Syn prokuratora krajowego Janusza Kaczmarka miał za mało punktów z egzaminu, ale dostał się na Uniwersytet Gdański dzięki pozycji ojca - wynika z odtajnionych właśnie dokumentów uczelni, do których dotarła "Gazeta Wyborcza".

Prokurator opowiedział nam wszystko dopiero teraz, gdy po długim procesie z uczelnią zdobyliśmy listę nazwisk 68 młodych ludzi, którzy w 2004 r. dostali się na wydział prawa UG "z odwołania". "Gazeta" ujawniła wtedy, że co najmniej w kilku przypadkach "odwołanie" oznaczało protekcję. Listy polecające konkretnych kandydatów, których odwołania trzeba uwzględnić, napisali do władz uczelni m.in. prezes sądu okręgowego i dziekan rady adwokackiej. Dzięki ich pismom przyjęto na studia dwójkę dzieci sędziów, córkę prokuratora okręgowego oraz kilkoro pociech z rodzin adwokackich. Po naszych publikacjach i interwencji Rzecznika Praw Obywatelskich poszkodowani zostali przyjęci. Ale cała "lista 68" pozostała tajna. Rektor UG Andrzej Ceynowa, którego córka dostała się na prawo z odwołania rok wcześniej, zasłonił się ustawą o ochronie danych osobowych. Gdańska redakcja "Gazety" wystąpiła do sądu. Po półtora roku, gdy wojewódzki sąd administracyjny kazał uczelni ujawnić listę, uniwersytet odwołał się do NSA. "Gazeta" wygrała i 7 sierpnia br. lista została odtajniona. Potwierdziły się nasze podejrzenia - lista jest pełna dzieci znanych prawników. Najwyżej postawiony wśród ojców to Janusz Kaczmarek - w 2004 r. szef Prokuratury Apelacyjnej w Gdańsku, teraz prokurator krajowy. - Synowi zabrakło dwóch punktów, żeby się dostać w normalnym trybie - przyznał dziennikarzom Gazety Janusz Kaczmarek.

- I tak jak inni prawnicy napisał pan list polecający? - Jak najbardziej wiedziałem, że syn pisze odwołanie, choć jego treści szczegółowo nie znałem. Syn zapytał mnie, czy może napisać, że jestem jego ojcem. Pytał też, czy może umieścić ciocie i wujków. Odparłem, że o mnie, jak i o nich może napisać, czytamy w Gazecie.
Jesienią 2004 r. młody Kaczmarek był już studentem UG, a "Gazeta" (i inne media) informowały o kolejnych odsłonach "afery rekrutacyjnej". Wtedy prokurator doradził synowi, by po pierwszym roku "schował się" w Toruniu. - To dla jego dobra i komfortu studiowania - przyznaje Kaczmarek. - I była jeszcze jedna przyczyna. Z pewnych materiałów, których ujawnić nie mogę, poznałem treść takiej oto rozmowy. Pewna osoba dzwoni do profesora z Uniwersytetu Gdańskiego i mówi: "Prokurator Kaczmarek się na mnie uwziął, doradź, co robić". A profesor na to: "Nie martw się, jego syn jest u nas na uniwersytecie". Ta rozmowa niby nic nie mówi, ale jednocześnie zawiera poważne treści. To też była przyczyna, dla której syn zmienił uczelnię - pisze Gazeta Wyborcza, cytując prokuratora Kaczmarka.

W latach 80. młody Janusz Kaczmarek dostał posadę w gdańskiej prokuraturze dzięki swemu ojcu Kazimierzowi. Kaczmarek senior, wtedy pracujący w Baltonie, załatwił prokuratorowi okręgowemu Ryszardowi Zegarowi zachodni specyfik na mrówki faraonki, które rozpleniły się w bloku szefa okręgówki. W zamian Zegar załatwił Kaczmarkowi juniorowi etat.

(Źródło:GW/KW)