Od wielu lat samorządy zmuszone są dopłacać do zadań zleconych z zakresu administracji rządowej ze względu na niewystarczające kwoty przekazywane przez rząd, a właściwie wszystkie kolejne rządy, na ich realizację. Przy okazji nowelizacji projektu rozporządzenia dotyczącego klasyfikacji budżetowej zgłosiły więc swój „odwieczny” postulat uwzględnienia w niej środków dokładanych do dotacji z budżetu państwa.

Dzisiaj nie ma osobnej rubryki na te wydatki, samorządy wykazują więc środki na dofinansowanie zadań zleconych w różnych miejscach klasyfikacji budżetowej, typu: pozostałe czy inne lub też w części opisowej, a to są przecież konkretne wydatki na konkretne zadania. Zdaniem samorządowców wydawanie pieniędzy na zadania zlecone powinno być przejrzyste, a wprowadzenie klasyfikacji bardzo by to uprościło.

Nie ma takiej możliwości

Resort finansów po raz kolejny nie zgadza się na tę propozycję, gdyż jak powiedział wiceminister Tomasz Robaczyński, klasyfikacja budżetowa nie dotyczy tego, kto i skąd otrzymuje środki finansowe na zadania i czy są one wystarczające. Zgodnie z ustawą o samorządzie gminnym JST otrzymują 100 proc. środków potrzebnych do realizacji zadań zleconych, a zapis ustawy o samorządzie gminnym brzmi: gmina otrzymuje środki finansowe w wysokości koniecznej do wykonania zadań.

Zdaniem wiceministra klasyfikacja nie jest miejscem na wskazywanie tego rodzaju informacji, które de facto wynikają z pewnych niedoskonałości systemu finansowania JST. – Trudno w rozporządzeniu wprowadzać element, który by świadczył o niezgodności działań z ustawą. Rozumiem, że od strony praktycznej to może budzić wątpliwości samorządów, natomiast klasyfikacja nie jest właściwym miejscem do wykazywania tych wydatków – wyjaśniał Robaczyński. Wiceminister obawia się też, że wprowadzenie samorządowego postulatu w życie mogłoby stanowić furtkę do wykazywania np. niedofinansowania oświaty i środków dokładanych przez JST do zadań edukacyjnych. Problem jest szerszy i powinien być rozwiązany zmianą ustawową.

 

Rzeczywistość niezgodna z ustawą

Samorządowcy podkreślają, że nie ma wątpliwości, że dopłaty do zadań zleconych faktycznie  istnieją, wskazywały to również regionalne izby obrachunkowe. - To jest po prostu fakt, więc wprowadzenie tego typu regulacji wydaje się całkowicie uzasadnione, by to, co jest faktem, potwierdzać w sprawozdawczości – mówi Krzysztof Mączkowski, skarbnik Łodzi. Pomimo że ustawa nakazuje przekazać wystarczające środki na zadania zlecone, w praktyce dotacje są zbyt małe.

Sądy i NIK przyznają rację gminom

Co więcej, niektóre miasta występują z roszczeniami do sądów, a nawet - chociaż sprawy ciągną się latami - wygrywają spory i otrzymują zwrot nadpłaconych środków i to z odsetkami. Przykładem może być Kraków, który już w 2013 roku złożył pozew przeciwko Skarbowi Państwa reprezentowanemu przez wojewodę małopolskiego za nieprzekazanie miastu dotacji w odpowiedniej wysokości na zadania zlecone z zakresu ewidencji ludności i wydawania dowodów osobistych. W grudniu ubiegłego roku Kraków wygrał batalię sądową i otrzymał 6 mln złotych, z czego blisko 4 mln za zadania zlecone, a 2 mln – z tytułu odsetek naliczanych od 2012 roku.

Samorządowcy powołują się również na informacje pokontrolne Najwyższej Izby Kontroli, która badała realizację zadań zleconych w skali kraju oraz, osobno, w województwie mazowieckim. NIK szczegółowo wyliczyła braki w sposobie naliczania dotacji na zadania zlecone. - Fakt, który nie istnieje prawnie, a istnieje praktycznie ma potwierdzenie w raporcie NIK i to ze wskazaniem przyczyn, dla których tak się dzieje i to przez organ, który nie działa w interesie i na rzecz samorządu terytorialnego – argumentuje Andrzej Porawski, sekretarz strony samorządowej Komisji Wspólnej Rządu i Samorządu Terytorialnego.

Czytaj też: Prezydent Lublina: Nie można samorządom dokładać wydatków, bez źródeł ich finansowania >>

Urząd czynny co drugi dzień?

Z kolei Jacek Brygman, wójt Cekcyna przypomina, że samorządowcy od wielu lat postulują zwiększenie dotacji na realizację zadań zleconych. W najmniejszych gminach, które liczą 2, 3 lub 4 tysiące mieszkańców nie jest możliwe prawidłowe realizowanie zadań zleconych przez 8 godzin dziennie, 5 dni w tygodniu za kwotę 20-30 tysięcy zł rocznie. Za przekazane kwoty powinny one realizować zadania 2 dni w tygodniu albo 2-3 godziny dziennie. - Nie jest prawdą, że otrzymujemy 100 proc. środków, tylko dlatego że ustawa nie przewiduje inaczej lub że nie ma możliwości uwzględnienia tego  w klasyfikacji budżetowej – oburza się wójt.

Samorządowcy dodają, że uwzględnienie wydatków na zadania zlecone nie zawsze musi się wiązać z roszczeniami wobec państwa. Może przecież zdarzyć się sytuacja, że jakiś samorząd podejmie decyzję o przeznaczeniu większych środków na dane zadanie, bo zechce swoim mieszkańcom zapewnić wyższy standard realizacji zadania. - Nasz postulat ma na celu wyłącznie przejrzystość sprawozdawczości budżetowej. Skoro wydajemy na dane zadanie pieniądze, to chcemy, by było to zapisane. – dodał sekretarz Porawski.

Zdaniem resortu finansów jednak  trzeba dyskutować na temat zmiany podejścia do wyceny zadań zleconych i ewentualnego wypracowania nowych rozwiązań, a co za tym idzie – nowych zapisów ustawowych. W tej sytuacji samorządowcy chcą zgłosić ten problem podczas lipcowej debaty Komisji Wspólnej poświęconej kondycji finansowej JST, dotyczącej głównie dochodów JST.