Podstawą do zwolnienia 10 proc. pracowników miał być średni stan zatrudnienia z 30 czerwca 2010 r. i 1 lutego br. Od tej liczby powinien odejść co dziesiąty pracownik.
W myśl starego powiedzenia Polak potrafi jeszcze podczas prac nad ostatecznym kształtem ustawy, urzędy zaczęły zatrudniać dodatkowe osoby. Chodziło o zwiększenie owej podstawy, od której miano potem liczyć ilość koniecznych do zwolnienia ludzi.
Przez cały czas w biuletynie rządowym widniały oferty zatrudnienia nowych pracowników. Mieli być wykorzystani do późniejszego, wymuszonego nową ustawą, odstrzału.
Obecnie skutek jest taki, że wiele instytucji państwowych przyjęło nowych ludzi. A ponieważ ustawa nakazująca redukcję a jednocześnie zabraniająca zwiększania stanu osobowego do końca 2013 r., nie wejdzie w najbliższym czasie w życie z powodu decyzji prezydenta, całkowita ilość urzędników znowu wzrosła.
Od 2007 r. stan osobowy administracji państwowej wzrósł o 10 proc. i liczy już ponad 310 tys. urzędników. Nie zanosi się, aby w najbliższym czasie ich ilość zmalała - przewiduje Dziennik Gazeta Prawna.