Czytaj: SN: Nie będzie dyscyplinarki dla Manowskiej za oddelegowanie bez zgody I prezes>>
 

Krzysztof Sobczak: Rzecznik dyscyplinarny Sądu Najwyższego odmówił wszczęcia postępowania dyscyplinarnego wobec obecnej I prezes SN Małgorzaty Manowskiej w związku z pełnieniem przez nią, gdy nie była pierwszym prezesem, funkcji dyrektora Krajowej Szkoły Sądownictwa i Prokuratury mimo sprzeciwu pani jako ówczesnej I prezes SN. To prawidłowa decyzja?

Małgorzata Gersdorf: Trudno mi komentować tę decyzję, rzecznik dyscyplinarny jest autonomicznym i niezależnym organem, nawet w wobec aktualnego pierwszego prezesa, tym bardziej więc były prezes powinien zachować umiar w komentowaniu jego działań.

Ale ta historia ma swoje korzenie w czasach, gdy to pani kierowała Sądem Najwyższym. I to pani odmówiła prof. Manowskiej zgody na zajmowanie stanowiska dyrektora Krajowej Szkoły.

To prawda, bo uważałam i nadal uważam, że sędzia Sądu Najwyższego nie może podejmować się takich dodatkowych obowiązków. Ja wtedy konsekwentnie stałam na takim stanowisku i byłam za wszczęciem postępowania dyscyplinarnego w tej sprawie. Ale to, o czym teraz słyszymy jest suwerenną decyzją rzecznika. Ja wniosek złożyłam, bo uważałam, że było przewinienie, ale może rzecznik uznał, że nie aż tak duże, by wszczynać postępowanie.

Rzecznik dyscyplinarny w uzasadnieniu swojej decyzji też stwierdził, że było przewinienie, ale miało ono niską szkodliwość społeczną.

No właśnie, co do tego, że przewinienie było rzecznik zgodził się z moim stanowiskiem, a co do niskiej szkodliwości czynu to moglibyśmy podyskutować. Bo przecież pani Manowska zrobiła coś, czego nie wolno robić. Przewinienie było, a sędzia Manowska powinna się dostosować do decyzji pierwszego prezesa.

 


Zapewne spór o to, czy rzecznik postąpił właściwie, szybko nie zakończy się. Ale czy nie jest pewną niezręcznością, że postępowanie rozpoczęte gdy prof. Małgorzata Manowska była zwykłym sędzią, zakończyło się gdy jest pierwszym prezesem?

Zawsze taka sytuacja budzi pewne wątpliwości, czy ta pozycja osoby obwinionej nie ma wpływu na przebieg postępowania i jego wynik. Ale rzecznik dyscyplinarny Sądu Najwyższego jest niezależnym organem i niezawisłym sędzią, nie ma więc podstaw do podważania jego rozstrzygnięcia.

Czy nie lepiej by było, gdyby to jego postępowanie wyjaśniające zakończone zostałoby przed zakończeniem pani kadencji i powołaniem nowego pierwszego prezesa? Był przecież na to rok.

Oczywiście byłoby lepiej, bo nie byłoby pola do jakichkolwiek spekulacji i podtekstów. Ale rzecznik nie mógł szybko zakończyć postępowania wyjaśniającego, bo musiał czekać na wyrok Trybunału Sprawiedliwości, który miał stwierdzić, czy nowi sędziowie Sądu Najwyższego, do których zalicza się pani Manowska, zostali prawidłowo powołani na swoje urzędy. Dlatego nie przyspieszał tej pracy, bo liczył, że sprawa rozwiąże się na tej drodze. A ponieważ ta procedura jeszcze trwa, to chyba dlatego zdecydował się zakończyć postępowanie. Nie będę podważała tej decyzji, bo to jego decyzja i jego odpowiedzialność.  

Czy przypomina pani sobie, by kiedyś w Sądzie Najwyższym było postępowanie dyscyplinarne wobec pierwszego prezesa?

O normalnym postępowaniu dyscyplinarnym, związanym w wypełnianiem urzędu sędziego przez pierwszego prezesa, czy prezesa kierującego izbą, nie słyszałam. Natomiast były wnioski o takie postępowania w stosunku do mnie. Ale to historie z zupełnie innej półki, wnioski przychodzące z zewnątrz i w okresie, gdy moja obecność na stanowisku pierwszego prezesa Sądu Najwyższego pewnym ludziom bardzo przeszkadzała. 

A jeśli chodzi o tę niezręczność, że rzecznik dyscyplinarny musi rozpatrywać sprawę swojej przełożonej, to co ona ma zrobić? Sprawa do niego trafiła, to musiał się nią zająć.

A może byłoby lepiej, gdyby zarzutami wobec pierwszego prezesa Sądu Najwyższego zajmował się jakiś inny organ dyscyplinarny, na przykład rzecznik Naczelnego Sądu Administracyjnego.

Być może, chociaż nie jestem przekonana, czy to jest potrzebne. Ale nie zapominajmy, że rzecznik stwierdził, że sędzia Manowska popełniła przewinienie.

To prawda, ale sprawę umorzył. Można to interpretować, że ma być wilk syty i owca cała.

Być może niektórzy będą tak to oceniać. Mogą też być opinie, że gdyby sprawą zajmował się jakiś organ spoza Sądu Najwyższego, to by nie umorzył. Ale to tylko spekulacje. A ten rzecznik wprawdzie sprawę umorzył, ale przewinienie stwierdził. I tak już to zostanie.