W Gostyninie przebywają osoby, uprzednio skazane za najcięższe przestępstwa seksualne i uznane - po odbyciu kary - za stwarzające zagrożenie dla społeczeństwa. 22 listopada minie 5 lat od uchwalenia ustawy o postępowaniu wobec osób z zaburzeniami psychicznymi stwarzających zagrożenie życia, zdrowia lub wolności seksualnej innych osób. Sytuacja w placówce, problemy związane z kierowaniem do niej kolejnych osób, możliwości terapeutyczna KOZZD-u, są tematami czwartkowej konferencji w Kliniki Psychiatrii Sądowej IPiN. 

Konieczne pilne rozwiązania

Przedstawiciele RPO chcą spotkać się w sprawie Gostynina z przedstawicielami Ministerstwa Sprawiedliwości. Rzecznik Machińska nie ma wątpliwości, że placówka wymaga natychmiastowych działań i rozwiązań zarówno prawnych jak i infrastrukturalnych. 

- Sytuacja osób przebywających w Gostyninie jest bardzo zła. Po pierwsze był zaprojektowany dla osób, wobec których należy prowadzić terapię, które wykazują dyssocjalne zachowania, które powinny być pod szczególnym wsparciem jeśli chodzi o działania psychologiczno-psychiatryczne. To co zobaczyliśmy na miejscu podczas wizytacji jest niewyobrażalne. Nagromadzenie pacjentów - obecnie przekroczona jest już pojemność ośrodka. Ciasnota, łóżka piętrowe, żadnej prywatności - mówi. 

 


Jak dodaje, frustrację osób przebywających w Gostyninie pogłębia łamanie ich praw i ciągła kontrola. 

- Przykład? Brak możliwości normalnego spotkania z rodziną. Możliwość jest, ale pod takimi obostrzeniami, że wiele osób z tego rezygnuje. Spotkania są pod nadzorem, pacjenci nie mogą dotknąć ręki żony. Ich dzieci nie mogą usiąść im na kolanach. Na jakiej podstawie? - pyta. 

Czytaj: RPO występuje ws. pacjentki Gostynina, ośrodek przepełniony>>

Problem pierwszy - wnioski o umieszczenie w ośrodku

Zastępca RPO przyznaje, że jest kilka wrażliwych punktów. Pierwszy z nich to kierowanie do sądów wniosków o umieszczenie danej osoby, po odbyciu kary, w placówce. Inicjują procedurę dyrektorzy zakładów karnych. 

- Rozmawialiśmy na ten temat z przedstawicielami Centralnego Zarządu Służby Więziennej. Twierdzą, że jest to ściśle proceduralnie respektowane. Że dyrektorzy o takich wnioskach informują przełożonych i, że są one analizowane. Chcemy się temu przyjrzeć. Bo tych wniosków jest za dużo. Kolejna sprawa jak to możliwe, że ktoś wychodzi po odbyciu kary na wolność, przebywa tam rok, zakłada rodzinę, ma dziecko, pracuje, nie robi nic złego i pewnego dnia dowiaduje się, że jest skierowany do Gostynina - cała procedura toczy się poza nim - mówi Machińska. 

W jej ocenie braki w zakresie procedur są na tyle duże, że do Gostynina może trafić każdy, kto wykazuje zachowania dyssocjalne i spełnia ogólnie wskazane w ustawie kryteria.  

Dodaje, że na problem polskiego KOZZD-u zwrócił też uwagę w swoim raporcie Komitet Rady Europy Przeciwko Torturom. - Wskazał, że placówka wymaga absolutnie zmian, w tym zmiany filozofii podejścia do tego typu osób - mówi. 

Czytaj: Ośrodek w Gostyninie na granicy pojemności>>

Bez szans na wyjście

RPO wielokrotnie zwracał uwagę, że kolejnym istotnym problemem związanym z KOZZD-em jest to, iż placówki dotąd nikt nie opuścił. Mimo że sam dyrektor wnioskował do sądu w Płocku o możliwość opuszczania ośrodka przez sześć osób.  

- Swoje wnioski poparł opiniami psychiatrycznymi, psychologicznymi, sporządzanym przez pracowników KOZZD-u, którzy z tymi osobami pracują na co dzień. Mimo to te wnioski były odrzucane. I to kolejny problem do analizy i rozstrzygnięcia. Jak wygląda taka ocena sądowa? Oczywiście sąd ma prawo do odmowy, ale jak to się dzieje, że opinia dyrektora, pracowników placówki nie ma tu przeważającego znaczenia - mówi Machińska. 

Podobnie jak inni eksperci podkreślają też, że w przypadku osób, które opuszczą Gostynin a także tych, którzy nie muszą trafiać do ośrodka, można stosować dozór elektroniczny. - Przecież można sprawdzić jak te osoby funkcjonują na wolności. Czy uczestniczą w terapii, czy terapia im pomogła. Trzeba powiedzieć wprost, w takich warunkach w jakich są dzisiaj nie ma mowy o prawidłowym przeprowadzeniu takich działań - dodaje. 

Pomysł nie jest nowy, różnice ogromne

Zastępca RPO dodaje, że podobny ośrodek funkcjonuje m.in. w Niemczech, w Rosdorf. 

- Te miejsca są jednak absolutnie nieporównywalne. Nie chodzi tylko o warunki bytowe, ale przede wszystkim o pomysł na terapię tych osób, na przywrócenie ich do społeczeństwa. Podstawa - różnica w mentalności. Niemiecki ośrodek to nie efekt polityki, to miejsca do którego trafiają osoby, które potrzebują terapii i jeśli jest taka możliwość z niego wychodzą. Mają więc dostęp do warsztatów, leczenia. Mają swoje ogródki i możliwość pracy na terenie ośrodka. Mogą też robić zakupy na zewnątrz, oczywiście nie sami - pod nadzorem - mówi. 

Dodaje, że w polskiej świadomości społecznej nadal funkcjonuje przekonanie, że jest to "ośrodek dla bestii". 

- Tak to określali niektórzy politycy, tak funkcjonowało to w mediach i tak się zakorzeniło się w społeczeństwa. Gdybyśmy zapytali to społeczeństwo, czy te osoby powinne być zamknięte na zawsze - to też tak by się wypowiedzieli. Bo jeśli to bestie, to są za restrykcyjnymi metodami. Ktoś kto się z tymi osobami nie zetknął nie rozumie, że są to ludzie, którzy odbyli karę więzienia i wymagają ogromnego wsparcia terapeutycznego, permanentnej pracy. Co więcej jestem głęboko przekonana, że wśród nich są takie osoby, które powinny stamtąd wyjść - mówi.