Jak pisze „Rzeczpospolita", w badaniu wzięło udział zaledwie 21 proc. z 14,5 tys. zatrudnionych w Kancelarii Premiera i 16 ministerstwach. Analizowano również dane dostarczone przez działy kadr tych urzędów.
Kłopoty pojawiają się już na etapie rekrutacji. Okazuje się, że na rozmowach kwalifikacyjnych padają niedopuszczalne przez prawo pytania dotyczące sfery życia osobistego i prywatnego, np. o liczbę posiadanych dzieci (ogółem 12 proc.) czy plany ich posiadania (5 proc.), a nawet kto będzie opiekował się dziećmi, kiedy trzeba będzie zostać w pracy dłużej (5 proc. badanych). Te pytania były częściej zadawane kobietom niż mężczyznom starającym się o pracę w administracji rządowej. Bywało, że zadawano także pytanią o religię i wyznanie oraz orientację seksualną.
Resorty niechętnie ujawniały średnie zarobki z podziałem na wiek i płeć. Jak czytamy w raporcie, tylko dziewięć instytucji (na 17 badanych) podało pełne dane o średnich wynagrodzeniach uzyskanych przez kobiety i mężczyzn na poszczególnych stanowiskach.
Z danych zebranych przez SGH wynika, że przeciętne roczne zarobki mężczyzn były wyższe niż kobiet. Na przykład w Ministerstwie Edukacji Narodowej kobiety zarobiły 91 proc. tego co mężczyźni, a w Ministerstwie Rozwoju Regionalnego – 97 proc.
Kobiety urzędniczki są też rzadziej nagradzane. Na przykład w Ministerstwie Rozwoju Regionalnego, gdzie pracuje aż 65 proc. kobiet, mężczyźni dwa razy częściej  otrzymali podwyżkę wynagrodzenia lub nagrodę pieniężną. Jeszcze gorzej wypada MON, gdzie 59 proc. zatrudnionych to kobiety, mężczyźni wyraźnie częściej otrzymują gratyfikację w postaci podwyżki wynagrodzenia (23 proc. wobec 9 proc. kobiet) lub nagrody pieniężnej (18 proc. wobec 4 proc. kobiet).

Źródło: Rzeczpospolita

Więcej: http://www.rp.pl (PAP)