Te dwie zsumowane formy ochrony powodują, że nic u nas nie może się rozwinąć, nawet turystyka. Z czego moi mieszkańcy mają żyć, jak samorząd ma się rozwijać? Niewątpliwie nastąpił wzrost gospodarczy. Gminy, które obok nas leżą rozwijają się bardzo ładnie, mają większe dochody. My stoimy w miejscu, a jak stoimy w miejscu to się cofamy, to znaczy, że nasze dochody maleją z dnia na dzień. Przykładowo, mam w gminie 24 seniorów, ale nie stać mnie aby umieścić ich, mimo wskazań, w domach pomocy społecznej. Zoptymalizowaliśmy wszystko: mam jedną szkołę, jeden ośrodek zdrowia, jeden ośrodek pomocy społecznej, jeden ośrodek kultury i to wszystko – wyliczał Artur Zych. Przekonywał, że gdyby nie pieniądze, jaka samorząd dostał od państwa, gmina zbankrutowałby. Widmo pustej gminnej kasy jest i w tym roku. Burmistrz Wlenia przyznał, że w gminie rozwija się agroturystyka, tyle, że gmina z tego nic nie ma. Tylko problem śmieci.

Czytaj też: Obiektowe formy ochrony przyrody w gminach - aspekty prawne >>

Niejednolite przepisy ograniczają inwestycje, także mieszkaniowe 

Samorządowcy wskazywali, że przepisy dotyczące ochrony przyrodniczej ograniczają inwestycje. Andrzej Wyganowski, burmistrz miasta i gminy Stepnica (woj. zachodniopomorskie) wyliczył, że co najmniej 11 inwestorów zrezygnowało w ostatnich latach z prowadzenia inwestycji w gminie ze względu na długotrwałe procedury.

- Nie ma w obszarach naturowych zakazów i nakazów, ale jest mowa o inwestycjach, które negatywnie wpływają na środowisko. Mieszkańcy chcą budować budynki mieszkalne, budynki letniskowe i są postanowienia RDOŚ w Rzeszowie o konieczności opracowania raportu. Część rezygnuje, część się odwołuje do Generalnej Dyrekcji, a ta w zasadzie utrzymuje postanowienia dyrekcji regionalnej. Stąd pat, jeśli chodzi o rozwój. Za przygotowanie planów miejscowych, planów przestrzennych urbaniści żądają nawet trzy razy większych pieniędzy niż w gminach, które nie mają takich obszarów – mówił Kazimierz Miśkowicz, wójt gm. Krempna (woj. podkarpackie).

Burmistrz Wlenia wspominał o przedsiębiorcy, który w tej gminie chciał zainwestować 120 mln zł. Problem w tym, że zmiana planu zagospodarowania przestrzennego trwa tam 8 lat, a w przypadku szybkiej ścieżki 4 lata, co dla inwestora to bardzo długi okres.  

Teresa Fryszkiewicz, wójt gminy Garbatka Letnisko (woj. mazowieckie) opowiadała o sytuacjach, kiedy inwestorzy dowiadując się, że cała gmina leży na obszarze chronionym rezygnowali mówiąc: „Dziękuję, nie będę płacił 20 tys. za raport, a po 2 latach okaże się, że tam ptak jakiś biega. I tak tego nie dostanę”.

- Dochodzi do takich absurdów, że na budowę kompostowni odpadów nie jest wymagane uzyskanie decyzji środowiskowej, natomiast w zwartej zabudowie mieszkaniec nie może postawić domu, bo biegają ptaki. Mieszkaniec, który chce postawić dom, musi przebrnąć przez procedurę środowiskową, wynająć ornitologa, przeprowadzić badania, a można budować kompostownię – dziwiła się wójt.  

Czytaj też: Postanowienia planów miejscowych a ochrona środowiska w gminach cennych przyrodniczo >>

 

To, co podoba się turystom, frustruje mieszkańców  

Sylwia Łaźniewska, burmistrz Dobiegniewa podkreśla, że nie chce być tylko burmistrzem, który administruje, ale takim, który rozwija gminę. Turystom podoba się, że gmina wygląda tak jak zapamiętali Mazury 30 lat temu, ale mieszkańcy oczekują wszystkich usług. Nie tylko modernizacji dróg, ale przede wszystkim podniesienia jakości ich życia. Na to brakuje środków. Dlatego popiera pomysł subwencji ekologicznej.

 - Wszyscy mówią o nowej perspektywie unijnej. My z niej nie skorzystamy, bo nie mamy na wkład własny – ubolewa Mieczysław Drożdżyński, wójt gm. Wiejewo (woj. wielkopolskie) wyliczając pilne potrzeby: 350 tys. zł na podwyżki płac dla nauczycieli, 200 tys. zł na odszkodowanie dla lasów państwowych za drogę, którą gmina buduje do miejscowości, w której drogi do tej pory nie było.

Środków brakuje nie tylko na inwestycje. Gminy ograniczają zatrudnienie w urzędach, ograniczają koszty zatrudnienia. Np. urzędnicy w gm. Krempna zarabiają o 30-40 proc mniej niż w gminach sąsiednich. Sołtysi mają 300 zł, a w sąsiednich gminach nawet tysiąc. Zimą uliczne latarnie świeciły do godz. 19. czy  20. bo na tylko tyle było gminę stać.

Czytaj też: Zarządzanie zieloną infrastrukturą w mieście w kontekście dostępnych narzędzi prawnych i zarządzania rozwojem >>

MF: Nie subwencja, ale mechanizm rekompensujący

Minister Sebastian Skuza przyznał, że w pracach nad nowym systemem dochodów resort rozważa możliwość wprowadzenia pewnych rekompensat dla JST za ograniczone możliwości rozwoju gospodarczego i w związku funkcjonowaniem obszarów chronionych.

- Mamy takie założenia w konsultacjach i to rozwiązanie de facto nawiązywałoby do postulatu gmin wiejskich w zakresie subwencji ekologicznej, czyli może nie subwencja, ale jakiś mechanizm to rekompensujący – mówił minister. Wyjaśniał, że strona rządowa przedłożyła propozycje do kierunkowych zmian systemu dochodów JST.

- Jest tam szacunek potrzeb wydatkowych i oparcia przede wszystkim na dochodach własnych, na zwiększeniu potencjalnych możliwości udziału w podatkach dochodowych i w PIT i CIT na własnym terenie. Dopiero jak ktoś nie ma możliwości zaspokoić się z własnych środków, dopiero wtedy- wchodziłyby jakieś przelewy restrybucyjne, subwencyjne – poinformował minister.