Zawsze na jakieś spektakularne wydarzenie, którym żyje opinia publiczna, reakcją są projekty dokładające nowe kary i zaostrzające już istniejące w kodeksie. Zwykle bez refleksji, co przyniosły poprzednie takie zmiany. Bo przecież prawo w Polsce istnieje, w sprawie pedofilii kolejne zmiany już były wprowadzane, niektóre całkiem niedawno. Dały one coś? 

Czytaj: Nawet 30 lat za pedofilię, wyższe kary dla pedofilów-opiekunów dziecka>>

Może i dały, ale film "Tylko nie mów nikomu", na bazie którego nastąpiło to nagłe wzmożenie, wcale nie ten problem pokazuje jako najważniejszy. Autorzy filmu nie kwestionują wysokości kar, tylko to, że w wielu przypadkach nie mogło dojść do ukarania sprawcy, bo był kryty przez swoją instytucję, ale też przez wiernych. Nawet po emisji filmu można było w mediach oglądać zarówno hierarchów kościelnych jak i zwykłych parafian, którzy nie wierzą, że to wszystko jest prawdą. 
Film pokazuje też, jak ukarany ksiądz po wyjściu z więzienia wraca do pracy z dziećmi. Słyszymy też, że biskup wiedział o czynach swojego podwładnego, ale jego jedyną reakcją było jego przeniesienie do innej parafii. 

Nie miejsce tu na analizy, dlaczego całymi latami Kościół wypierał wiedzę o tym problemie i krył sprawców, a obecnie duża jego część nie umie zareagować na zaistniałą sytuację. To problem kościelnych władz oraz wszystkich członków Kościoła, bo to  oni muszą znaleźć sposób na ewentualne uratowanie swojej wspólnoty przed degeneracją i rozpadem. Nie jest oczywiste, czy to się uda, bo w Irlandii nie udało się. 

Politycy i rząd nie muszą się tym zajmować, ale po obejrzeniu filmu powinni odpowiedzieć publicznie na pytanie, dlaczego zarządzane przez nich państwo tolerowało taką sytuację w Kościele. Owszem Kościół katolicki, podobnie jak wszystkie związki religijne, ma szeroką autonomię, a ten kościół nawet w Polsce znacznie większą. Ale ta autonomia nie oznacza niezależności od obowiązującego w państwie prawa. Można oczywiście pytać, dlaczego proboszcz i biskup tolerowali pracę z dziećmi księdza, który miał sądowy zakaz takiej pracy. Ale trzeba też pytać, dlaczego organy państwa nie zainteresowały się tym. Prokuratura i policja, które tak sprawnie ścigają ludzi rozwieszających plakaty z Matką Boską w aureoli z tęczy, czy zakładających koszulki z Konstytucją na pomniki, takich spraw nie widzą. 

 


Można też te organy pytać, czy wiedzą, jaka jest prawdziwa skala zjawiska, bo przecież film i inne wcześniejsze publikacje pokazują tylko czubek góry lodowej. Tak na pewno jest, bo zawsze za takimi publikacjami jest jakaś ciemna liczba. 

O tym politycy nie chcą mówić, nie proponują też żadnych sposobów na wyjaśnienie sytuacji i oczyszczenie atmosfery. Nie robią tego, bo boją się Kościoła. I dlatego robią zasłonę dymną w postaci naprędce zaostrzanych kar. 

A to zła droga, bo w ten sposób problemu nie rozwiążą. Kościół może, jeśli taka będzie wola jego członków i hierarchii, brnąć do samozagłady. Ale powinnością rządzących polityków jest chronić państwo przed skutkami tej patologicznej sytuacji. Bo to nie jest tylko wewnętrzna sprawa Kościoła.