W zeszłym tygodniu do Sejmu trafił projekt ustawy, która ma być nowym sposobem na zapobieganie rozprzestrzenianiu się Covid-19. Autorzy – posłowie PiS - chcą, by pracodawca mógł zażądać od pracowników przedstawienia negatywnego testu na COVID-19.

Odszkodowanie od współpracowników

Wyniki testów będą przedstawiać zarówno osoby zaszczepione, jak i niezaszczepione. Nie będzie to też obowiązkowe, mają je do tego skłonić ewentualne konsekwencje – mianowicie możliwość żądania odszkodowania w przypadku, gdy któryś z pracowników zapadnie na Covid-19. Pracodawca może żądać przedstawienia negatywnego wyniku testu z wyprzedzeniem nie krótszym niż 48 godzin, nie częściej niż raz w tygodniu. Jeżeli pracownik nie przekaże pracodawcy informacji o wyniku testu, takiego pracownika traktować się będzie jak osobę, która nie poddała się testowi diagnostycznemu.

 

 

Pracownik, który ulegnie zakażeniu i będzie uważał, że doszło do niego w pracy, będzie mógł złożyć wniosek o wszczęcie postępowania w przedmiocie świadczenia odszkodowawczego z tytułu zakażenia wirusem  przysługującego od pracownika, który nie poddał się testowi diagnostycznemu. Postępowanie poprowadzi wojewoda, któremu przesłana zostanie lista pracowników, którzy nie poddali się testowi. Odszkodowanie miałoby wynosić pięciokrotność minimalnego wynagrodzenia, czyli obecnie nieco ponad 15 tys. złotych. W przypadku wydania decyzji o świadczeniu odszkodowawczym zarówno wnioskodawcy, jak i zobowiązanemu, przysługiwałoby odwołanie do sądu administracyjnego.

OMÓWIENIE WYROKU: Obowiązkowe szczepienia ochronne służą w walce z epidemiami (VII SA/Wa 1995/19) >

Ani kara, ani odszkodowanie

Eksperci na rządowym pomyśle nie pozostawiają suchej nitki – podkreślają, że doprowadzi on do zaostrzenia konfliktów w pracy.
- To angażowałoby pracodawców w jeszcze większym stopniu w procedury, sprawy administracyjne w sytuacji, gdy pracodawcy mają aktualnie szereg innych wyzwań – oceniał Robert Lisicki, dyrektor Departamentu Pracy Konfederacji Lewiatan - Zapowiadane rozwiązania, bez względu na to, czy będą dotyczyły pośredniego zaangażowania prawodawców w spory między samymi pracownikami, czy też będą angażowały bezpośrednio pracodawcę w postępowania przeciwko pracownikom, są rozważane tylko dlatego, że państwo nie potrafi wziąć odpowiedzialności i wprowadzić mechanizmu przeciwdziałania rozprzestrzenianiu się COVID-19 – mówił. Dodawał, że takie rozwiązania są z perspektywy pracodawców bezsensowne.

Czytaj: Dodatkowy zasiłek opiekuńczy od 1 lutego 2022 r. >

Kompletnie nie wiadomo też przecież, od kogo zaraził się chory pracownik oraz dlaczego to jego współpracownicy mają ponosić negatywne konsekwencje takiego stanu rzeczy. Zakładając nawet, że da się uprawdopodobnić, że do zakażenia doszło w pracy, to co w sytuacji, gdy mówimy o pracy, która wymaga spotkania się z klientami, uczniami, pacjentami i to któraś z tych osób będzie „pacjentem zero”.

- Odszkodowanie jest kategorią prawa cywilnego i jest ona powiązana ze „szkodą” – uszczerbkiem w dobrach chronionych strony, wbrew jej woli - mówi Prawo.pl adwokat Bartosz Wszeborowski z kancelarii PCS Paruch Chruściel Schiffter Stępień/Littler Global - Do udowodnienia szkody, oprócz jej wykazania, potrzebne jest także wykazanie zdarzenia, które spowodowało jej zajście oraz związku przyczynowego pomiędzy zdarzeniem a szkodą. Z kolei projekt ustawy zakłada, że takie świadczenie odszkodowawcze ma być wypłacane niezależnie od tego czy zgłaszający pracownik rzeczywiście zaraził się od osoby, którą wskazał – nie ma więc związku przyczynowego - tłumaczy.

 

„Lex Konfident”

Nie sposób odmówić racji osobom, które projekt zmian prześmiewczo nazywają Lex Konfident. Nie ma bowiem gwarancji, że pracownicy tego mechanizmu nie będą nadużywać - np. do donoszenia na nielubianych przez siebie kolegów.
-  Może dojść do sytuacji, w której pracownik zaraził się w domu lub od klienta, a obciąży odpowiedzialnością współpracownika. W dodatku najlepiej będzie wskazać w takim wypadku zdecydowanie większe grono osób – wtedy wszystkie one odpowiadają wspólnie, ale w częściach równych, solidarność dłużników odeszła w zapomnienie w niniejszym projekcie - mówi mec. Wszeborowski.

Dodaje, że ustawodawca nieprzypadkowo wybrał też tryb administracyjny, który jest szybszy i pod większą kontrolą państwa. Choć istnieć będzie możliwość odwołania się do sądu administracyjnego, to pracownicy nie są do tej procedury przyzwyczajeni, skoro większość ich spraw jest rozstrzygana przez sądy powszechne.

 

Wszystko, by nie zdenerwować „przeciwników obowiązkowych szczepień”

Nietrudno zauważyć, że ważnym elementem projektu jest zrównanie osób zaszczepionych i niezaszczepionych, jeżeli chodzi o obowiązki wobec pracodawcy oraz ryzyko nieprzedstawienia testów. Można byłoby uznać, że przemawiają za tym względy praktyczne, ponieważ zaszczepienie oczywiście nie daje gwarancji, że ktoś nie zachoruje i nie będzie zakażał innych. Tyle że ustawa nie wymaga przecież codziennego testowania – test trzeba przedstawić raz na tydzień, w dodatku będzie musiał być zrobiony nie wcześniej niż 48 godzin wcześniej.

Kwarantanna - zasady kierowania i odbywania >

Tak długi okres ważności testu wcale nie daje lepszej gwarancji bezpieczeństwa. W dodatku, jak zwraca uwagę mec. Wszeborowski – nic nie stoi na przeszkodzie, by pracodawca wymagał przedstawienia testów rzadziej, np. raz na miesiąc. Nie wiadomo też, kto pokryje koszty testów, jeżeli zabraknie tych finansowanych przez państwo albo kolejki w punktach będą tak duże, że nie da się ich wykonać. Nie wiadomo, czy zmiany mają szansę na uchwalenie, choć poparł je sam prezes PiS.