- Miało być taniej, ale w przypadku naszego sądu na pewno tak nie jest - mówi prezes Sądu Rejonowego w Bydgoszczy Tomasz Adamski.- Od początku roku nie odbyło się 150 spraw, bo firma nie wywiązała się ze swego obowiązku. Nie dotarli świadkowie, biegli lub oskarżeni, bo nie otrzymali wezwań. Sąd musiał wyznaczyć nowe terminy i zwrócić koszty dojazdu wszystkim wezwanym, którzy się stawili. To generuje niepotrzebne koszty, a co gorsza, powoduje zwłokę.
Wraca 25 procent zwrotek, a przecież sędzia nie może prowadzić rozprawy bez potwierdzenia odbioru przesyłki sądowej - mówi sędzia. - Wykroczenia przedawniają się po dwóch latach od popełnienia czynu, stoimy przed widmem umorzenia wielu spraw za jazdę po pijanemu, drobne kradzieże czy chuligańskie wybryki.
Z bydgoskiego sądu rejonowego dziennie wychodzi 3,5 tysiąca pism. Do końca 2013 roku pracownicy biura podawczego mogli korzystać z frankownicy - urządzenia do wysyłki korespondencji, które jednocześnie nanosi odcisk datownika, wartość opłaty pocztowej, nazwę i adres nadawcy oraz waży przesyłkę.

- Frankownica nie została przez nowego operatora zalegalizowana w Mennicy Polskiej - mówi Adamski. - To oznacza, że w naszym biurze podawczym musieliśmy urządzić pocztę z minionej epoki, pracownicy wszystko robią ręcznie. Musieliśmy zatrudnić do tego dodatkowo kilka osób - tłumaczy prezes.

Cały tekst: http://wyborcza.pl/1,75248,15533247,Pocztowa_rewolucja_nie_wypalila__Sprawy_spadaja_z.html#ixzz2uVyhn1J2