Czytaj: Jest projekt zmian w ustawie o Sądzie Najwyższym>>

Przede wszystkim politycy PiS przynają - fakt, że z pistoletem unijnego Trybunału przy skroni - że obniżenie wieku emerytalnego sędziom będącym w służbie, naruszało konstytucyjną zasadę nieusuwalności sędziów. Podobnie uznają za ciągle trwającą kadencję pierwszej prezes Sądu Najwyższego, o której tyle razy mówili jako o emerytce, która do SN może wpadać jedynie towarzysko, np. na kawę. Chociaż premier Mateusz Morawiecki jakiś czas temu wpadł do prof. Małgorzaty Gersdorf jako do szefowej tej instytucji, a kawę dostał od pierwszej prezes, a nie od emerytki.

W każdym razie posłowie PiS chcą przywrócić w tym zakresie stan zgodny z Konstytucją, chociaż sędziowie Trybunału UE i inni wybitni prawnicy im mówią, że nic nie muszą robić, wystarczy uznać i zastosować się do postanowienia TSUE. Zdecydowali jednak o zmianie ustawy. Może być i tak, tylko co zrobią, jeśli Trybunał wyda orzeczenie po ich myśli i stwierdzi, że obowiązująca od 3 kwietnia br. ustawa o Sądzie Najwyższym nie narusza unijnego prawa? Wtedy będą cofać te zmiany, które prawdopodobnie w ciągu paru dni uchwalą? Chyba, że nie mają zaufania do swojej argumentacji i nie wierzą w pozytywny dla siebie wyrok TSUE.

Problemem będzie też relacja pomiędzy tą kolejną nowelizacją ustawy o Sądzie Najwyższym a rzeczywistością w tej instytucji. Sędziowie, i prezesi, którym ta ustawa ma pozwolić na dalszą pracę, już to robią. Pierwsza prezes, analogicznie też prezes NSA, już miesiąc temu wezwała ich do pracy i przydziela im sprawy do rozpatrywania. Autorzy proponowanej nowelizacji zapewne będą twierdzili, że dopiero po jej uchwaleniu zarówno prezesi jak sędziowie będą mogli to robić legalnie. To kolejny przykład podwójnych standardów prawnych obowiązujacych w obecnej kadencji.