W latach dziewięćdziesiątych za nazywanie sądu cyrkiem, a sędziów klaunami pewien obywatel został skazany na karę pozbawienia wolności w zawieszeniu. Z tym wyrokiem mieliśmy problem. Z jednej strony potępialiśmy ordynusa, bo sąd był dla nas autorytetem. Z drugiej strony - szanując prawo do wyrażania poglądów i krytyki władzy - uważaliśmy, że nikt nie powinien być za krytykę ścigany karnie.

Nie minęło ćwierć wieku, a adwokaci idący do świątyni sprawiedliwości zadają sobie pytanie: czy ja aby nie idę do cyrku?

Pytanie całkiem zasadne skoro adwokat idzie występować przed sądem, który sądem nie jest, czyli przemawiać przed sędziami nie będącymi sędziami! W tej absurdalnej sytuacji przed adwokatami stają całkiem poważne wyzwania ponieważ sędziów ściganych przez prokuratorów i rzeczników dyscyplinarnych trzeba bronić na wszystkich etapach postępowania. Zdarzało się, że argumenty merytoryczne przeważyły co uprawnia twierdzenie, że adwokat niepodejmujący merytorycznej obrony przed niby sądem minimalizuje szanse sędziego poddawanego represjom.  Z tego powodu adwokaci występujący przed Izbą Dyscyplinarną przyjęli zasadę prowadzenia obron w najszerszym zakresie. Zatem nucąc w duszy "Klaunów", występują przed Izba Dyscyplinarną. Tajność tych posiedzeń pozbawia nas przyjemności opowiedzenia co się dzieje „po drugiej stronie lustra”.

 


Tajność to sprawa poważna, ale ma swoje granice

Dlatego możemy zdradzić, że za stołem sędziowskim widzimy kobiety i mężczyzn ubranych w togi, a ten siedzący po środku ma nawet łańcuch z orłem w koronie. Znając orzecznictwo TSUE mamy podstawy by uważać, że to prawnicy, którzy przebrali się na zapleczu za sędziów. Co w takiej sytuacji ma zrobić adwokat: demaskować maskaradę czy przejść nad nią do porządku dziennego pamiętając, że każdy zdemaskowany przebieraniec może popaść w zły humor, co może być brzemienne w skutki. Jesteśmy zwolennikami pierwszego rozwiązania.

Rzeczą ludzka jest chęć wymazania z pamięci rzeczy niewygodnych. Ludzie udający sędziów zapewne próbują zapomnieć o tym, że nie są sędziami, choć bardzo chcieliby nimi być. Należy im o tym przypominać i żądać, by nie orzekali. Ta strategia okazała się w części skuteczna, bo po wydaniu zabezpieczania przez TSUE niektórzy członkowie Izby Dyscyplinarnej nie przyszli do pracy i przestali orzekać.

 


Kolejnym problemem, z którym spotyka się adwokat na sali rozpraw Izby Dyscyplinarnej to etykieta

Zasadą jest, że gdy sąd wchodzi, obecni wstają.  Jednak co robić, gdy na salę wchodzą osoby udające sędziów? Adw. Roman Giertych rozwiązał ten problem informując sąd, że przemawia na stojąco, bo tak mu wygodniej, czym nawiązał do zachowania adw. Jana Olszewskiego, który nie chcąc wysłuchać haniebnego uzasadnienia w sprawie politycznej rozpoznawanej w okresie ancienne regime powiedział sędziemu, że musi natychmiast opuścić salę rozpraw, bo ma odruchy wymiotne. Jednak adw. Roman Giertych bronił się sam, więc skutki konfrontacji z sędziami dotknęłyby wyłącznie jego. Dlatego adwokaci broniący sędziów wstają, postępując tak z szacunku dla sali sądowej.

Czytaj też: Frankowicze: Sprawy w rękach jednego sędziego SN >

Kolejne pytanie brzmi: jak zwracać się osób ubranych w togi, które orzekają w sprawach dyscyplinarnych? Pytanie pozornie niemądre, bo wiadomo, że zawsze mówimy „proszę sądu” lub „wysoki sądzie”. A tu mamy do czynienia z sądem, który sądem nie jest. Sprawę dodatkowo komplikuje wiążący nas zakaz podawania sądowi nieprawdy. Stąd łamańce typu proszę izby, proszę organu lub szanowni zebrani. Nie jest to łatwe dla kogoś, kto zawsze mówił wysoki sądzie. Stąd zakłady ile razy ktoś się przejęzyczy.

Wychodząc z sądu nuciliśmy kolejna zwrotkę utworu Franka Sinatry:  Śmiesznie nasz los …  Swą farsę gra …. Myślałem przecież … Że pragniesz tego, co ja…. A klowni, gdzie?

Krzysztof Stępiński

Krzysztof Stępiński

Jacek Dubois

Jacek Dubois