Krzysztof Sobczak:  Ukazał się kolejny tom przygotowanej przez pana serii „GUDI-LEX” – Kodeks rodzinny i opiekuńczy. Orzecznictwo. Piśmiennictwo. Proszę przypomnieć genezę tej publikacji.

Jacek Gudowski: Pokolenie prawników, do którego należę – a zaczynałem na progu lat 70. ubiegłego wieku – kształciło się i nabierało doświadczeń zawodowych w czasach ogromnego deficytu źródeł i informacji. Dostęp do orzecznictwa, piśmiennictwa prawniczego, opracowań bibliograficznych, a nawet tekstów normatywnych był bardzo ograniczony i trudny. Rynek także oferował bardzo niewiele, więc każdy starał sobie radzić jak mógł. Miałem dojmujące przeczucie, że nie będę sprawnym prawnikiem, dobrym i rzetelnym sędzią, jeżeli sam nie zadbam o możliwie najbardziej wszechstronny warsztat. Stąd wzięła się potrzeba, a potem swoista pasja kupowania książek prawniczych i – dodajmy, co wcale nie jest oczywiste – czytania ich oraz „kolekcjonowania” orzecznictwa i wszelkich materiałów bibliograficznych. A że starałem się robić to – jak wszystko zresztą – starannie, systematycznie i nie zważając na trudności, powstały bogate zbiory, skrupulatnie zgromadzone i dobrze zorganizowane, dzięki temu bardzo przydatne zarówno dla sędziego, którym byłem od wczesnej młodości, jak i szeroko rozumianej praktyki prawniczej, w tym zwłaszcza nauki prawa. W harcerstwie była, a może jest do dzisiaj, śmiesznie określana sprawność „sobieradek”. Na ubogim rynku prawniczym byłem takim właśnie „sobieradkiem”, a w pewnym sensie także pożytecznym hobbystą. Dzięki temu hobby, w przypadku każdej sprawy, którą rozstrzygałem, każdego problemu, który musiałem rozwiązać, miałem pod ręką wszystkie potrzebne orzeczenia oraz jasno zaznaczone ścieżki wiodące do źródeł piśmienniczych, nie traciłem więc już czasu na ich wyszukiwanie. Koledzy – moje bliskie zawodowe otoczenie – wiedzieli o moich zbiorach, często więc, gdy mieli jakiś trudny problem do rozwiązania, prosili mnie o „kontrolowany” dostęp do nich. O zbiorach dowiedziało się ongiś wydawnictwo LexisNexis, które przez z górą dekadę wydawało je w bezużytecznej już dzisiaj formie wymiennokartkowej. A potem przystąpiło do dzieła wydawnictwo Wolters Kluwer Polska. Wyszło naprzeciw mojemu pragnieniu podzielenia się zbiorami z każdym, komu mogą one ułatwić pracę lub poszerzenie wiedzy.

 


Jak bogate są te zbiory?

Nietrudno policzyć, bo od przełomu lat 80. i 90. wszystko mam zinformatyzowane. Kto wie zresztą, czy moje zbiory nie były pierwszą w Polsce komputerową bazą orzecznictwa i piśmiennictwa prawniczego? Wprawdzie podejmowano wtedy próby tworzenia baz prawniczych, ale były one mizerne. Na przykład w Sejmie powstał Rejestr Aktów Prawnych, znany jako RAP, nie obejmował jednak orzecznictwa i – nie ma co ukrywać – był bardzo ubogi informacyjnie. Zauważalny rozwój w tej dziedzinie dokonał się dopiero w drugiej połowie lat 90., a więc w okresie, w którym moja baza już puchła i kwitła.

Konstruowałem ją – jak powiedziałem – sam, swoim pomysłem i na własny użytek, obejmowała zatem to, co było niezbędne w mojej pracy, a więc zasadniczo szeroko rozumiane prawo cywilne. Obecnie baza liczy ogółem ponad 100 tysięcy jednostek bibliograficznych, a te „jednostki”, a więc w ujęciu informatycznym – rekordy, to orzeczenia Sądu Najwyższego z okresu 104 lat jego istnienia oraz pozycje piśmiennictwa sięgające pierwszej połowy XIX wieku, które zachowały choćby odrobinę aktualności. Każdy rekord zawiera opisy bibliograficzne i wszystkie adresy publikacyjne. Oczywiście, zbiór żyje; wciąż rośnie, a teraz w szczególnie mocnym tempie, bo orzeczeń przybywa jak grzybów po deszczu, a piśmiennictwo – modne dzisiaj zajęcie wielu prawników – rozrasta się ponad wszelkie normy i oczekiwania.

Czytaj także: Sędzia Gudowski: Kierunki orzecznictwa pożądane, ale trudne do opracowania>>
 

Od 2018 roku ten zasób jest publikowany „na papierze” w cyklu nazywanym „GUDI-LEX”, rozpoczętym jako zbiór orzecznictwa i piśmiennictwa do Kodeksu cywilnego (4 tomy, 5 woluminów) i Kodeksu postępowania cywilnego (5 tomów).

Tak, to przeogromny wysiłek autorski i wydawniczy. Jest okazja – proszę mi pozwolić ją wykorzystać – żeby podziękować wspierającemu mnie wydawnictwu Wolters Kluwer, jego kierownictwu, a nade wszystko redaktorkom Małgorzacie Stańczak i Joannie Tchorek oraz firmie desktopowej Violet Design. Bardzo zatem dziękuję. Proszę uwierzyć, niełatwo opanować tak ogromny, szczegółowy materiał i na dodatek wydać go bez jednego dnia opóźnienia.

 

NOWOŚĆ wybór eksperta (prof. Jacka Gudowskiego) do Kodeksu Rodzinnego i Opiekuńczego w LEX Kompas Orzeczniczy. Testuj bezpłatnie >>>

 

Właśnie ukazał się kolejny tom – Kodeks rodzinny i opiekuńczy. Orzecznictwo. Piśmiennictwo. Co ten tom zawiera?

W zbiorze są pozycje piśmiennictwa prawniczego opublikowane w okresie 1872–2021, dotyczące wprost lub – ze względu na łączność tematyczną – mogące dotyczyć przepisów obowiązującego kodeksu rodzinnego i opiekuńczego. Zbiór obejmuje monografie, opracowania specjalistyczne, księgi pamiątkowe, dzieła zbiorowe etc., a także artykuły (inne formy piśmiennicze) ogłaszane w czasopismach lub innych periodykach prawniczych (np. uczelnianych zeszytach naukowych), ale także w mało znanych publikatorach, lokalnych, środowiskowych, efemerycznych lub o niewielkim zasięgu rozpowszechniana. Zbiór obejmuje teksty opublikowane w języku polskim, wydawane w Polsce, a przed 1918 r. – na terenach polskich anektowanych przez zaborcę. W sumie jest w nim około 2000 orzeczeń Sądu Najwyższego, z wszystkim adresami publikacyjnymi oraz wskazaniem glos i innych omówień, oraz ponad 3500 tytułów pozycji piśmienniczych, z podaniem autorów, redaktorów i innych podstawowych danych bibliograficznych.

To powiedzmy od razu, że nie są to tylko opracowania ściśle prawnicze. Już w tytule jest zastrzeżenie: Orzecznictwo Sądu Najwyższego z lat 1920–2021 oraz piśmiennictwo z lat 1872–2021, dotyczące Kodeksu rodzinnego i opiekuńczego lub zachowujące ścisły związek z jego przepisami. Co to dokładnie oznacza?

Instytucje prawne moją względnie mocną i trwałą konstrukcję oraz zazwyczaj głębokie zakorzenienie historyczno-dogmatyczne. Tak jest również w przypadku instytucji kształtujących prawo rodzinne, utrzymujące przecież silne związki z prawem cywilnym. Musimy jednak pamiętać, że losy prawa rodzinnego w Polsce były szczególnie kręte i burzliwe – napisałem o tym w przedmowie – a kodeks z 1964 r. powstał w wyniku swoistego zharmonizowania porządków prawnych państw zaborczych, a także przenikających prawo rodzinne wyznań religijnych, kultur, tradycji, a nawet ideologii. Z tego względu dorobek piśmienniczy z okresu międzywojnia, sięgający XIX wieku, choć relatywnie niewielki, w dużej mierze zachowuje merytoryczną łączność ze współczesnymi unormowaniami; pokazuje rodowód niektórych instytucji, pozwalając lepiej je zrozumieć, zinterpretować i zastosować w praktyce. Liczne stare pozycje piśmiennictwa godne są upowszechnienia i zajrzenia do nich w razie potrzeby. To samo dotyczy dawnego orzecznictwa, w swej warstwie językowej już archaicznego, ale przynoszącego niekiedy odkrywcze konstatacje. GUDI-LEX pozwala łatwo te pozycje i orzeczenia wyłowić i odnaleźć. W tym właśnie sensie zachodzi związek dzieł i orzeczeń pochodzących z okresu sprzed uchwalenia kodeksu rodzinnego i opiekuńczego z jego przepisami. Ale są także inne związki, zachodząca w innym czasie i w innych relacjach.

Co to za związki?

W ostatnich latach – powiedzmy, w ostatnim dwudziestoleciu – prawo rodzinne i opiekuńcze nabrało charakteru interdyscyplinarnego, w pewnym sensie wielowarstwowego, pochłaniając dorobek także innych dziedzin nauki, a wśród nich np. pedagogiki, etyki, psychologii, socjologii, medycyny, demografii. Przechyliło się także nieco w kierunku prawa publicznego. Oczywiście bardzo istotne i wciąż żywe są związki prawa rodzinnego z prawem kanonicznym i kanonistyką, nie stroniłem zatem od uwzględniania w zbiorze pozycji piśmienniczych powstałych na obszarach tych właśnie dziedzin, czyniłem to jednak tylko wtedy, gdy w jakimś aspekcie dotyczą przepisów kodeksu rodzinnego i opiekuńczego; wypływają z jego unormowań, rozbudowują je, łączą się z nimi albo objaśniają z innych niż prawny punktów widzenia. Z tego powodu czytelnik znajdzie również w zbiorze liczne artykuły i opracowania publikowane w czasopismach nienależących do domeny prawniczej.

Państwo prawa to niezależne sądy

Państwo prawa to niezależne sądy>>

Czyli zbiór może być przydatny nie tylko dla prawników, bo to, że wychodzi naprzeciw ich potrzebom, nie budzi żadnych wątpliwości.

Ma pan rację. Wydany właśnie zbiór może być przydatny także dla innych niż prawnicy osób zajmujących się rodziną, małżeństwem, wychowaniem dzieci i troską o ich rozwój, a więc pracownikom placówek wychowawczych, ośrodków pomocy społecznej, ośrodków adopcyjnych i preadopcyjnych, poradni psychologicznych, ośrodków mediacyjnych, zespołów interdyscyplinarnych ds. przemocy w rodzinie, a także specjalistom i biegłym sądowym zajmującym się problematyką rodziny, czyli  wszystkim, którym w codziennej pracy potrzebna jest choćby odrobina wiedzy z zakresu prawa rodzinnego i opiekuńczego. W zbiorze znajdziemy zatem teksty specjalistyczne zawierające pierwiastek rodzinno-prawny, publikowane np. w takich czasopismach, jak „Problemy Opiekuńczo-Wychowawcze”, „Problemy Rodziny”, „Dziecko Krzywdzone”, „Szkoła Specjalna”, „Pedagogia Ojcostwa” etc. Czy ktoś – niczego tym tytułom nie ujmując – o nich na co dzień słyszy? To samo dotyczy periodyków wyznaniowych, często zajmujących się stykiem prawa wyznaniowego (kanonicznego) z prawem państwowym, wydawanych w uczelniach katolickich, diecezjach, zgromadzeniach zakonnych, w niewielkim nakładzie i przy bardzo ograniczonym debicie. Natrafimy więc w zbiorze na teksty publikowane – przykładowo – w „Biuletynie Stowarzyszenia Kanonistów Polskich”, „Pedagogice Katolickiej”, „Rocznikach Teologiczno-Katolickich” albo w diecezjalnych „Studiach Ełckich” czy „Łódzkich Studiach Teologicznych” i w wielu, wielu innych. Nie wspominam o licznych dziełach zbiorowych, monograficznych, okazjonalnych, księgach jubileuszowych…

Czy w doborze materiału do tego zbioru kierował się pan takimi kryteriami jak znaczenie, ważność orzeczenia czy publikacji?

Nie. Wykazy piśmiennictwa nie zawierają żadnych wyróżnień „ważności” lub „doniosłości” dzieła, są w nich zatem – obok dzieł o fundamentalnym znaczeniu i mających ponadczasową renomę – także teksty mniej ważne, przyczynkarskie lub pozbawione istotnych walorów naukowych lub poznawczych. Jest wiele prac nieznanych albo zapoznanych, niewidocznych w bibliografiach lub opracowaniach monograficznych. Wybór i ocena dzieła należy do czytelnika, bo przecież każdy szuka czego innego, kieruje się innymi kryteriami i dysponuje innym „aparatem skojarzeniowym”. No i co innego znajduje. Niekiedy teksty – wydawałoby się – nic nieznaczące dostarczają nieoczekiwanych odkryć albo punktów zaczepienia do dalszej analizy i dyskusji.

A co z aktualnością?

Zasadniczo nie uznaję stosowanego niekiedy w prawie, zwłaszcza w opracowaniach popularyzatorskich, ale nie tylko, podziału orzeczeń i tekstów na „aktualne” i „nieaktualne”. W zbiorze nie dokonywałem zatem kwalifikacji i podziału według tego kryterium, a pominąłem tylko te orzeczenia i pozycje piśmiennictwa, które np. na skutek bezpowrotnego zaniku funkcjonującej ongiś instytucji prawnej całkowicie utraciły jakiekolwiek znaczenie jurysprudencyjne. Znajdują się zatem w zbiorze orzeczenia formalnie nieaktualne, tzn. nieodnoszące się do obowiązującego stanu prawnego, jednak np. przez swą ponadczasową doniosłość zachowujące walor historyczny, sięgające swymi skutkami poza czas obowiązywania przepisu albo też unaoczniające sposób rozstrzygania przez najwyższą instancję sądową zagadnień mających charakter uniwersalny. Są także orzeczenia, które utraciły aktualność w tym sensie, że z zajętego w nich stanowiska Sąd Najwyższy się wycofał. Wszystkie te orzeczenia, określane potocznie jako nieaktualne, mają jednak istotną wartość historyczną i poznawczą, są więc jak najbardziej aktualne. Zgodnie z życzeniem wydawcy, niektóre orzeczenia oznaczyłem – według swojego, autorskiego uznania – stosownymi ideogramami, mającymi zwrócić na nie szczególną uwagę czytelnika.

 

Cała ta seria publikacji opatrzona jest logo "GUDi-LEX". To pański znak firmowy?

Od początku tak nazywałem swoje zbiory. Trochę dla zabawy, trochę dla szpanu, trochę z takiej semiotycznej potrzeby. Jak panu już kiedyś wspominałem, „Gudi” to moja młodzieńcza, odimienna „ksywka”. Już w czasach studenckich opatrywałem nią różne owoce swojej aktywności, rysunki, zdjęcia, filmy kręcone amatorską kamerą. „Gudi-Foto”, „Gudi-Video”, Gudi-Pinxit”, „Gudi-Rideo” – to były moje, oczywiście żartobliwe i często autoironiczne, znaki rozpoznawcze. Przed wydaniem pierwszych tomów obstawałem więc podczas rozmów z Wolters Kluwer za użyciem tego znaku, głównie dlatego, żeby moje zbiory odróżniały się na rynku od innych i były łatwo rozpoznawalne. Ten znak świetnie zresztą konweniuje z oznaczeniem produktów wydawcy, a poza tym chciałem, żeby był to także znak solidności i rzetelności dzieła. Wierzę, że uzyskał u czytelników taką renomę.

W każdym tomie dostrzegam inną dedykację…

Orzeczenia i teksty, które zamieściłem w jedenastu woluminach „GUDI-LEXa”, mają swoich autorów, twórców, a także swój kontekst – normatywny, doktrynalny, społeczny, polityczny. Trzeba o tym pamiętać, dostrzegać to i akcentować. Każda dedykacja, siłą rzeczy mająca tony bardzo osobiste, jest więc zarazem głębokim ukłonem w stronę jej adresatów. To rodzaj podziękowania. Dedykacja w ostatnim tomie, o którym właśnie rozmawiamy, brzmi: „Iustitiae” et  „Themis” animo grato et admiratione. Może jest trochę niejednoznaczna, ale chyba łatwo ją rozszyfrować.