Jak pisze „Rzeczpospolita”, praktyka pokazuje, że ubezpieczyciele bezprawnie utrudniają życie osobom, które po wypadku nie ze swojej winy zostały bez samochodu. – Najpierw trzeba wyłożyć z własnej kieszeni co najmniej 200 zł. dziennie za wynajem auta zastępczego, a później nie wiadomo, czy firma ubezpieczeniowa zwróci pieniądze, czy nie, żali się na łamach gazety jeden z poszkodowanych kierowców.
Ze skarg napływających do rzecznika wynika, że wielu kierowców spotkało się w zeszłym roku z odmową zwrotu kosztów wynajmu czy zaniżeniem ich wysokości. Tymczasem z orzecznictwa Sądu Najwyższego wynika, że utrata możliwości korzystania z auta stanowi szkodę majątkową, mówi Halina Olendzka, rzecznik ubezpieczonych. – Jeśli więc poszkodowany poniósł koszty wynajmu samochodu zastępczego, to firma ubezpieczeniowa powinna je zwrócić.
– Problem jest różnie rozstrzygany przez sądy powszechne, dlatego rzecznik skierowała w tej sprawie wniosek do Sądu Najwyższego. Chce potwierdzenia, że samochód zastępczy jest prawem kierowcy, a to firma ubezpieczeniowa musi wykazać, że się mu z jakiegoś powodu nie należy.
– Spełnienie postulatów rzecznika oznacza wydatki rzędu miliarda złotych rocznie, tłumaczy Marcin Tarczyński z Polskiej Izby Ubezpieczeń i ostrzega, że te koszty mogą się odbić na cenie ubezpieczeń komunikacyjnych. (PAP)