Po sporze o TVN, przejęciu Polska Press i w związku z raczej nienachalnym pluralizmem poglądów prezentowanym przez media publiczne, trudno bez pewnej podejrzliwości podchodzić do inicjatywy powołania nowego pełnomocnika. Zwłaszcza w sytuacji, gdy zarzut braku walorów edukacyjnych dotknąć może nawet inscenizację "Dziadów", czyli jedną z najbardziej oklepanych lektur szkolnych. Wygląda jednak na to, że póki co będzie to raczej fasadowa funkcja.

Czytaj: 
Pełnomocnik rządu ma zadbać o misję publiczną w mediach>>

Opinie kuratora bywają wiążące, ale nie te o teatrze - wyjście z klasą na sztukę bez konsekwencji>>

 

Konieczny, by nauczać

Jak czytamy w uzasadnieniu rządowego rozporządzenia, nowy pełnomocnik jest naszemu krajowi potrzebny, by "zapewnić wykorzystanie środków masowego przekazu w celu efektywnego rozpowszechniania szeroko rozumianej działalności edukacyjnej, m.in. w zakresie postaw prospołecznych, aktywności i solidarności obywatelskiej, a także integracji społecznej i edukacji obywatelskiej". Patrząc na to literalnie - cel szczytny, w końcu media powinny promować choćby postawy prospołeczne. Pytanie tylko, kto te postawy będzie definiować, bo te, promowane przez TVP, nie zawsze wpisują się w tę definicję, przynajmniej nie dla kilkudziesięciu procent polskiego społeczeństwa.

Na pewien kierunek myślenia mogą wskazywać wypowiedzi polityków partii rządzącej, np. te dotyczące "ideologii LGBT", chrystianofobii, czy też definicji pojęć: dobro i piękno. Ostatnio ogromne oburzenie posłów PiS wzbudził film "W lesie dziś nie zaśnie nikt 2", w którym w karykaturalny sposób pokazano żołnierzy wojsk obrony terytorialnej.
- Nie wiem czy KRRiT ten temat podejmie, ale to ohydne kłamstwo, które powinno spotkać się z jakąś reakcją. Być może ci, którzy chcą w ten sposób pokazać żołnierzy WOT-u liczą na takie zainteresowanie - mówił o filmie poseł PiS Jan Mosiński. Inny poseł, Mariusz Kałużny (Solidarna Polska) w zeszłym roku, po zapoznaniu się z ofertą Netflixa, mówił o zatrważającej skali: "homopropagandy, genderyzmu i całej tej tęczowej przemocy". Jako pewien prognostyk w kwestii tego, jak będą definiowane wspomniane wartości, można wskazać zakaz emisji w TVP fragmentu reklamy firmy YES. W spocie wioślarka Katarzyna Zillmann, złota medalistka z Tokio, całuje się ze swoją dziewczyną.


Od zwalczania ASF do monitorowania wartości edukacyjnych

Nowe stanowisko objął Szymon Giżyński, który w tym właśnie celu został powołany na sekretarza stanu w Ministerstwie Kultury i Dziedzictwa Narodowego. Jest absolwentem filologii polskiej na Uniwersytecie Śląskim w Katowicach. Przed wyborami samorządowymi w 1990 roku objął stanowisko pełnomocnika rządu (w randze wicewojewody) ds. samorządu terytorialnego w województwie częstochowskim. Członek Komitetu Wykonawczego Prawa i Sprawiedliwości. Od 2001 pracuje nieprzerwanie w Komisji Rolnictwa i Rozwoju Wsi. Od 2 lipca 2018 roku pełnił funkcję Sekretarza Stanu w Ministerstwie Rolnictwa i Rozwoju Wsi - pełnił tam funkcję pełnomocnika rządu ds. działań związanych z wystąpieniem Afrykańskiego Pomoru Świń na terytorium Rzeczypospolitej Polskiej. W swojej karierze był też przez pewien czas dziennikarzem i wydawcą lokalnej gazety. 

 

 

 

Do jego zadań - według rozporządzenia - należy:

  • analiza obowiązujących przepisów prawa i istniejących rozwiązań dotyczących promowania w środkach masowego przekazu postaw prospołecznych, aktywności i solidarności obywatelskiej oraz identyfikacja problemów w tym zakresie;
  • monitorowanie spraw dotyczących realizacji w środkach masowego przekazu usług odpowiadających demokratycznym, społecznym i kulturalnym potrzebom społeczeństwa;
  • monitorowanie spraw z zakresu dostępności usług medialnych jako instrumentu udostępniania dóbr kultury i sztuki oraz ułatwiania korzystania z oświaty, sportu i dorobku nauki;
  • monitorowanie spraw z zakresu wykorzystania środków masowego przekazu jako instrumentu działalności edukacyjnej, integracji społecznej i edukacji obywatelskiej;
  • analizowanie sposobu realizacji misji publicznej w publicznych środkach masowego przekazu.

 

Pełnomocnik będzie mógł, za zgodą ministra właściwego do spraw kultury i ochrony dziedzictwa narodowego, przedstawiać Radzie Ministrów analizy, oceny i wnioski związane z zakresem ww. zadań.

 

Raczej "dobra fucha" niż realne zagrożenie

Widać więc, że trochę w tym funkcji doradczych, trochę działalności analitycznej i wchodzenia w paradę Krajowej Radzie Radiofonii i Telewizji, która stoi na straży realizacji misji mediów publicznych. Misja ta, to według art. 21. ustawy o radiofonii i telewizji oferowanie, na zasadach określonych w ustawie, całemu społeczeństwu i poszczególnym jego częściom, zróżnicowane programy i inne usługi w zakresie informacji, publicystyki, kultury, rozrywki, edukacji i sportu, cechujące się pluralizmem, bezstronnością, wyważeniem i niezależnością oraz innowacyjnością, wysoką jakością i integralnością przekazu. Nowy pełnomocnik korzystać będzie z kadr i zasobów Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego i będzie finansowany z części budżetowej przewidzianej dla tego resortu.

 

 

- Stanowisko jest zbędne, to fasadowe rozwiązanie, które nie przyniesie konkretnych efektów - mówi Prawo.pl prof. Tadeusz Kowalski z Wydziału Dziennikarstwa, Informacji i Bibliologii Uniwersyteu warszawskiego. - Usytuowanie pełnomocnika w strukturze resortu kultury w zasadzie gwarantuje, że to jakaś gra pozorów albo typowo polityczna nominacja. Wolność mediów gwarantuje Konstytucja (p. Art. 54), media publiczne maja zadania regulowane ustawowo, a nad ich realizacją maja czuwać rady programowe, rady nadzorcze oraz KRRiT -  dodaje. - Choć tego w zasadzie nie robią, to i tak nie zmienia faktu, że istnieją rozwiązania kontroli zawartości mediów - tłumaczy.

Podkreśla, że nowy pełnomocnik nie będzie miał żadnych realnych kompetencji, które będą mogły wpływać na media prywatne. - Chyba, że chodzi o ich piętnowanie, tylko w oparciu o jaki system wartości? Trzeba mieć jednak świadomość, że skutek może być odwrotny od oczekiwanego. Nie może być mowy o wpływie na zawartość mediów prywatnych, bo nie zezwala na to prawo. Nadawca samodzielnie kształtuje zawartość i za nią odpowiada. Żeby w jakiś sposób wpływać na politykę programową i na zawartość, trzeba by po pierwsze mieć realny autorytet społeczny - uważa prof. Kowalski.