Nad przygotowaną przez resort kultury nowelą trwają prace w Sejmie. Sporne punkty dotyczą przede wszystkim uregulowań związanych z tzw. dozwolonym użytkiem, czyli wyjątkowymi sytuacjami, w których prawo zezwala na korzystanie z cudzej twórczości bez zgody autora i bez zapłaty wynagrodzenia. Chodzi m.in. o prawo do zacytowania dzieła czy wykorzystywania go w procesie nauczania lub informowania.
W wersji skierowanej do Sejmu przez MKiDN tzw. wyjątek edukacyjny, (czyli właśnie prawo do bezpłatnego i bezlicencyjnego wykorzystania dzieł, np. filmów, książek czy artykułów prasowych w procesie nauczania), przysługiwać ma – podobnie jak dotychczas - wyłącznie "instytucjom oświatowym", tj. m.in. przedszkolom, szkołom (zarówno państwowym jak prywatnym), schroniskom młodzieżowym, ogniskom artystycznym, uczelniom czy jednostkom naukowym.
Prawo do jego wykorzystania nie obejmuje jednak bibliotek "niepedagogicznych", muzeów, archiwów ani organizacji pozarządowych.
To, zdaniem NGO-sów, optujących za jak najszerszym i najłatwiejszym dostępem do dóbr kultury i nauki, czyli tzw. otwartystów - błąd.
"Działalność edukacyjna bibliotek, muzeów i galerii, fundacji czy stowarzyszeń w praktyce nie różni się niczym od zajęć szkolnych. (...) A skoro tak – to prowadzące je osoby powinny mieć te same prawa w wykorzystywaniu dóbr kultury, co edukatorzy i nauczyciele funkcjonujący w tradycyjnym systemie szkolnictwa" - napisała np. Koalicja Otwartej Edukacji w apelu do posłów.
Jednak w ocenie Karola Kościńskiego, dyrektora Departamentu Własności Intelektualnej i Mediów MKiDN, który pracował nad stworzeniem rządowego projektu, postulaty te idą za daleko.
"Musimy wyważyć racje tych, którzy chcą np. bezpłatnie i bez zezwolenia twórcy wykorzystywać utwory oraz prawa uprawnionych. Trzeba pamiętać, że ktoś dane dzieło stworzył i ma prawo na nim zarabiać, bo po prostu tak zarabia na życie. Musimy przypilnować, żeby dozwolony użytek nie stał się furtką do wywrócenia całego systemu ochrony praw autorskich, a są takie zakusy. Przypomnę tylko, że wyjątek edukacyjny, ukształtowany tak szeroko - jak proponują fundacje - dawałby kilkudziesięciu tysiącom podmiotów, które czasem nie mają w ogóle nic wspólnego z jakąkolwiek edukacją, prawo do prawie nieograniczonego bezpłatnego korzystania i udostępniania treści, do których prawa należą do kogoś innego. Czy naprawdę akurat tego potrzebuje polska edukacja?" - powiedział Kościński PAP.
Jak mówił, nowela ma natomiast poszerzyć dozwolony użytek edukacyjny w innym aspekcie, bo pozwala na korzystanie z niego w ramach e-learningu, ale adresowanego do określonego, zamkniętego kręgu podmiotów.
"Np. instytucja edukacyjna może zorganizować kursy online i zwielokrotniać materiały, ale musi wiedzieć, kto z tych kursów korzysta. Kursanci muszą się jakoś identyfikować np. poprzez login lub e-mail. Tego rodzaju e-learning nie obejmuje tzw. massive online courses, które są adresowane do wszystkich użytkowników internetu" - opisywał Kościński.
Według niego "użytek cyfrowy i łatwość zwielokrotniania w ten sposób i łatwość udostępniania treści w internecie może otworzyć szerokie pole do nadużywania tego wyjątku przez podmioty, które nie są zainteresowane edukacją, tylko pośrednim zarabianiem na udostępnieniu utworów w sieci". Jak powiedział, prawo unijne w wypadku poszerzenia dozwolonego użytku na użytek cyfrowy wprost nakazuje ustawodawcy zachować "ostrożność" dalej idącą niż w przypadku wyjątków o charakterze analogowym.
"Nic dziwnego, że na rozwiązanie, jakie proponują fundacje, nie zdecydował się nikt w Europie – zwłaszcza, że prawo międzynarodowe nakazuje spod zakresu wyjątku edukacyjnego wyłączyć działania edukacyjne podejmowane poza kategorią instytucji typowo edukacyjnych" - dodał przedstawiciel resortu kultury.
Jak mówił, wszyscy zainteresowani edukowaniem, w tym także biblioteki czy organizacje pozarządowe będą mogły - na podstawie prawa cytatu - wykorzystywać w celach nauczania fragmenty utworów np. w swoich prezentacjach, kursach, ścieżkach edukacyjnych czy wykładach.
"Wnioskodawcy nie byli w stanie w czasie posiedzenia podkomisji wskazać ani jednego rodzaju aktywności edukacyjnej, która nie mieściłaby się w granicach prawa cytatu i wymagała bardzo szerokiego ujęcia cyfrowego wyjątku edukacyjnego" - ocenił Kościński.
Ryszard Markiewicz
Zabawy z prawem autorskim>>>
Jak zaznaczył przedstawiciel MKiDN, w pierwotnej wersji projekt zawierał propozycję, by pozwolić na szeroki, nieograniczony podmiotowo niekomercyjny użytek edukacyjny - ale tylko "analogowy".
"Chodziło o to, żeby można było wykonać np. 20 kserokopii jakiegoś artykułu i wykorzystać go do prowadzenia korepetycji albo puścić cały film na kółku filmowym. Ale nikt nie popierał takiego pomysłu: ani organizacje pozarządowe, ani przedstawiciele twórców, więc z niego zrezygnowaliśmy. Jeśli wszyscy są przeciw, trudno obronić jakąkolwiek propozycję" - powiedział Kościński.
Organizacje pozarządowe, które chciały poszerzenia wyjątku edukacyjnego wskazują jednak, że od początku nie były przeciwne takiemu rozwiązaniu, dlatego liczą na przywrócenie go w trakcie prac sejmowych.
"Mieliśmy nadzieję, że resort kultury uzna, jak ważną rolę odgrywają biblioteki, muzea i NGO-sy w procesie edukacji, w tym edukacji nowoczesnej, która wykorzystuje komputery i internet. Nie zgadzamy się też z argumentacją MKiDN o tym, że ryzyko nadużyć jest większe niż społeczne korzyści z proponowanego przez nas rozwiązania. Dlatego nie cieszyła nas wersja przepisu zaproponowana przez resort. Nie rozumiemy jednak, dlaczego MKiDN zmienił zdanie i wycofał się nawet z użytku analogowego" - powiedział Alek Tarkowski z Centrum Cyfrowego, jeden z reprezentantów "otwartystów".
Jak mówił, wprowadzenie tego punktu - który "znalazł już przecież wcześniej akceptację Ministerstwa Kultury" - dałoby możliwość np. zorganizowania przez stowarzyszenie rodzin zastępczych bezpłatnego kółka filmowego dla swoich podopiecznych, bez konieczności zdobywania licencji i ponoszenia opłat.
"Przy obecnej wersji przepisów jest to niemożliwe. Liczymy, że posłowie podejmą dobrą decyzję dla edukacji" - podkreślił Tarkowski.
Samo Ministerstwo Kultury pozostaje jednak przy swoim zdaniu.
„Obecne zdziwienie Centrum Cyfrowego jest dla nas zaskakujące. W swoim stanowisku skierowanym do resortu kultury w toku konsultacji społecznych projektu Centrum Cyfrowe, odnosząc się do proponowanego analogowego wyjątku edukacyjnego, napisało m.in.: +Zastosowania analogowe utworów, oparte na wykorzystaniu ich egzemplarzy w miejsce kopii cyfrowych, uznajemy za coraz bardziej anachroniczne. (...) Rozszerzenie dozwolonego użytku obejmujące wyłącznie użycie egzemplarzy uznajemy za bezużyteczne...+. Centrum Cyfrowe samo więc - poprzez swoje stanowisko z konsultacji - przyczyniło się do rezygnacji z wyjątku analogowego” - konkludował Kościński. (PAP)