Zgodnie z przepisami ustawy o pomocy społecznej liczba pracowników socjalnych musi być proporcjonalna albo do liczby ludności gminy – w stosunku jeden na 2 tys. mieszkańców – albo do liczby rodzin objętych wsparciem – jeden pracownik nie może mieć ich więcej niż 50. Jednocześnie zgodnie z art. 110 ustawy ust 12 w OPS ma być zatrudnionych nie mniej niż trzech pracowników socjalnych w pełnym wymiarze czasu pracy oraz dodatkowo kierownik.

- To dwa warunki wykluczające się - uważa Eugeniusz Gołembiewski burmistrz Kowal i wiceprezes Unii Miasteczek Polskich.

Przedstawiciele Unii Miasteczek Polskich i Związku Gmin Wiejskich uważają, że nałożony w tym przepisie obowiązek w najmniejszych gminach, szczególnie tych liczących poniżej 4-5 tys. mieszkańców, to marnotrawstwo środków budżetowych, na które gmin tych nie jest stać. Stanowisko uzasadniają nie tylko bardzo trudną sytuacją finansową małych gmin, ale także poprawiającą się sytuacją materialna mieszkańców, związaną m.in. ze spadkiem bezrobocia, co przekłada się na znaczące zmniejszenie środowisk objętych pomocą socjalną. Wskazują, że ilość zadań realizowanych przez ośrodki pomocy społecznej uległa i będzie dalej ulegać zmniejszeniu w wyniku decyzji rządowych w sprawie zaprzestania realizacji przez gminy rządowego programu „Dobry Start”, a w najbliższej przyszłości także „Programu 500+”.

- W naszej ocenie zmieniana ustawa o pomocy społecznej winna dopuszczać zmniejszenie zatrudnienia w ośrodkach pomocy społecznej o jeden etat, czyli z trzech do dwóch etatów - z uwzględnieniem kierownika ośrodka. W najmniejszych gminach bowiem, inaczej niż jest to w dużych ośrodkach, jest normą, że kierownicy ośrodków pomocy społecznej oprócz funkcji kierowniczych wykonują także funkcję pracowników socjalnych – uważają przedstawiciele obu organizacji.

Rząd przyjął Krajowy Program Przeciwdziałania Ubóstwu i Wykluczeniu Społecznemu do 2027 r.>>
 

Burmistrz: jeden etat to ok 80 tys. zł

Eugeniusz Gołembiewski wylicza, że w Polsce jest 520 gmin liczących mniej niż 5 tys. mieszkańców i sporo takich, które mają około 3 tysięcy, a nawet niecałe 2 tys. jak Nieszawa czy Nowe Warpno.

- Samorządów nie stać na to, że ktoś tworząc prawo bierze pod uwagę warszawski czy wielkomiejski punkt widzenia, nie uwzględniając specyfiki lokalnej i zobowiązuje nas przepisami prawa do zatrudniania ludzi na określonych stanowiskach choć jest to zbędne. Jeden etat urzędnika socjalnego to skromnie licząc wydatek około 80 tys. zł rocznie. Dla takiej gminy jak moja to duży wydatek – mówi Eugeniusz Gołembiewski.

Burmistrz Kowal wskazuje, że dla jednostek samorządu terytorialnego przyszły rok zapowiada się ciężko, ze względu na wzrost wydatków płacowych, inflacyjnych, podwyżek cen energii, materiałów i usług. Gmina, aby utrzymać w ryzach poziom wydatków bieżących musiała ograniczyć zatrudnienie. - Gmina liczy 3,5 tys. mieszkańców mam trzech urzędników socjalnych, moim zdaniem powinno być dwóch. Uważam, że w takich mikrospołecznościach kierownika ośrodka pomocy społecznej należy traktować jak urzędnika pomocy społecznej, czyli jeden urzędnik na 2 tys. mieszkańców – wskazuje burmistrz Kowal.

 

POLECAMY

Mniej świadczeń pieniężnych więcej niepieniężnych

Pomysł samorządowców krytykują pracownicy pomocy społecznej. Paweł Maczyński, prezes Polskiej Federacji Związkowej Pracowników Socjalnych i Pomocy Społecznej uważa, że działanie samorządów przypomina zachowanie chorego, który na wieść o gorączce zbija termometr i uważa, że rozwiązał problem.

- Ten wskaźnik został ustanowiony po to, aby zagwarantować, że gmina jakość usług społecznych utrzyma przynajmniej na minimalnym poziomie. Gminy mówią, że zmniejszyła się liczba świadczeń pieniężnych, co jest prawdą, ale nie dodają jednocześnie, że zwiększyła się liczba świadczeń niepieniężnych, co powinno doprowadzić ich do odmiennych wniosków, a nie tylko redukcji zatrudnienia – mówi Paweł Maczyński.

Przypomina, że już dziś wiele gmin nie przestrzega wskaźników w zatrudnieniu. I dlatego zamiast zakładanego w ustawie maksymalnie jednego pracownika socjalnego na 50 rodzin, średnio pracownik socjalny ma pod opieką 70 rodzin, co wpływa na efektywność jego pracy.

- Nasza obawa jest taka, że jeśli poluźnimy jeszcze bardziej wskaźnik zatrudnienia tak, że zamiast trzech pracowników socjalnych w małej gminie ma być jedynie dwóch, to gminy i tak nie będą przestrzegać tego warunku i zamiast zatrudniać dwóch  pracowników normą będzie jeden. Okazuje się bowiem, że w latach ubiegłych luzowanie wskaźnika nie wpłynęło na poziom jego przestrzegania. Mam wrażenie, że gminy od razu najlepiej chciałyby wprowadzić zasadę dobrowolności zatrudniania pracowników socjalnych – ironizuje Paweł Maczyński.

500 zł do ręki zwiększyło problemy

Włodzimierza Słomczyńskiego, dyrektora Miejskiego Ośrodka Pomocy Społecznej w Zakopanem pomysł, że małe gminy powinny zatrudniać mniejszą liczbę pracowników socjalnych nie przekonuje. Ripostuje, że może już czas na to aby małe gminy połączyły się z innymi, bo koszty administracyjne zaczynają je już przerastać.

- Pomysł samorządowców to jakieś nieporozumienie. Pomoc społeczna nie jest od tego aby tylko rozdawać pieniądze. Nawet jeśli zmalała liczba różnego rodzaju zasiłków pieniężnych to wzrosła liczba innych problemów związanych ze starzeniem się społeczeństwa czy pandemią. Zresztą, nie przesadzajmy z tą poprawiającą się sytuacją materialną. To, że ci ludzie zaczęli brać do ręki 500 plus zrodziło kolejne problemy. Łatwy pieniądz pogłębił uzależnienia i patologie. I kto będzie z tym walczył - ginekolog, stomatolog, chirurg – pyta Włodzimierz Słomczyński. Uważa, że gminy zaraz staną przed problem braku specjalistów, choćby związanych ze starzeniem się społeczeństwa i niepełnosprawnością.