Katarzyna Żaczkiewicz-Zborska: Czy można złamać Konstytucję RP dla pozyskania pieniędzy dla rozwoju Polski z UE?

Piotr Prusinowski: Znam takich, którzy twierdzą, że budowanie domu na piasku to dobry pomysł. Ja do nich nie należę. Człowiek roztropny wie, że taka konstrukcja jest nietrwała, w niedalekiej przyszłości rozleci się. W rezultacie, na dłuższą metę jest to wadliwe rozwiązanie. Nie tylko psuje prawo, rozwiązanie to również rozzuchwala tworzących prawo i osłabia zaufanie do niego u obywateli. Powstaje w konsekwencji wrażenie, że można tworzyć prawo pod bieżący instrumentalny cel. Obywatel w tym konkretnym przypadku odnotowuje, że pewnie zaraz to dopiero co uchwalone prawo zmieni się, rząd weźmie pieniądze, a potem powstanie nowy cel i pod niego będą tworzone nowe przepisy. Nie trzeba przekonywać, że takie podejście nie służy nikomu, a na pewno obywatelom. Stabilność i abstrakcyjność celów są wartościami bez których nie można ustanowić użytecznego dla ogółu prawa. Cechy te, jakkolwiek oczywiste, w mojej ocenie od dłuższego czasu nie są priorytetem dla stanowiących prawo.

Czytaj: 
Premier apeluje do Senatu o szybkie procedowanie nad nowelą o SN i brak poprawek>>
Nowelizacja ustawy o SN to krok do przodu, ale nadal sprzeczna z Konstytucją>>

W nowej ustawie o Sądzie Najwyższym, która znajduje się teraz w Senacie, jest błąd w art. 107 ustawy Prawo o ustroju sądów powszechnych. W jednym paragrafie sędzia karany dyscyplinarnie jest za  kwestionowanie istnienia stosunku służbowego innego sędziego, skuteczność powołania sędziego, lub umocowanie konstytucyjnego organu RP i odmowę wykonywania wymiaru sprawiedliwości. A w następnym znajduje się kontratyp - "nie odpowiada dyscyplinarnie sędzia za badanie spełniania przez sędziego wymogów niezawisłości i bezstronności oraz ustanowienia na podstawie ustawy". Jak to wyjaśnić?

To klasyczny przykład intencyjnego tworzenia prawa, konstrukcji pod wypłatę pieniędzy z KPO. To można porównać do sytuacji, gdy ktoś ma pobudowany dom i zauważa, że brakuje mu przestrzeni. Postanawia dobudować pokój, który jednak nie pasuje do całości. Droga z tego pokoju do kuchni prowadzi przez podwórko. Ustawodawca dokleja zmianę, nie przejmując się, że istniejąca ustawa ma swoją logikę i konstrukcję. Nie uchyla się też tzw. ustawy kagańcowej. Co więcej, gdyby nowela o SN przeszłaby w takim stanie jak obecnie, to powstanie pytanie, w jakim składzie NSA będzie rozpoznawał odwołania, gdy nie ma ławników w tym sądzie? Może bez ławników? Przez ostanie lata głoszono, że ławnicy w sprawach dyscyplinarnych są niezbędni. Czyżby już nie byli? Może dlatego prezes Manowska nie chce ich zaprzysiąc? Trudno odkryć logikę, którą kieruje się ustawodawca.

Czytaj: Sędzia Prusinowski odmawia orzekania i apeluje do neosędziów o opamiętanie>>

Także Regulamin SN spotkał się z krytyką sędziów?

Rozporządzenie Prezydenta RP z 14 lipca 2022 r.  - Regulamin Sądu Najwyższego jest przykładem wadliwej regulacji. To akt, który rozwija ustawę o Sądzie Najwyższym i określa sposób funkcjonowania tego sądu. Ta regulacja jest bliźniacza względem ustawy Prawo o ustroju sądów powszechnych. Jej dyskusyjność polega na tym, że ostatecznie obraca się ona  przeciwko sprawności wymiaru sprawiedliwości.

 

Jaki konkretnie przepis ma pan na myśli?

Chodzi o paragraf 80 tego rozporządzenia, który ma łącznie 15 ustępów, co samo w sobie z klarowną legislacją ma mało wspólnego. Dzisiejszy ustawodawca, tak to oceniam, nie wierzy adresatom norm prawnych i chce opisać wszystko - na wszelki wypadek. Rozwlekłość ta prowadzi do wewnętrznej niespójności, niejasności, a ostatecznie na „normatywne manowce”.

Wspomniany przepis określa, w jaki sposób mają być przyznawane sprawy sędziom. Twórcy tej regulacji tak bardzo zabezpieczyli, aby wylosowany sędzia nie zmienił się, że doprowadzili do sytuacji dość dziwnych, patologicznych, a niekiedy śmiesznych. Regulamin ten zakłada, że sędzia zawsze będzie pracował, nigdy nie zachoruje albo z innych powodów nie będzie nieobecny. Regulamin zakłada, że wszyscy sędziowie mają podobną wydajność i sprawność, tyle samo orzekają. I w tym miejscu pojawia się problem. Rzecz w tym, że tworzenie formalistycznego prawa nie spowoduje, że będzie ono przystawać do rzeczywistości.

Czytaj w LEX: Łazarska Aneta - Wskaźniki przydziału spraw >>>

Czytaj w LEX: Losowy przydział spraw cywilnych w sądzie drugiej instancji >>>

 

 

Proszę wyjaśnić na przykładzie.

Gdy w dniu 2 września 2021 r. zostałem prezesem Sądu Najwyższego, miałem w referacie tyle spraw co inni sędziowie. Od tego momentu, zgodnie z przepisami, ze względu na funkcję, ilość przydzielanych mi spraw zmniejszyła się do 25 procent wpływu. Ja nadal sądziłem „pełną parą”, w rezultacie po roku wysądziłem wszystkie przydzielone mi sprawy. Lubię sądzić, pomyślałem, że „podbiorę” najstarsze sprawy innym sędziom. Okazuje się jednak, że gdybym tak zrobił, to dopuściłbym się przewinienia dyscyplinarnego. Wspomniany paragraf 80 Regulaminu nie pozwala mi na to. W rezultacie, od pół roku praktycznie nie sądzę, przydzielane mi sprawy są osądzane na bieżąco, a jak strona nie ma szczęścia i wylosuje innego sędziego, to czeka 2 - 2,5 roku na orzeczenie.

Dlaczego tak jest?

To przejaw nieufności legislatora do prezesa Sądu Najwyższego. Zakłada się, że sędziowie nic innego nie robią, tylko myślą jakby tu uskutecznić jakiś „szwindel”. W moim przypadku polegałby on na większej ilości załatwianych spraw.

Ten przepis nie sprawdza się także w innych sytuacjach. Obecnie mamy jednego długotrwale chorego sędziego w Izbie. Rozsądne byłoby wstrzymać mu wpływ nowych spraw. Mimo, że jestem prezesem Sądu Najwyższego nie mogę tego zrobić, jedyne co mogę, to przydzielać sprawy nieobecnemu sędziemu, a następnie, wtórnie rozlosować je na wszystkich sędziów. Dla sekretariatu to podwójna praca, ale to chyba nieważne.

Czytaj w LEX: Partyk Tomasz, Test bezstronności (niezawisłości) sędziego w praktyce >>>

Jakie z tego wnioski?

Myślę, może naiwnie, że ustawodawca powinien ufać stosującym prawo, bo w przytłaczającej większości są oni uczciwi i nie będą oszukiwać. Na ogół kierują się zdrowym rozsądkiem, dbają też, aby prawo nie obróciło się przeciwko podsądnemu. Sędziowie są państwowcami.

Poinformowałem o tych mankamentach panią I Prezes Małgorzatę Manowską, aby podpowiedzieć Prezydentowi, że należy zmienić te regulacje, lecz nie uzyskałem odpowiedzi. Może przyjdą lepsze czasy.

Gdyby te projekty rozporządzeń i ustaw były konsultowane to nie byłoby może problemów?

Tak. Ale ci, który tworzą prawo nie korzystają z opinii ekspertów i nie weryfikują, jak to prawo będzie stosowane w praktyce. Wychodzą z założenia, że wiedzą najlepiej i tworzą rozwiązania, które de facto szkodzą sprawności postępowania.

Podam jeszcze jeden przykład. W poprzednim roku była wprowadzana nowelizacja prezydencka ustawy o SN uchwalona 9 czerwca i wprowadziła tzw. test prezydencki (art. 29 par. 5 ustawy o SN). Ciekawostka polega na tym, że na sądy został nałożony obowiązek informowania stron o składzie, który będzie sądził tą konkretną sprawę (art. 29 par. 8 tej ustawy).

Wydaje się, że jest to rozwiązanie prawidłowe.

Okazuje się jednak, że tak nie jest. Wystarczy, że jeden sędzia zachoruje trzy dni przed posiedzeniem, co przecież się zdarza, a cała wokanda „spada”, nie tylko sprawy tego chorego sędziego, ale i sprawy pozostałych sędziów, tych zdrowych, czyli wszystko. Poprzednio można było awaryjnie dołączyć sędziego do składu. Zadaję zatem pytanie, co jest większą wartością: wiedza o obsadzie sądu, czy interes strony, która czeka na osądzenie jej sprawy już dwa lata? Dla osoby nieufającej sędziom bliższa jest zapewne pierwsza racja, ja jestem bardziej ufny w drugiego człowieka, wybiera zatem drugą wartość.

Autor tego przepisu nie wiedział, jak taki test funkcjonuje realnie. Jaki skutek to wywoła. Gdyby wiedział, to dopisałby, że w wyjątkowych wypadkach istniej możliwość, by prezes wyznaczył innego sędziego, aby ratować inne sprawy z wokandy.  

Czy nie miał pan szansy wyrazić swojej opinii, nie brał pan udziału w pracach komisji sejmowych?

Gdy wchodziła w życie nowela prezydencka, razem z prezesem Michałem Laskowskim, kierującym Izbą Karną SN, napisaliśmy list do marszałków Sejmu i Senatu prosząc, by dopuścić nas do udziału w procedowaniu - głosu SN, który by wskazywał na pewne zagrożenia. Pani marszałek Elżbieta Witek nas nie zaprosiła, Sąd Najwyższy był reprezentowany przez sędziego Rocha, wówczas sędziego Izby Dyscyplinarnej, którego staż sędziowski wynosił  zaledwie dwa lata. Ale też Senat nie odpowiedział na nasze pismo. A to świadczy, że nawet po stronie opozycji nie ma woli posłuchania osób, które znają się na sądownictwie. W aktualnej odsłonie nowelizowania ustawy o Sądzie Najwyższym też nie uczestniczymy.